14) Sadness is my boyfriend [B.A.P]

345 21 1
                                    

Płomień świeczki zamigotał, kiedy Lucy okręciła się wokół własnej osi, wywołując tym samym podmuch sztucznego wiatru. Po czym zgasł zupełnie, a wtedy po pokoju rozniósł się słodki zapach truskawki pomieszany z gryzącym dymem. Dziewczyna nie zdążyła dokończyć śpiewania refrenu, gdyż przez muzykę z Ultrastara przebił się nadzwyczaj głośny dźwięk dzwonka do drzwi.

Pauza. Echo kroków drobnych stópek, odzianych w kłapciaste kapcie, zmierzających do korytarza. Smukłe palce uderzające o włącznik światła.

Cichy szczęk klucza i szarpnięcie klamką.

Lucy chwilę zajęło przyzwyczajenie wzroku do ciemności, która panowała na klatce schodowej, nim zauważyła, stapiającego się z czernią, chłopaka ze zwieszoną głową.

- Daehyun? - spytała zdziwiona, usta układając na kształt litery "o". - Nie miałeś być w trasie?

- Nie pamiętasz? - jego słowa obiły się o ściany klatki, żeby dotrzeć do jej uszu z większym wydźwiękiem. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak. - Kiedyś powiedziałaś mi, że jak niebo zwali mi się na głowę, to staniesz się moją podporą. Że kiedy piekło zechce mnie pochłonąć, to będziesz moją drabiną. Że... - niespodziewana salwa płaczu wstrząsnęła całym jego ciałem, aż Lucy przeszył niemiły dreszcz. Wciągnęła go, za rękaw kurtki, do domu, po czym z trzaskiem zamknęła drzwi. Nie przejmowała się tym, że był środek nocy i mogła obudzić pięcioletnie dziecko sąsiadki. Co mogło być w tej chwili ważniejsze od Daehyun'a?

Stał jak kołek. Po czerwonej, zrozpaczonej twarzy spływały ciężkie krople łez. Wargi drgały, próbując powstrzymać szczękanie zębami. Lucy nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego. Daehyun był czarną dziurą. Samym epicentrum rozpaczy. Nie miała pojęcia co zrobić. Co powiedzieć. Nie wiedziała co się stało. Objęła go lekko, szepcząc do ucha: - Ćśś... Jestem tu z Tobą.

A on wtulił się mocno w jej drobne ciało, nosem trącając zagłębienie w jej szyi, po której zaczęły spływać jego słone łzy. Czuła każde napięcie jego mięśni, każdy wstrząs i dreszcz, który przeszywał jego klatkę piersiową, kiedy próbował nabrać powietrza do płuc. Jedną dłonią przycisnęła go bardziej do siebie, drugą gładziła jego plecy, okutane nadal w skórzaną kurtkę.

Trwali tak, dopóki kolana się pod nim nie ugięły i nie pociągnął jej za sobą na ziemię. Była zdruzgotana tym wszystkim, sama bliska płaczu. Podskoczyła z przestrachem, gdy z jego ust wydobył się głuchy jęk, a po nim kolejny, aż w końcu Daehyun zaczął wyć i do Lucy dotarło, że musiało stać sie coś naprawdę złego. Nadzwyczaj szybko zebrała się w sobie. Jeśli miała być dla niego ostoją, nie mogła się teraz rozklejać, mimo iż łzy już majaczyły w kącikach jej oczu, a cierpienie rozrywało na kawałki jej duszę. Zupełnie jakby w jakiś empatyczny sposób pragnęła, by oddał jej choć odrobinę swojego.

- Daehyun - próbowała przedrzeć się przez amok w który popadł, dotykając chłodnymi dłońmi jego rozgrzanej, mokrej twarzy. - Daehyun, posłuchaj - kiedy jego załzawione, czerwone oczy spojrzały wprost w jej, słowa ugrzęzły jej w gardle. Miała wrażenie, że zaraz się nimi udławi. Ten widok sprawiał, że jej serce przeszywał ostry ból. - Posłuchaj... - wychrypiała. - Jestem tu z Tobą, rozumiesz? Zawsze będę.

Przytulił ją do siebie, ale ta noc... Ona była straszna sama w sobie. Te kilka godzin spędzonych na dywanie w jej korytarzu. Te hektolitry łez i krzyków, przerywane bezsilnym ottoke. Ta cała rozpacz.

Pamiętam. Kiedyś powiedziałem, że szczęście może trwać wiecznie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czym jest życie.

K-POP One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz