Pocałunek i zaproszenie na imprezę urodzinową

63 7 0
                                    



— Wychodzę! — krzyknął, wchodząc do wąskiego przedpokoju.

Usiadł na podłodze i sięgnął do szafki, by wyciągnąć z niej buty. Jak na to, że był wrzesień, na zewnątrz było ciepło. Miał na sobie ubraną szarą bluzę z kapturem. Nie zamierzał spędzać zbyt wiele czasu w obecności Mickiewicza. Wstał, poprawiając włosy w lustrze, które wisiało na jednej ze ścian. Sięgnął po telefon, który chwilę wcześniej zostawił na jednej z półek.

— Wróć, zanim zrobi się ciemno — usłyszał z kuchni. Wywrócił jedynie oczami i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Droga do szkoły zajmowała mu około dwadzieścia minut. Jako że była sobota i miał jeszcze sporo czasu, postanowił, że przejdzie się. Na zewnątrz świeciło słońce, co było normalnym zjawiskiem we wrześniu, jednak chmury zwiastowały deszcz. Miał tylko nadzieję, że wróci do domu suchy, bo nienawidził biegać. Włożył słuchawki do uszu i włączył swoją playlistę.

***

Cyprianowi nigdy nie przeszkadzało to, że jego rodzice byli tak bogaci. Zawsze miało to pozytywne korzyści, z których chętnie korzystał. Drogie wakacje, duży dom i wszystko czego zapragnął. Ale czym był starszy, tym bardziej odczuwał, że jego rodzice nie skupiali na nim swojej uwagi. Co wkrótce spowodowało, że stał się osobą żądną uwagi. Lubił być w centrum uwagi i całkowicie nie przeszkadzało mu to, że wiele osób zadawało się z nim tylko z powodu jego pieniędzy. Cyprian wiedział, że w swoim życiu miał i ma tylko dwóch przyjaciół, Juliusza i Fryderyka, wiedział, że nie zwracali uwagi na pieniądze, bo sami mieli ich dużo.

Jedyną rzeczą, której nie mógł kupić, a nadal jej nie posiadał była miłość. Sądził, że w liceum każdy znajdzie swoją pierwszą miłość. Często zastanawiał się, czy to tylko głupi stereotyp, czy problem leżał w nim. Każda dziewczyna, która kiedykolwiek się nim zainteresowała, w końcu wychodziła na okropną materialistkę, której zależało tylko na drogich prezentach i popularności w liceum.

Jego rodzice mieli go dość i nawet się z tym nie kryli. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz, jedli wspólnie jakiekolwiek posiłek. W dodatku nienawidzili jego przyjaciół, tłumacząc się ich niskim pochodzeniem. Jedynym plusem, była całkowita wolność i prywatność. Nawet nie wiedzieli, kiedy wychodził i wracał do domu, co często ułatwiało jego nocne wycieczki po Warszawie.

Ta sobota była jednak inna. Przeleżeli z Fryderykiem, połowę dnia w łóżku, ponieważ tak bardzo odczuwali ilość alkoholu w ich organizmach. Najczęściej Chopin wracał do swojego domu, niemalże od razu, gdy wstawał. Ale Cyprian cieszył się z każdej ich wspólnej minuty. Żadne z nich nie wiedziało, kiedy będzie to ich ostatnie spotkanie. Choroba Fryderyka była nieprzewidywalna, z dnia na dzień mógł złapać jego ostatni oddech i już nigdy więcej nie otworzyć oczu.

— Muszę wrócić do domu, do godziny dwudziestej.

Nie rozmawiali tego dnia zbyt wiele. Oglądali filmy, na których i tak się nie skupiali, z powodu ogromnego bólu głowy. Jednak żadne z nich nie chciało, aby ten dzień dobiegał końca. Nadal leżeli w łóżku, w sypialni Cypriana. Pomimo tego, że znajdowała się ona na poddaszu było w niej naprawdę ciepło. Pomimo tego oboje leżeli owinięci kocem. Na zegarku była prawie godzina czternasta.

— Mogliśmy wypić o wiele mniej, chyba będę miał kaca do końca życia — zaśmiał się Norwid, na co Fryderyk odpowiedział mu tym samym.

Byli w trakcie oglądania kolejnej części Harry'ego Pottera. Pomimo tego, że oglądali ten film mnóstwo razy, to każdą część, przeżywali dokładnie tak samo, jak za pierwszym razem. Właśnie zaczęła się ulubiona scena Fryderyka, dlatego znów nastąpiła cisza, w której było słychać tylko głos aktorów i oddech nastolatków.

— Nadal się zastanawiam, dlaczego nikt oprócz Hermiony nie domyślił się, że on jest wilkołakiem, przecież to było takie oczywiste — prychnął.

— Już się tak nie denerwuj, to tylko film o czarodziejach, którzy są nastolatkami, ciekawe czy ty na ich miejscu wpadłbyś na ten pomysł tak od razu — odparł Norwid i ponownie zaczął się śmiać.

Fryderyk nie będąc zadowolony z tego faktu, zasłonił dłonią jego usta, aby ten przestał. Jednak blondyn zaczął się wyrywać, nadal śmiejąc się ze swojego przyjaciela. Doprowadziło to do nieco niezręcznej sytuacji. Cyprian znalazł się pod, zwisającym nad nim brunetem. Opierał on swoje ręce po obu stronach głowy, a ich twarze dzieliło niecałe dziesięć centymetrów.

W tej sytuacji Norwid przestał się śmiać. Patrzyli sobie w oczy. Fryderyk dostrzegł ciemne plamki w kolorze jego tęczówki, których wcześniej nigdy nie widział. Nagle wzrok Cypriana skupił się na ustach młodego pianisty, co nie umknęło jego uwadze. Kolejne sekundy mijały, a oni nadal trwali w tej samej pozycji.

Pierwszy na zrobienie jakiegokolwiek ruchu zdecydował się Norwid. Podniósł swoją dłoń, która wcześniej leżała swobodnie na materacu i sięgnął nią do policzka Fryderyka. Gładząc kciukiem jego skórę niedaleko ust. Wtedy też brunet zbliżył swoją twarz, a ich usta połączyły się w pocałunku. Żaden z nich, nie spodziewał się, że skończy się to w ten sposób. Ich usta pasowały do siebie idealnie, jakby zostały stworzone, aby być razem.

— Muszę już iść .

Zerwał się i niemalże biegiem wybiegł z pokoju Cypriana. Słowa te zdecydowanie zabolały blondyna. Nie spodziewał się tego. Pomimo, że zaskoczył go obrót spraw, liczył na inną reakcję ze strony swojego przyjaciela. A może już nimi nie są? Wiedział tylko tyle, że ich relacje już nigdy nie będzie taka sama.

***

Kilka minut po piętnastej, drzwi do kawiarni otworzyły się, a do środka wszedł Mickiewicz. Juliusz siedział już przy jednym ze stolików, wyczekując na niego. Zamówił kubek kawy i czekał cierpliwie.

— Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo, uciekł mi autobus i musiałem jechać kolejnym — wysapał Mickiewicz, który zapewne musiał biec, aby nie spóźnić się już więcej.

Juliusz uśmiechnął się w odpowiedzi. Nie przyszedł tutaj na rozmowę, a po to, aby odebrać zgubioną rzecz. Wziął łyk ze swojej filiżanki i wpatrywał się w Mickiewicza, który właśnie zajmował miejsce naprzeciwko niego.

— Nie musisz się obawiać, że patrzyłem do środka, szanuje prywatność innych ludzi — odparł Mickiewicz i wystawił w jego stronę notes, który Słowacki bardzo dobrze znał.

Skinął w odpowiedzi i wyciągnął dłoń po swoją własność. Mruknął coś co miało być podziękowaniami i schował zeszyt do kieszeni od bluzy.

— Chyba nie masz nic przeciwko, jeśli wypijemy razem trochę kawy?

Niech to szlag. Miał go już dość. Jednak nie chcąc wyjść na niemiłego skinął niechętnie głową. Adam w odpowiedzi skinął głową. Juliusz zastanawiał się jak długo to jeszcze potrwa, bo co chwilę patrzył na okno, za którym pogoda pogarszała się z każdą kolejną minutą, a to mu się nie podobało.

Siedzieli naprzeciwko siebie. Czasami ich wzroki krzyżowały się, tak jak wtedy, na stołówce, ale nie trwało to długo, wtedy szybko oboje odwracali wzrok i patrzyli na coś innego.

— Zastanawiałem się, czy może nie wybierzesz się na imprezę do Zygmunta, którą organizuje w przyszłym tygodniu. Myślę, że będzie tam sporo osób, więc nie musisz się wybierać ze względu na mnie, ale będzie miło jeśli się zjawisz — odparł Mickiewicz, przerywając ciszę, która trwała już zdecydowanie za długo.

Słowacki nie spodziewał się takiego zaproszenia. Nie był raczej osobą popularną w szkole i nigdy nie został zaproszony na żadną, większą imprezę. Ale może jeśli weźmie ze sobą Fryderyka i Cypriana, nie będzie tak źle? Chopin odpada, przecież jedzie do Paryża na egzaminy, niech to szlag. Najwyżej przyjdzie, a jak mu się nie spodoba to wróci do domu, w końcu nikt nie kazał mu siedzieć do końca.

— Jeśli to nie problem, to wezmę ze sobą swojego przyjaciela i przyjdziemy. Wyślij mi adres i możecie spodziewać się naszej obecności, a teraz już muszę iść, zaraz zacznie lać, a nie chciałbym się przeziębić. Dziękuję za przyniesienie notesu.

Na końcu uśmiechnął się i ruszył ku wyjściu z kawiarni. Mickiewicz odprowadził go wzrokiem do drzwi, chwilę później nadal wpatrując się w nie.

Flores nigri || SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz