Zegar ścienny pokazywał punkt dziesiąta wieczorem. Wylie jeszcze nie ma, trochę się denerwuję. Jedynie dostałem telefon po południu z informacją że będzie późno, ponieważ dzwonili z zakładu w którym była Lydia i jako jej córka musi załatwić kilka spraw. Pytałem czy jechać z nią ale pomyślała o Lauren. Niebyłem zbytnio szczęśliwy ale ufam jej przyjaciółce jakby coś się stało zadzwoniłaby do mnie. Stukam palcami o drewniany blat, moim oczom ukazuję się ramka z naszym zdjęciem ze ślubu. Wylie nie chciała profesjonalnej sesji, w sumie tak samo jak ja. Zrobiliśmy kilka selfie na plaży. Na samą myśl uśmiecham się. W tej samej chwili słyszę ciche pukanie. Podnoszę wzrok na drzwi i widzę żonę.
- Cześć, mogę? - Pyta prawie szeptem.
- Za każdym razem mnie pytasz, a znasz moją odpowiedź. - Śmieję się. Dziewczyna odwzajemnia moją reakcję. Trzyma się za brzuch i siada na skórzanej sofie wygodnie się rozsiadając. - Jak sprawy?
- Dramatycznie. - Wzdycha i zaczesuję włosy do tyłu. - Za to wszystko kupie Lauren dobre wino.
- Opowiadaj czy jesteś zmęczona? - Krzyżuję ręce na piersi i opadam na oparcie fotela.
- Nie, spokojnie. - Delikatnie pochyla się. - Najpierw pojechaliśmy do tego zakładu. Dostałam papiery papiery leczenia mamy i jej akt zgonu. Rozmawiałam z jej lekarką, nikt nie sądził że ona to zrobi.
- W jaki sposób popełniła samobójstwo? - Przerywam jej. Dziewczyna ma zaszklone oczy. Widać że jest to dla niej ciężkie. - Nie powinienem.
- Powiesiła się na klamce. - bierze głęboki wdech. Wstaję z fotela i siadam obok niej. - Podobno dzień wcześniej dowiedział ją jej brat.
- Myślisz że coś jej nagadał? - Zaciskam delikatnie jej dłoń w moją.
- Nie chce się w to zagłębiać. - Podnosi wzrok na mnie. - Potem pojechaliśmy do mieszkania, zabrałam z Lauren wszystkie dokumenty, albumu i pamiątki z domu. Jak coś pudła stoją przed wejściem. - Wycieram jej mokry policzek. - Ciuchy moje i mamy oddaliśmy dla potrzebujących, a mieszkanie umeblowane do sprzedaży.
- Rozumiem. Dasz radę iść pojutrze na pogrzeb?
- Tak, dam radę. Będę gdzieś z boku się trzymać. - Wyjmuję chusteczkę z kieszeni i wyciera zapłakane oczy.
- Odwiozę cię i posiedzę w samochodzie. - Całuję ją w skroń i mocno obejmuję. - Jak się dziś czujesz?
- Dobrze, mały był spokojniejszy ode mnie. - Chichoczę.
- Bo chciał ci zakomunikować żebyś brała z niego przykład. - Próbuje rozweselić dziewczynę. Widzę kątem oka jej uśmiech. - Dziś skończyłem pokój.
- Jutro przyjdą paczki z wanienką i przewijakiem. - Wtula się we mnie. - Więc jakie imię?
- Nie myślałem nad tym. - Zapada cisza. - Charles?
- Jak? - Podnosi wzrok na mnie.
- Charles. Bardzo ładne.
- Będzie pasować idealnie. - Uśmiecha się. Kładę dłoń na jej policzku, powoli przysuwam się. Zamykam oczy i całujemy się. - Jestem trochę zmęczona.
- Idziesz pod prysznic?
- Właśnie taki mam plan. - Wstaję, a ja razem z nią. - Pomógłbyś mi się ogolić. - Pokazuję na brzuch śmiejąc się. Gestykuluje, pokazując że jest duży.
- Jasne że ci pomogę. - Obejmuję ją w tali i całuje w czubek głowy. Wychodzimy z mojego gabinetu. Idziemy prosto do łazienki. Pomagam jej się rozebrać, żona staję przede mną w samej bieliźnie. Zauważam jak jej piękne ciało się zmieniło, mam nadzieję że po ciąży nie wpadnie w kompleksy. W tym samym momencie syczy i dotyka brzucha. - Wylie, wszystko okey? - Panikuję.
- Tak. - Prostuje się. - Daj. - Mówi spokojnie. Bierze moją dłoń i przykłada na brzucha. Przez chwilę nic nie czuję, podnoszę wzrok na nią. Patrzy na mnie wzrokiem aby był cierpliwy. W tej samej chwili czuję kopnięcie. - Poczułeś?
- Tak! Poczułem. - Śmieje się. Nie mogę uwierzyć ze to się dzieje naprawdę. - Cholera, Wylie nasz synek chyba już chce być z nami.
- Jeszcze trochę musi poczekać. - Zdejmuję bieliznę. - Nie chce aby był wcześniakiem.
Leżymy w łóżku. Wylie szybko zasnęła. Sądzę że wczorajszy dzień był dla niej męczący, jutrzejszy jeszcze gorszy. Wtulony w żonę nie mogę zasnąć. Dochodziła prawie pierwsza. Z jednej strony po głowię chodziło mi co kryję się w tych papierach, które przyniosła z domu rodzinnego. Może jest tam coś o mnie, co miała jej matka. Może Liv zostawiła pamiątkę po nas. Wzdycham i zamykam oczy. Ciekawość wygrywa. Wysuwam dłoń i patrzę na kobietę. Śpi. Wylie ma bardzo mocny sen, szczególnie jak jest zmęczona. Wychodzę z łóżka i idę w kierunku schodów, dołu. Już na drugim schodku widzę trzy kartony. Zapalam światło. Podchodzę do pierwszego z nich. Podnoszę wieko i widzę papiery dotyczące mieszkania. Nie obchodzi mnie to. Papiery z leczeniem byłej ukochanej, otworzyłem i czytam że miała dosyć dużo zaburzeń takich jak dwubiegunowość i depresja lękowa. Przeszukuję dalej dalej ale nic co mnie interesuję, drugie pudło. Znajduję akt urodzenia Wylie, pamiętam tą datę. W rubryce ojca napisane jest że nieznany. No tak przecież nie chciała mieć ze mną kontaktu. Ubranka jej ze chrztu i zdjęcia jak była mała. Przeglądając każde uśmiecham się jak głupi, była taka urocza. Na jednym z nich bawi się z jakimś psem. Chowam zdjęcia. Ostatnie pudło. Albumu. Biorę ten, który jest za czasów jej szkół. Przewracam do liceum. Młoda Liv, tą którą pamiętam. Zadowolona, szczęśliwa, kochająca życie. Na niektórych jest Connor. Nawet jest zdjęcie, które jej zrobiłem w moim pokoju. Poznaję po plakatach. Wylie jest bardzo podobna do młodej Liv. Odstawiam fotografię na bok i zaczynam przeszukiwać zdjęcie. Odwracając na kolejną stronę znajduję fotografie na których jestem z Liv ale ona mnie wymazała albo wydrapała. Jestem przerażony jak robiła to agresywnie.
- Alex? - Słyszę kobiecy głos zza plecami. Podskakuję przestraszony. Odwracam się i widzę Wylie stojącą na ostatnim schodku. - Co robisz? - Pyta zaspana.
- A ty czemu nie śpisz? - Podnoszę się i podchodzę do niej.
- Przebudziłam się i zachciało mi się siku. Myślałam że poszedłeś napić się do kuchni. - Tłumaczy. Spuszcza wzrok na album, który trzymam w dłoni na zdjęciach, gdzie jestem wymazany. - Cholera, nie chciałem żebyś tego widział.
- Widziałaś je?
- Tak, wczoraj z Lauren. Byłyśmy przerażone i wsadziłam ten album najgłębiej jak się dało. - Przeciera twarz. - Nie sądziłam że w nocy cię podkusi żeby w nich grzebać.
- Przepraszam. - Zamykam album i wkładam do pudełka.
- Nie masz za co. - Ziewa. - Myślałam że dziś je razem obejrzymy. - Marszczy brwi. Pochyla się i bierze fotografie. - Mama?
- Tak, była w twoim wieku i w moim pokoju. - Staję za nią. Dziewczyna przygląda się bardziej zdjęciu.
- Miałeś tyle plakatów?
- Tak, miałem spoko pokój.
- Mama tu prześlicznie wygląda.
- Wyglądacie na tym zdjęciu prawie identycznie. - Dodaję.
- Zostaw sobie to zdjęcie. - Podaję mi fotografie. - Mama była jaka była ale widzę jak patrzysz na nią z miłością i smutkiem.
- W tamtym szczęście była inna. - Patrzę jeszcze chwilę na fotografie i roluję w dłoni. - Chodźmy spać. Jutro jedziemy na zakupy dla Charlesa.
- Już powoli się przyzwyczajam do tego imienia. - Chichocze.

CZYTASZ
Alex // A.Turner cz.2 ✔️
FanfictionDruga część opowiadania "Wylie". Po odkryciu mrocznej prawdy, Alex i Wylie przechodzą ciężki czas. Z jego życia znika ukochana osoba, próbuję przypomnieć gdzie zrobił błąd, jak to się stało. Mężczyzna myślał że juz nigdy nie wróci wspomnieniami do t...