Rozdział 3

69 4 0
                                    

Odgłosy strzałów były bardzo głośne. Schyliłam głowę i spojrzałam na Scotta. Jego twarz nie wyrażała zaskoczenie, wręcz przeciwnie, jakby był na to przygotowany.

- Biegnij do swojego samochodu. - powiedział do mnie poważnie - Tam jest tylne wyjście. - wskazał ręką - Jedź do domu i nikomu nie ufaj. Potem się zdzwonimy. - nagle zobaczyłam w jego ręce pistolet. Zaskoczona nie mogłam się ruszyć. Natomiast on zaczął strzelać do napastników. - Na co czekasz?! Biegnij! - krzyknął na mnie.

Nienawidzę jak ktoś na mnie krzyczy. Jednak nie odzywając się nic podbiegłam do tylnych drzwi. Ktoś mnie od nich odepchnął. Spojrzałam na tą osobę. Była to barmanka, która właśnie niosła moje cappuccino. Miała na sobie białą koszulę.

- To wyjście tylko dla personelu. - powiedziała z udawanym miłym tonem głosu.

- Nie widzi pani, co się dzieje? Chyba mam prawo wyjść, kiedy w klubie grozi mi niebezpieczeństwo, prawda? - zaskoczona odkrzyknęłam. Zrobiła głupią minę.

- Dobra, wyjdź. - odparła - Ale wiedz, że to nie jest dobry pomysł. Widzę, co się dzieje, ale w naszym klubie jest to częste.

- Świetnie, bardzo mnie to teraz obchodzi. - ominęłam ją wściekła i wyszłam na dwór.

Wtedy zrozumiałam, o co jej chodziło. Na zewnątrz, jakieś 10 metrów ode mnie, stali dwaj faceci, kłócący się o coś. Jeden był w garniturze, wyglądał na prawnika, a drugi był bardzo umięśniony i miał na sobie zwykły T-shirt i dżinsy. Patrząc na nich doszłam do wniosku, że doszło do rękoczynów. Prawnik miał na ustach krew, a ten drugi na rękach. Uznałam, że najlepiej pobiec za budynek.

Tak więc szybko skręciłam w prawo i schowałam się za murem. Odetchnęłam słysząc, że nadal się drą na siebie.

- Ty nieudaczniku! Przepuściłeś całą moja kasę! - sądząc po głosie uznałam, ze to był ten mięśniak.

- A ty za to mnie oszukałeś! - odkrzyknął ten drugi.

Zaczęłam iść w stronę parkingu do klubu. Kiedy tam dotarłam, zauważyłam że praktycznie wiele ludzi stąd już pojechało. Pewnie przez tą zamieszkę. Usiadłam za kierownicą swojego auta i odpaliłam silnik. Zrezygnowana ruszyłam w stronę domu.

Jechałam skrótami, ponieważ widziałam, że trasa była zatłoczona. Wiedziałam, że łamię przepisy, ale mimo wszystko wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer mamy. Odebrała po kilku sygnałach.

- Co tam, skarbie?

- Mamo, kiedy będziesz w domu? - zapytałam, ponieważ nie chciałam być w nim sama. Nie po tym, co przed chwilą się stało.

- Mam dzisiaj wiele spraw do zrobienia. Najwcześniej będę o dwudziestej. - odparła.

- Co?! - a teraz była piętnasta. Dobra, może i byłam tchórzem, ale w tym przypadku naprawdę się bałam, w szczególności, że mój dom był trochę na uboczu.

- Przepraszam skarbie, ale muszę kończyć, przecież jestem w pracy, pa! - i się rozłączyła.

Wściekła rzuciłam telefon na miejsce pasażera. Nagle mój samochód zaczął dziwnie jechać. Zaczął zwalniać. Spojrzałam na licznik. Świetnie, kończyło mi się paliwo. I nagle stanął. Rozejrzałam się. Byłam na odludnej drodze w lesie.

ZamieszanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz