Rozdział 5

65 3 0
                                    

Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. To było głupie. Zawrócił i stanął obok mnie. Zdjął kask i odłożył go do tyłu. Zauważyłam jego łobuzerski uśmiech.

- Widzę, że cię strach przeleciał. - powiedział kąśliwie.

- Tłumacz to sobie jak chcesz. - odparłam wściekła, że tak łatwo mnie sprowokował - Musimy tylko zepchnąć na bok mój samochód, nie? Może byś raczył zejść ze swojego motorka i mi pomóc? - zapytałam kierując się w stronę auta.

- Ależ oczywiście. - odpowiedział. Zgasił motor i ruszył za mną.

Wkurzała mnie jego pewność siebie i arogancja. Mógłby trochę przystopować. Widziałam, że był bardzo umięśniony. Pewnie wyciskał na siłowni. Wściekła, że nie mam takiego ślicznego ciała jak on, uznałam, że zacznę ćwiczyć. I przestanę jeść słodycze. Ale to będzie trudne!

Wspólnymi siłami przepchnęliśmy go na bok. Wiatr zaczął mocniej wiać i jego włosy ślicznie wyglądały rozchodząc się na wszystkie strony. Był taki śliczny. Czy to dlatego mu zaufałam? Dlatego zgodziłam się, żeby mnie podwiózł? Za urodę? Czy byłam aż taka głupia? Czy on zaczął mi się podobać? Nie, nie zakochuję się w chłopakach, których poznałam kilka minut temu.

Zerknęłam na niego kątem oka. Miał śliczne ciemne oczy. Wyglądały jak u wampira, ale nie dziwię się, bo sądzę, że jest on niegrzecznym chłopakiem.

- No to jedziemy już? - zapytał idąc do swojego pojazdu.

- Yhm. - odpowiedziałam lakonicznie.

- Dokąd? - dopytał. Niepewnie podałam mu adres zastanawiając się czy przypadkiem pewnej nocy nie pojawi się u mnie w domu z bronią. Odgoniłam tą myśl od siebie. Najgorsze, że jak coś to będzie tylko i wyłącznie moja wina.

Zastanawiałam się, kto pomoże mi później z autem. Przecież będę musiała je stąd zabrać, a teraz nie miałam pojęcia jak. Rodzice na pewno się wkurzą. W kwestii paliwa, zawsze mi powtarzają, że nie mogę dolewać po trochu, tylko lać pełen bak. No i kto mi pomoże? Już wiem! Scott! Przecież obiecał Rosie, że się mną zaopiekuje.

- A tak w ogóle, Panie Wielce Pomocny, może mógłbyś mi powiedzieć, jak się nazywasz, żebym w razie czego wiedziała, o kim mam mówić na policji, gdybyś coś mi zrobił. - powiedziałam niby żartem, ale był w tym cień prawdy.

- Ooo, no proszę. - odpowiedział - Boisz się mnie?

- Ostrożności nigdy nie za wiele. Przecież cię nie znam. - odparłam siadając za nim na motorze.

- To prawda. Mów mi Paul. - jego uśmiech był bardzo charakterystyczny. Cały czas mu taki towarzyszył przy naszym spotkaniu. Był pełen pewności siebie i arogancji.

- I tyle? A nazwisko? - zdziwiłam się, że nie chce mi powiedzieć. Zamiast odpowiedzieć włączył silnik - No odpowiedz mi!

- Coś ty taka ciekawa? Dla twojego dobra lepiej żebyś nie wiedziała. Może ty mi powiesz, jak mam się do ciebie zwracać? - ten uśmiech w kąciku ust zaczynał mnie już drażnić.

- Mów mi Allie. I w żadnym razie nie zdradzę ci nazwiska! - przekrzykiwałam dźwięk silnika stanowczo.

- Bez obaw. Nie potrzebne mi. - stwierdził. Zaskoczona wpatrywałam się w jego twarz, ale on na to odwrócił się przodem do drogi. Dlaczego on był taki tajemniczy? I to z nim mam dojechać do domu? Objęłam go, bo przecież jakoś musiałam się utrzymać w trakcie jazdy, na co dotknął mojej dłoni. Jeśli chodzi mu o moje skrępowanie to nie miał na co liczyć! Co za dupek. Założyłam jego kask i czekałam aż ruszymy.

- Jedziemy już czy będziemy tak tutaj sterczeć? - zapytałam zdenerwowanym tonem głosu.

Nie odpowiedział, tylko od razu ruszył przed siebie. Czułam tylko wiatr we włosach i wzrastającą prędkość. Spojrzałam przez jego ramię na licznik. 70 km/h. No świetnie. Nie chciałam się jednak przyznać do tego, że byłam tchórzem i bałam się szybkości. Odwaga nigdy nie była jedną z moich mocnych cech charakteru. Właśnie jej mi brakowało coraz częściej.

Przerażona widziałam, jak na liczniku zwiększają się liczby. Nie moglibyśmy zwolnić? Ale uznałam, że nie będę tego mówić na głos, bo tylko będzie ze mnie kpił. O nie, na to mu nie pozwolę. W końcu byłam już na granicy wytrzymałości tej prędkości i zamknęłam oczy. Czułam wiatr na całym swoim ciele. Powoli robiło mi się zimno. Pogoda była ładna, ale nie aż tak, żeby jechać na motorze ponad 100 km/h.

Nagle zatrzymał się. Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że stoimy pod moim domem. Zdjęłam kask i podałam mu go. Potem wstałam.

- Na twoim miejscu nie wsiadałbym na motor, gdybym tak się bał. - powiedział.

- Czego? - odparowałam.

- Nie udawaj, że się nie boisz. Widziałem, że aż zamknęłaś oczy ze strachu. - nabijał się ze mnie. Miałam ochotę mu walnąć.

- Co ty nie powiesz. Dla twojej świadomości rozkoszowałam się jazdą, jeśli nie zauważyłeś. - odparłam.

- Na pewno. - zaśmiał się - Chociaż nie kłam.

- Nie kłamię! A ty nie masz prawa się ze mnie bez przyczyny nabijać! - zdenerwowałam się. Ten chłopak cały czas mnie irytował, jednak było coś w nim pociągającego.

- Oczywiście. Idź lepiej do domu i poczuj, że dotarłaś bezpiecznie. Twój samochód będzie tu stał za jakąś godzinę. - dodał i odjechał.

ZamieszanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz