One. Nienawidzę urlopów

379 15 8
                                    

Rumunia, rok 2020, 8 lutego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rumunia, rok 2020, 8 lutego. Godzina 19:30
     Helikopter wylądował niedaleko drogi. Wysiadły z niego trzy osoby - Ellie Williams, jej żona Dina, a także ich nowa znajoma i przewodniczka, blondwłosa Mary. Mary była także lekarką, która odpowiadała za zabieg in vitro, przez który przeszła Dina. Blondynka zarzekła się także, że będzie nadzorować jej ciążę, żeby wszystko poszło tak, jak należy. Dlatego też poleciała z Ellie i Diną, aby zawsze być w pobliżu, gdyby potrzebna była pomoc lekarza. Mary oznajmiła, że pójdzie do ośrodka, aby odebrać klucze do pokoi, zaś dziewczynom zasugerowała spacer. Kiedy się oddaliła, Ellie powiedziała:
— Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
— Nie przesadzaj, spacer dobrze nam zrobi po kilku godzinach bezczynnego siedzenia w helikopterze — odpowiedziała Dina, zakładając plecak.
— Dina... wolałabym, żebyśmy były ostrożne. Jesteś w piątym miesiącu ciąży, to nie są żarty. Jeszcze targasz ze sobą nasze klamoty. Lepiej będzie, jak zostaniemy i poczekamy na Mary.
— To tylko parę ciuchów i rzeczy do higieny. Nadal się zastanawiam, co tobą kierowało, gdy postanowiłaś zabrać to... — Dina wskazała na strzelbę przyczepioną do plecaka Ellie — i to — wskazała na pistolet znajdujący się w kaburze na prawym udzie Ellie. — Najprawdopodobniej w tylnej kieszeni spodni trzymasz także swój składany nóż, z którym się nie rozstajesz.
  — Słuchaj, po ponad dwudziestu latach zmagań z broniami biologicznymi jestem przewrażliwiona. Przypominam, że niedługo po Raccoon City udaliśmy się do Europy, żeby zająć się Umbrellą i jej wytworami. A gdzie jesteśmy? W Rumunii! Gdzie jest Rumunia? W Europie!
  — Dziękuję za wykład geograficzny. Skarbie, to było szmat czasu temu. Znając życie, nic tu z tych rzeczy nie zostało.
  — W przyrodzie nic nie ginie. Jeszcze ta cała sprawa z The Connections w Luizjanie... kto wie, czy ta pleśń nie jest też w innych zakątkach świata.
  — Jakoś nie widzę nigdzie wielkiej czarnej masy próbującej mnie zabić — zaśmiała się Dina. — Musisz odpocząć. Spacer naprawdę dobrze nam zrobi. No chodź, nic złego się nie stanie.
  — To samo sobie mówiłam przed wycieczką do Raccoon City. Ugh, nienawidzę wolnego... zawsze z tego gówno wychodzi.
  — Tym razem tak nie będzie, daję słowo. No dalej, nie daj się prosić...
  — Ech... skoro tak ci zależy... — westchnęła Ellie.
Dina radośnie klasnęła w dłonie, a następnie wraz z Ellie udały się na spacer do lasu, który wskazała im wcześniej Mary.
       Panie Williams szły przed siebie, aż się ściemniło. Ellie włączyła latarkę znajdującą się na prawym ramiączku jej plecaka. Dziewczyny odwróciły się na pięcie w celu powrotu do helikoptera, kiedy nagle przed nimi świsnęło jakieś stworzenie. Ellie od razu chwyciła za pistolet, odbezpieczyła go i wymierzyła w kierunku, w którym pobiegł zwierz. Dina z nutką zaniepokojenia w głosie zapytała:
  — Czy to był wilk?
  — Było za szybkie, jak na wilka — odparła Ellie. — Jeśli będzie to coś pokroju biegacza, to chyba nie wyrobię.
  — Albo cichacze... ugh, aż mnie ciarki przechodzą na myśl o nich.
— Musimy znaleźć schronienie. Trzymaj się blisko mnie, dobrze?
Jej partnerka skinęła twierdząco głową. Dziewczyny ruszyły w głąb lasu, aby odnaleźć schronienie. Idąc przez ośnieżony, leśny gąszcz natknęły się na wiele martwych ptaków przywiązanych do krzaków. Dina zasłoniła ze zdziwienia usta prawą dłonią, zaś Ellie na początku uważała, że za ten "ptasi cmentarz" mogło odpowiadać stworzenie, które spotkały wcześniej. Wydało jej się to jednak absurdalne, ponieważ dzikie zwierzę raczej nie byłoby zdolne do przywiązania czegoś. "Chyba, że to nie jest zwierzę... a jakiś nowy mutant" pomyślała zniesmaczona. Ellie i Dina szły dalej, aż w końcu, po przejściu przez niewielką rzekę, ujrzały w świetle latarki niedużą, drewnianą chatkę. Ellie ostrożnie otworzyła drzwi i wraz z Diną weszły do środka. Naprzeciwko wejścia znajdowała się umywalka. Ku ich zdziwieniu, z kranu cały czas kapała woda. Ellie zakręciła go, aby nie robił hałasu. Skręciły w lewo. Ellie zbadała pomieszczenie przypominające jadalnię połączoną z kuchnią. Po rekonesansie, podeszła do Diny i oznajmiła:
— Czysto. Ale nie ma czegoś, na czym można byłoby się położyć.
— Yhym... — wymamrotała Dina, po czym spojrzała na przejście znajdujące się w rogu pomieszczenia. — Hej, tu są ślady krwi — podeszła do przejścia. — Ciągną się też po schodach. Najprawdopodobniej prowadzą do piwnicy.
— O. Punkt za spostrzegawczość. Nie podoba mi się to. Musimy ją sprawdzić — odparła Ellie.
Dziewczyny zeszły na dół po kamiennych schodach, po czym skręciły w prawo. Znalazły się w zagraconej piwnicy. Z jednej z szaf wydobywał się niepokojący dźwięk. Ellie wymierzyła w nią, a następnie powoli do niej podeszła. Na drzwiczkach ujrzała krew. "Niedobrze" pomyślała. Ostrożnie otworzyła ją. Wypadła z niej mysz, która następnie uciekła gdzieś do rogu pomieszczenia. Dina zmęczona położyła się na materacu na podłodze, zaś Ellie zabrała koc z szafy i przykrywając nim swoją partnerkę, stwierdziła:
  — Nie jest to pięciogwiazdkowy hotel, ale zawsze coś — powiedziała, a następnie położyła się na podłodze.
— Zmarzniesz — odparła Dina.
— Jakoś to przeżyję. Ważniejsze jest to, aby tobie i dziecku było ciepło.
Dina uśmiechnęła się. Kilka minut później dziewczyny zasnęły.
Rok 2020, 9 lutego. Godzina 07:40.
Ellie obudził głos wołającej o pomoc Diny. Czym prędzej podniosła się i pobiegła w kierunku krzyków, jednakże, gdy dotarła na szczyt schodów, przejście było zabarykadowane przez przewrócone meble. Na szczęście zdołała się przeczołgać przez otwór pod nimi i przedostać się do głównego pomieszczenia. Wstając, zauważyła po prawej ogromną dziurę w ścianie. "Cholera, cholera, cholera!" powtarzała w myślach, po czym wyszła przez dziurę na zewnątrz i szybko ruszyła przez siebie. Przeskoczyła przez płotek, a po przedarciu się przez krzaki dotarła na szczyt zbocza. Rozejrzała się po okolicy i nie uwierzyła w to, co ujrzała. U podnóża zbocza znajdowała się wioska wyglądająca na dość starą, zaś w oddali dojrzała sporych rozmiarów zamek o wysokich wieżach. Z niedowierzaniem, zapytała samą siebie:
— Gdzie ja u licha jestem?

~🐺~

W ten oto sposób kończy się dość krótki wstęp do tej historii. Mam nadzieję, że się Wam spodobał. Jeśli pojawiły się jakieś błędy, możecie dać znać.
Cóż, wygląda na to, że Ellie faktycznie nie ma szczęścia do urlopów.
Pamiętajcie, aby nie chodzić po lesie w nocy, do zobaczenia wkrótce, pozdrawiam Was bardzo serdecznie, trzymajcie się ciepło!

Hunt || RE & TLOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz