002

364 28 80
                                    

Impreza Max trwała w najlepsze i ku oczekiwaniom wszystkich została przedłużona dalej w późną noc.
Granatowe niebo jeszcze lepiej odbijało blask kolorowych lampek i ogrodowych latarni. Otoczenie wyglądało wprost magicznie. Mike i cała reszta bardzo się o to postarali.
To była pierwsza taka impreza od bardzo dawna dla nich wszystkich.
Iście spokojna. Aż za.

Zazdrosny księżyc zerkał na tańczące pary. Trawa pod ich stopami wydawała się nie czuć bólu, jaki zadawały jej szybsze, energiczne kroki, które za moment przeradzały się w powolne kołysanie.
Will siedział przy stole razem z Dustinem, obserwując wszystko z bezpiecznej dla siebie perspektywy. Choć z czasem zaczęła wydawać mu się niezwykle nudna. Sprawiała, że czuł się odosobniony, wykluczony z towarzystwa. Nawet Henderson potrafił znaleźć sobie partnerkę do tańca. Przy stole został już więc tylko on i jego ponury cień. Nie myślcie jednak, że to była jakaś Will'owa wada. W zasadzie lubił swój cień. Choć czasem potrafił wystraszyć go na zawał.
Odszedł od stołu na krótką przechadzkę po ogrodzie. Znał go przecież jak nikt z całej paczki. Do niedawna to samo mógłby powiedzieć też o jego właścicielu. Choć w tej chwili byłby zmuszony konkurować z Eleven.
W nocy ogród państwa Wheeler wyglądał jeszcze ładnej niż za dnia, pomimo swojej mrocznej aury. Niektóre krzaki przypominały Will'owi stwory z Drugiej Strony, przez które wzdrygał się lub zatrzymywał na moment. Jeszcze do końca się z tego nie wyleczył. Chyba nigdy nie wyleczy.

Naraz poczuł dotyk na swoim ramieniu. Zatrzymał się momentalnie, czując dreszcze spływające kaskadami po jego plecach. Przed oczami miał już tylko swój sen. I kolejne sceny, które miały nadejść w kolejnych sekundach. Oddech ugrzązł mu w gardle.
Jednak nic się nie działo.
Z czasem odzyskał więc kontakt ze światem, a obraz nocnej mary zastąpiła pnąca się po drabinie róża.

- Will? - niepewny głos Wheeler'a sprawił, że Byers na nowo zapomniał jak się oddycha. Nie chciał, by to akurat on znalazł go w takim momencie. - Wszystko dobrze?

Dwa słowa, których nie chciał słyszeć już nigdy więcej.

- Tak. - mruknął niewyraźne, kiwając przy tym głową.

Choć zdawał sobie sprawę, że zapewne nawet to nie przejdzie.

- A mógłbyś się na mnie spojrzeć? - Mike nie dawał za wygraną.

Will znów kiwnął głową. Znał tę śpiewkę bardzo dobrze. Chciał sprawdzić, czy nie płakał. I tym razem mu się nie udało.
Zgrabnym ruchem odwrócił się w stronę przyjaciela. On też wyglądał bardzo magicznie. Pasował do tej oprawy. Jasna, prawie śnieżna twarz ozdobiona złotymi piegami i zarysowana widocznymi kośćmi. Malinowe, pełne usta, błyszczące w świetle księżyca. Długie loki opadające na jego policzki i oczy. Tak, Mike miał przepiękne oczy. Gdy na ziemi działo się piekło, w nich ukrywało się błogie niebo.

- W takim razie jeszcze raz Willy. Na pewno wszystko w porządku?

Nie mógł go okłamać.

- Tak. - a jednak się na to zdobył.

- To dlaczego z nami nie siedzisz?

Na usta cisnęło mu się wiele stwierdzeń. Ani jednego nie mógł jednak powiedzieć na głos. To nie on był gwiazdą wieczoru.

- Musiałem chwilę odpocząć od muzyki. - co akurat było prawdą. - Nic takiego, możesz wrócić się bawić.

Wysilił się na uśmiech, który chcąc nie chcąc chyba wcale Mike'a nie przekonał.

- Bez ciebie się stąd nie ruszam. - oznajmił twardo.

Will mimowolnie uśmiechną się krótko. Mike zawsze taki był. Czasem aż za bardzo, co często go irytowało, ale z drugiej strony czuł się ważny. Ważny dla Mike'a.

Wonder Hell | Byler [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz