014

221 18 4
                                    

Dwa tygodnie później

- Nie przypominam sobie bym w naszej umowie wspominał coś o wyborze własnym Will. Miałeś się słuchać. - po czole chłopaka spłynęło kilka kropel potu. Już od paru chwil przewracał się nerwowo na łóżku, bezskutecznie próbując wybudzić się ze snu. - Obiecałem ci Mike'a pod jednym warunkiem, tak? Pamiętaj, że również jestem w stanie go odebrać.

Byers zacisnął dłonie na miękkiej pościeli. Nie pierwszy raz już miewał takie widzenia. Zazwyczaj łapał go we śnie, jednak wiele z nich zdarzały się też na jawie. Vecna wyczekiwał odpowiedniej chwili, chwytał go znienacka i sprowadzał do swojego świata na byle moment, by tylko przypomnieć Will'owi kto tu rządzi.
Will Byers wcale nie był taki mocny.
Na pewno nie tak, jak obiecywał mu Henry. Ba, coraz częściej miewał również ataki paniki, które jeszcze kilka tygodni temu były tylko bolesnym wspomnieniem. Plan vecny skutecznie wyniszczał go psychicznie, choć w pewnym sensie sam Will był wspólnikiem zbrodni wciąż wiszącej w powietrzu.
Wieloletnia drużyna D&D, ale przede wszystkim przyjaciół nie była już paczką. Zaczęło się dość niewinnie. Mike i Eleven milczeli w swoim towarzystwie, łypiąc na siebie spode łba. Później rozpoczęły się kłótnie, w które wzburzona nastolatka wplątywała bogu ducha winnego Will'a. I tak właśnie zaczęły formować się dwa, odrębne fronty. Wśród znajomych powoli rodziły się jednak obawy związane z rosnącą liczbą zabójstw. Vecna nie zaprzestał swojego przedstawienia. O większości jego ruchów wiedział również Will, który chcąc wzbudzić strach Nastki, zaczął przewidywać kolejne ofiary. Nie mógł jednak im pomagać. Co więcej, jeśli chciał uchronić Mike'a, musiał pilnować, by do morderstwa na pewno doszło. A robił to tak umiejętnie, że sam czasem zastanawiał się skąd w nim tyle zimnej krwi i opanowania.
Nigdy wcześniej nie pomyślałaby nawet o czymś takim. Zabicie głupiej ćmy w pokoju sprawiało mu trudność, podczas gdy strach paraliżował całe jego ciało.
Teraz o tym nie było już mowy.
Will zmienił się zbyt szybko. Zbyt diametralnie, by bystre oko Mike'a nie mogło tego dostrzec. Przez ostatnie dwa tygodnie wbrew pozorom nie widywali się zbyt często. Jedynie wieczorami lub na większych zebraniach. Mimo bliskości, jaką darzyli się na każdym kroku, kruczowłosemu coś w chłopaku nie pasowało. Gdy rozmawiali nie patrzył w jego oczy. Nawet pocałunki Byers'a straciły na uczuciu i sile, choć starał się tego nie pokazywać.
Mike martwił się o niego. Działo się coś, o czym nie miał pojęcia. Lecz nawet jeśli byłby świadom, nie mógłby jakkolwiek Will'owi pomóc.

Słońce Wheeler'a gasło z dnia na dzień.

Will wiedział już, że wcale nie obudził się w swoim łóżku. Choć nie przywyknął do zapachu stęchlizny, ten zdawał się mu już prawie nie wadzić. Słoneczne promienie zastąpiła bordowa poświata, a powietrze przybrało brudnoszary odcień. Henry znów stał w kącie pokoju. Od jakiegoś czasu nie pokazywał mu się w postaci vecny, choć jego imaginacja nie była aż tak silna, by wytrzymywał w niej więcej niż kilka minut. Robił to jednak, aby Will zyskał jego sympatię. W końcu ludzkie ciało dla oka było o wiele przyjemniejsze niż zwęglone kości i żyły. Poza tym, Henry ostatnimi czasy widywał się z nim o wiele częściej niż przedtem. Szczególnie wieczorami, gdy siedział już samotnie w pokoju. Czasem pytał o dzień Will'a, o relacje z Mike'iem czy innymi jakby wcale nie dzielili jednego ciała. A uśpiona czujność Byers'a nie doszukiwała się w tym niczego złego.

- Dzień dobry, Willy. - przywitał się, odkładając na biurko chłopaka jego szkicownik.

Na początku jedyną szczerością, na jaką sobie pozwalał było właśnie komplementowanie jego prac. A i tak Will był przekonany, że mężczyzna tylko się z niego naśmiewał.

Byers mruknął tylko niemrawo, podnosząc się do siadu. Nastawienie Henry'ego mu nie pasowało. Przecież jeszcze przed chwilą groził mu zabiciem Mike'a. Co się zmieniło?

Wonder Hell | Byler [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz