012

235 22 29
                                    

Noc już dawno zdążyła ukołysać niebo nad Hawkins do snu. Większość domów jak zwykle pogrążyła się w ciemności, nucąc pod nosem ostatnie słowa szatańskiej kołysanki.
Will ze zdumieniem obserwował bordowe chmury unoszące się nad lasem. Wyglądały tak, jakby wśród nich błyskały płomienie, od czasu do czasu plujące na niebo ognistymi błyskawicami. Pomimo ciągłych opadów, takiej burzy jeszcze nie dane było mu zobaczyć. Z pokoju obok sączyły się ciche dźwięki wciąż działającego telewizora. Joyce zapewne znów zasnęła podczas oglądania późnych telenoweli. Will martwił się o mamę trochę bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zachowywała się jak ona. Można powiedzieć, że ani trochę nie przypominała starej Joyce. A przecież od śmierci Boba minęło już sporo czasu...
Nieużywane walkie-talkie wciąż spoczywało na jego kolanach. Odkąd tylko przestał płakać i zdołał uspokoić rozszalałe myśli, oczekiwał chociaż namiastki kontaktu. Czegokolwiek, co pozwoliloby mu wiedzieć, że jednak nie jest sam. Że plan Nastki nie wyszedł. Urządzenie jednak milczało. A jego natrętne myśli powracały ze zdwojoną siłą. Will nie lubił być overthinker'em. Jednak nie potrafił z tym walczyć.
Dlatego też znów pozwolił zabrać się w tą przedziwną krainę utworzoną z najczarniejszych scenariuszy. Zamknął oczy, próbując na moment odciąć się od realnego świata. Zmęczony, przysnął tracąc kontakt z rzeczywistością.
Jednak nie na długo. Ocknął się, gdy po jego wargach spłynęła ciepła strużka. Z przerażeniem otarł ją drżącą dłonią. Gdy na jej wierzchu ujrzał bordowy ślad, zamarł. Krwotoki były jednym z objawów ataku vecny.
Jego kark znów zaczął mrowić. Byers nie wiedział czy to ze strachu spowodowanego krwią, czy może zupełnie przez coś innego. Kogoś, kto czaił się w jego ciele i oczekiwał odpowiedniego momentu by się ujawnić. Will przełknąć nerwowo ślinę. Walkie-talkie leżało tuż obok niego, a jednak wydawało się tak dalekie by po nie sięgnąć. Nie mógł wykonać nawet najprostszego ruchu. Znów opadł z sił, świat wokół zaczął wirować. Chłód otulał jego rozpalone ciało. Czuł się dokładnie tak, jak po ostatnim ataku nad jeziorem. Z tym, że teraz nie miał obok siebie czuwającego Mike'a. Nie mógł nawet krzyknąć, nikt by go nie usłyszał. Łzy napłynęły do jego na wpół zamglonych oczu. Wszystko traciło swój blask, koloryt. Jego pokój nie był już tym samym, w którym czuł chociaż namiastkę spokoju. Ogarniała go jakaś nieprzyjemna cisza. Pomimo zapalonych lamp wokół panowała ciemność. Po ścianach wiły się nieprzyjemnie długie pnącza. W Will'owych płucach osiadał pył, uniemożliwiający mu oddychanie.

- Witaj, Will. - siarczysty ból przeszedł przez kark chłopaka, mając swoje ujście dopiero w dolnej części kręgosłupa.

Byers syknął z bólu, mrużąc przy tym oczy. Dwumetrowa, przerażająca postać stała zaledwie kilka kroków przed nim. Mężczyzna, sądząc po głosie reflektował go wzrokiem pełnym upiornego spokoju. Will nie czuł jednak, by starał się prześwietlać jego myśli tak, jak działo się to podczas spotkań z Nastką. On w nich był. Wiedział dokładnie o każdym jego ruchu, nawet tym niezaplanowanym. Każdym strachu i dziecięcym lęku. Żywił się tym. Żywił się nim.
Młody Byers rozchylił oczy, choć ból wcale nie ustawał. Vecna wyglądał jak wrak człowieka. Jakby ktoś wypalił jego skórę, pozostawiając jedynie namiastkę mięśni, kości i nienaturalnie dużo żył. Zapewne połączonych z tymi w Will'owym pokoju. Może nawet w innych domach?

- Chcesz mnie zabić? - zapytał niepewnie, choć odpowiedź i tak wydawała mu się bardziej niż oczywista.

Czego w końcu mógłby chcieć?
Vecna roześmiał się niskim głosem. O dziwo przyjemnym dla ucha. Nawet nie można powiedzieć, że ironicznym.
Bawiło go to. Tak po prostu.

- Dlaczego miałbym? - zapytał powoli, jakby nie chciał, by Byers dłużej się go bał. - Jesteś moim żywicielem. To byłby strzał w kolano, nie sądzisz?

Wonder Hell | Byler [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz