Will nabrał do płuc kolejny, spokojniejszy już oddech. Jonathan dalej trzymał go we własnych ramionach, upewniając się, że bratu na pewno nic nie jest. Mimo zapewnień, w głosie młodego mężczyzny wciąż słychać było wyraźny strach. Czekoladowłosy zdążył już się do tego przyzwyczaić. Nie ważne jak bardzo upierałby się, że wszystko jest w porządku, Jonathan Byers wolał dmuchać na zimne. I tak już od kilku lat.
Burzowe chmury, które zdawało mu się widzieć za oknami zniknęły. Na ich miejscu pojawiła się ciemność, przez którą przebijały się pierwsze zalążki poranka. Rześkie powietrze wypełniało zamarły w miejscu pokój. Will nie przypominał sobie, żeby otwierał wcześniej okno. W ogóle niewiele był w stanie sobie przypomnieć. Wszystko sytuowało się w jego głowie jako nieprzyjemny sen. Zupełnie rozwiany. Brakowało w nim niektórych sceny, które zastępowały nowe. Bardziej drastyczne dla jego zaniepokojonego serca.
Musiał jak najszybciej porozmawiać z Wheeler'em.
Nie miał jednak pojęcia od czego zacząć.- Jonathan... - wymamrotał, irytując się zachowaniem chłopaka. - Możesz mnie już puścić, naprawdę nic mi nie jest. Po prostu zemdlałem.
Starszy poluzował uścisk. W jego oczach dostrzegał niepewność. Nie wierzył mu. Lub nie chciał wierzyć.
- I na pewno nie słyszałeś ani nie widziałeś żadnego zegara? Albo czegoś dziwnego?
- Nie. Zasłabłem, nic więcej. Nie traktuj mnie jak bezbronne dziecko, mam już siedemnaście lat! Umiem o siebie zadbać.
W oczach Will'a iskrzyła się złość, którą od dawna chciał już z siebie wyrzucić. Każdy żal, każdą chwilę, w której ktoś obchodził się z nim jak z surowym jajkiem. Nie chciał być dłużej bezbronnym Will'em, o którego Każdy musiał się martwić. Nie był taki. Potrafił o siebie zadbać, tylko nikt nie dał mu jeszcze tego udowodnić.
Przyszła pora na zmiany.Jonathan odsunął się od niego ze zmieszaną miną. Nie pamiętał kiedy ostatni raz Will podniósł na niego głos.
Czy w ogóle kiedykolwiek to zrobił? To było tak bardzo nie w stylu tego delikatnego, wrażliwego chłopaka.- Przepraszam? - nie miał pojęcia jak powinien zareagować. Czuł się doszczętnie zmieszany przez brata. - Po prostu się o ciebie martwię Will.
- To przestań. Nic takiego się nie stało.
Jonathan już chciał coś powiedzieć, jednak powstrzymał się, zamykając lekko rozwarte usta. Nie poznawał swojego brata. Dawno temu przyrzekł, że będzie go chronił choćby musiał skoczyć za nim w przepaść. Aczkolwiek nigdy nie przypuszczał, że ów przepaść będzie tylko przenośnią. Od okresu dojrzewania, który rozpoczął się w bardzo dziwnym momencie.
- No dobrze. - odparł, wzdychając ciężko. - Niech ci będzie. Ale pamiętaj, że gdybyś jednak chciał porozmawiać, to jestem.
Will nie odpowiedział. W milczeniu obserwował jak jego brat opuszcza pokój z niezadowoleniem na twarzy. Czuł, że zrobił mu przykrość. Ale to nie miało znaczenia.
Will Byers nie chciał być już słaby.Przesiadł się na łóżko, które wciąż nosiło na sobie oznaki chaotycznego wstawania. Towarzyszyło mu dość dziwne uczucie. Nie potrafił go jednak wytłumaczyć, a już na pewno nie zrozumieć. Jakby nie wypełniał już całego swojego ciała.
Niebo powoli zaczynało się rozjaśniać. Nie gościła na nim ani jedna chmura, co w końcu zwiastowało słoneczny dzień. Okiennice Hawkins uśmiechały się do pomarańczowej kuli wschodzącej ponad horyzont. Will mimowolnie również się uśmiechnął. Ze spokojem obserwował każdy jej kolejny ruch na różowym nieboskłonie. Dawno nie widział tak pięknego wschodu. Właśnie za to je uwielbiał. Nie dało się ich przewidzieć, powtórzyć. Zawsze zwiastowały coś innego.
Ten przewidywał szczęście.
Z Will'owego walkie-talkie popłynął znajomy dźwięk, który tym razem nie wywołał w nim pozytywnych emocji.
W zasadzie zezłościł się na krótką, choć treściwą wiadomość.
CZYTASZ
Wonder Hell | Byler [ZAKOŃCZONE]
FanfictionGdy na świecie panuje piekło, niebo ukryło się w twoich oczach... • 16+ • autorsko • bxb