Five

607 48 13
                                    

- George. - Usłyszałem czyiś głos. Był on dla mnie znajomy, bardzo znajomy, ale nie wiedziałem do kogo on należy. - George, skarbie. - Coraz bardziej był on rozpoznawalny. Należał on do kobiety.

- George. - Usłyszałem jeszcze jeden głos. Tym razem był męski.

- Przynieś wody. - Już mogłem rozpoznać głos. Był on mojej matki. Powoli otwierałem oczy, ale je natychmiast zamknąłem, gdy ujrzałem światło. - George, skarbie. Wszystko dobrze? - Zapytała mnie, jak znowu otworzyłem oczy.

- Tak, chyba tak. - Odpowiedziałem i powoli siadałem.

- Ostrożnie. - Powiedział mój ojciec, gdy wrócił z butelką wody.

Coś mi nie pasowało. Moi rodzice właśnie się o mnie martwią? Mama mnie nazwała skarbem, a tata nakazał mi być ostrożnym. W sumie to nie nakazał, a tylko powiedział. Wskazałem na mojego ojca, a on spojrzał pytającym wzrokiem.

- Okulary, daj mi okulary. - Nakazałem, a on chyba nie wiedział o co mi chodzi. - No daj.

Zdjął je i mi podał, tak jak nakazałem. Od razu spojrzałem na lewą stronę oprawek. Cieszyłem się, że mój tata nie zmienił okularów i dalej je ma od kilkunastu lat. Mimowolnie uśmiechnąłem się, że to byli oni, moi prawdziwi rodzice. Oddałem mu okulary z lekki uśmiechem na twarzy, mój ojciec też lekko się uśmiechnął. 

Usiadłem i zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu. Było ono całe białe i nie rozpoznawałem go. Na pewno nie znajdowałem się w moim domu. Momentalnie usłyszałem pikanie maszyny. Nie, ja nie mogę tu być. Wszędzie, tylko nie w szpitalu.

- Czemu tu jesteśmy? - Zapytałem moją mamę smutnym głosem. Moja mama tylko siedziała i milczała. Spojrzałem się na tatę, on też milczał. - Co się stało? - Zapytałem, jak małe dziecko. Rodzice spojrzeli się na moje ręce, sam tam spojrzałem i od razu pożałowałem. 

Miałem zabandażowane nadgarstki. Nie pamiętałem, że to zrobiłem. Spojrzałem się z powrotem na moich rodziców. Mieli zmartwioną minę, a ich wzrok był pełen smutku. Czułem, jak moje oczy robią się szkliste na ich widok, ale nie chciałem tego okazywać. Nie chcę wypaść na mięczaka przed moimi rodzicami, a w szczególności przed moim ojcem.

Odwróciłem głowę w stronę okna, tak żeby oni tylko nie widzieli mojej twarzy. Nie chcę, żeby mnie widzieli w takim stanie. Spojrzałem się na szafkę, która była koło łóżka i zauważyłem na niej mój telefon. Miałem nadzieję, że jest naładowany.

- Mam prośbę. - Powiedziałem, dalej wpatrując się na widok poza oknem. - Zostawcie mnie samego, proszę. - Nic nie odpowiedzieli, jedynie słyszałem szurające krzesła i zamykające się drzwi.

Spojrzałem się na drzwi i poczułem, jak łza spływa mi po poliku. Otarłem ją szybko i chwyciłem za telefon. Spojrzałem na godzinę - 18.28 - zerknąłem jeszcze na datę - poniedziałek, 13 kwietnia. Prawdopodobnie leże w szpitalu jakieś dwadzieścia dwie godziny. 

Miałem kilka wiadomości od Dreama. Bez zastanowienia się, wszedłem w konwersację. Uśmiechnąłem się na ostatnią wiadomość od niego.

Dream.Taken:
Wczoraj, 19.24:
Obraziłeś się na mnie wczoraj?

Wczoraj, 20.57:
Jeśli nie chcesz odpisywać, nie odpisuj
Odpisz wtedy, kiedy będziesz chciał, rozumiem

Dzisiaj, 7.43:
Możemy się spotkać koło ósmej w łazience?
Chciałbym pogadać

Dzisiaj, 10.34:
Wszystko dobrze?

Dzisiaj, 14.50:
Daj znać, jeśli będziesz pod telefonem
Martwię się

Jail - DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz