2. I wtedy to się stało

321 13 3
                                    

Chwila wytchnienia.

Była momentem, w którym mój umysł był w stanie się na czymś całkowicie skupić. Oddawałam się zapomnieniu i z błogim uśmiechem kroczyłam przez pomieszczenie, wykonując swoje obowiązki. Byłam kompletnie wyłączona z rzeczywistości. Niefortunnie miejscem, w którym byłam w stanie odpocząć była praca. Nie docierały tu do mnie żadne bodźce z zewnątrz, chyba że było to odbieranie i zanoszenie zamówień.

W powietrzu roznosił się zapach świeżo zmielonej kawy oraz pieczonego ciasta. Ciepło, które biło od klimatu tego miejsca było dla mnie czymś kojącym. Do tego w tle grała spokojna muzyka, chociaż początkowo  wciąż ta sama playlista momentami wyprowadzała mnie z równowagi, z biegiem czasu zdołałam się do niej przyzwyczaić i nawet nuciłam pod nosem.

-Ale dzisiaj spokojnie- czarnowłosa westchnęła ciężko, opierając się o blat obok. Uśmiechnęłam się delikatnie, dokładając babeczki na wystawkę.

-Jest strasznie gorąco, korzystają ze słońca i siedzą na plaży- wzruszyłam delikatnie ramionami, nie przerywając swojego zajęcia.

-To Floryda- zwróciła mi uwagę Lucy- Tu przeważnie jest gorąco.

Spojrzałam na czarnowłosą, blokując spojrzenie na jej mocno zielonych oczach.
Dziewczyna była drobna i kilka centymetrów niższa ode mnie. Jej ciemne loki sięgały pasa, chociaż teraz były spięte w luźnego koka, dokładnie tak jak moje.

Była blada mimo tego, że mieszkała w tym miejscu od zawsze, a wolny czas uwielbiała spędzać na słońcu. Bladość kontrastowała z jej firmową, czarną koszulą i spódniczką, a zieleń zapaski przewiązanej w pasie, idealnie pasowała do jej oczu.
Jej miła osobowość i usposobienie zaskarbiało sobie sympatię wielu ludzi. I to właśnie była cała Lucy Trembley.
Była jak promyczek szczęścia i nadziei, a w każdej osobie wywoływała dobry humor. Lubiłam to jak sympatyczna była i przy tym wszystkim taka naturalna. Jakby nigdy nie spotkało jej nic przykrego w życiu i z tego co opowiadała, tak właśnie było.

Uniosłam wzrok ponad jej ramię, rozglądając się po kawiarni, w której znajdowało się jedynie trzech klientów. Dwie panie, które gawędziły ze sobą jak najlepsze przyjaciółki i jeden pan, który usadowił się w samym koncie lokalu. Pisał coś zawzięcie na swoim laptopie, co jakiś czas popijając kawę z czarnej filiżanki.

Uwielbiałam klimat tego miejsca, które w całości było utrzymane w kolorystyce butelkowej zieleni, czerni oraz złota. Charakteru dodawały ciężkie czarne lampy, zwisające z sufitu i ich ciepłe światło wydostające się z żarówek. Mimo, że estetyka tego miejsca była utrzymana raczej w ciemnych kolorach, to czułam się w nim bardzo pozytywnie, jakby było otulone setkami pięknych barw.

-Komuś kawy?- wysoki szatyn stanął koło nas z dzbankiem kawy, uśmiechając się jak zawsze szeroko.

-Ja poproszę- Lucy wyciągnęła w jego stronę różowy kubek, w małe pingwinki.

-Jeszcze wam nie zbrzydła?- zaśmiałam się, patrząc na ich niemą wymianę spojrzeń.

Miłość jest obrzydliwa.

I już sama nie wiedziałam czy pytałam ich o kawę, czy może o to uczucie między nimi. Jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo to ich może skrzywdzić. Ich każda chwila była przesiąknięta wzajemną obecnością, potrafili funkcjonować z myślą, że któregoś dnia tego drugiego zabraknie?

Przecież ich codzienność diametralnie się zmieni.

Travis  zerknął na mnie ukradkiem i zacisnął usta w wąską linię. Zawsze tak reagował, jakby znał drugie dno mojej wypowiedzi. Za każdym jednym razem, od kiedy przez przypadek im się wygadałam, upojona nadmiarem alkoholu. Kiedy kładł mnie do mojego łóżka czwarty weekend z rzędu, po wspólnych imprezach.

Back To MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz