6. Sama bym siebie zastąpiła

213 9 1
                                    

Jest klika rzeczy, do których muszę się przyznać, mimo ogólnej beznadziei. 

Nie cierpiałam ludzi - chociaż czerpałam szczęście z ich towarzystwa, ale tylko niektórych i tylko czasami. 

W momentach przypływu siły, uwielbiałam całe to motywujące gówno, rozpoczynając od obrazków z sieci, poprzez filmiki, aż po książki. Mogłam wgapiać się w to godzinami i robić kolorowe plakaty z cytatami. Niestety nim wprowadzałam w życie cokolwiek z takich rzeczy na więcej niż tydzień, traciłam zapał. 

Wykorzystywałam jednak te momenty, godząc się z góry na ich przeminięcie. Dlatego z wyjątkowo pozytywnym nastawieniem zrobiłam kawę, o piątej trzydzieści rano, i zabrałam się za malowanie ścian. Odcień ciemnego granatu z niewiadomych względów bardzo przypadł mi do gustu. Mogłam nosić go na paznokciach, mieć ubrania w tym odcieniu, a teraz również przenieść go na ściany w swoim pokoju. 

To był kolejny krok, który zdecydowałam się postawić, w sprawie z moją przeprowadzką do tego miejsca. Wyrzucałam sobie brak wcześniejszej organizacji i fakt, że szybciej niż bym zdołała się zaklimatyzować w tym miejscu, przyszedłby czas na wyprowadzkę. 

Nie było to jednak jedyne, co posłużyło mi za motywacje do działania. Nawet natłok pracy, który sama sobie stworzyłam nie mógł sprawić, że myśli spędzające mi sen z powiek zniknęły. 

Jestem tu i naprawię wszystko co schrzaniłem, włącznie z tobą...obiecuję.

Williamie Haltonie, w myślach właśnie cię morduje. 

Miłość tworzyła dla mnie obraz czegoś nieznanego i niepojętego. Coś, czego nie zdołałam objąć swoim umysłem, nawet przy ogromnym natężeniu kreatywności. Jednak William wywoływał we mnie coś, czego nie omieszkałam podciągnąć pod tę właśnie kategorię. Od naszej rozłąki jedno uczucie towarzyszyło mi niezmiennie - niepewność. Gdy znów był w moim otoczeniu, to niewygodne uczucie mijało, a we mnie na nowo wskrzeszała się myśl, że wszystko będzie dobrze. 

Dlatego właśnie, kiedy myślałam o Williamie Haltonie, myślałam również o miłości. 

 Będę cię bronił przed każdym kto spróbuje cię skrzywdzić. Nawet przed sobą. 

Rodzice wspominali mi o tym rodzaju poświęcenia, w którym jeśli kogoś kochasz, powinieneś dać mu wolność, bo może nie zawsze nasze towarzystwo jest odpowiednie, dla drugiej osoby. 

Nie posądziłam go, o obdarzenie mnie tym niezrozumiałym uczuciem. Nie miałam na tyle odwagi, aby pomyśleć, że mógłby zrobić coś takiego. To był William, a ja byłam mną. Nie miałam o sobie takiego mniemania, aby wciskać komuś uczucia do mnie. 

I prawda była taka, że sama nie miałam prawa zatrzymywać jego. Bo William Halton, którego znałam, nie powinien zwracać uwagi na osobę o tak niskiej wartości jak ja. 

Mógłby umawiać się ze studentkami ze swojego roku, nawet wyżej gdyby tylko chciał. Z modelkami - tymi, które były nimi z zawodu i tymi, które wyglądały jakby mogły zawodowo nimi zostać. 

Z dziewczynami, które swoimi promiennymi uśmiechami rozświetlały by mu dzień. Wspierały by go na każdym kroku, motywowały do działania i wykazywały się wyjątkowym zrozumieniem. Gasiły jego momenty agresji, a w zamian za to, rozpalały jego ambicje. 

Gdzie w tym wszystkim było miejsce dla mnie?

Tej wiecznie niezadowolonej, niezdecydowanej i przygaszonej mnie, która nie była w stanie zaoferować sobą nic, poza spojrzeniami uwielbienia. 

Back To MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz