Nie zliczę ile razy, przyszło mi nadmiernie myśleć na temat miłości. Czasami myślałam, że wiem o co z tym wszystkim chodzi. W następnej chwili nie ogarniałam zupełnie nic.
Czy to się w ogóle dało pojąć? Miało jakieś swoje reguły?
Zwłaszcza wyjątkowo opornie przychodziło mi przyswojenie, że ktokolwiek mógłby zakochać się we mnie. Może było to żniwem przeszłych doświadczeń, a może minusowej pewności siebie. Chociaż lubiłam mówić, że nie chodziło o brak pewności siebie, a zwykły realizm i samoświadomość.
Nikt o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie popełnić takiego błędu, jak zakochanie się w kimś takim jak ja.
Rozumiałam rodzinę, która po prostu mnie zaakceptowała. Z resztą wszyscy w niej byliśmy ostro popieprzeni. Jednak ilość razy, w której ich wszystkich zawiodłam była zatrważająca i zrozumiałabym, gdyby odstawili mnie na bok.
W zasadzie jedna z bardzo wiele znaczących dla mnie osób to zrobiła. Moja opoka w złych momentach i głos zdrowego rozsądku. Jedyna, która kiedy wypowiadała się o mnie z dumą, wierzyłam w jej słowa- moja starsza siostra.
Jej również się nie dziwiłam, a nawet byłam z niej dumna za taką decyzję. Odcięła kulę u nogi, która przeszkadzała jej w marzeniach. Nie tylko mnie, ale nas wszystkich. Zostawiła rodzinę w tyle i spojrzała w przód z nową energią. Popierałam tę decyzję i kibicowałam z całego serca. Miałam nadzieję, że to wiedziała.
-Znowu się zawiesiłaś- czarnowłosa dziewczyna stanęła u mego boku, szczepiąc mnie delikatnie w policzek, dla ocucenia- Na pewno się dobrze czujesz? Może pójdziesz do domu?
Pomrugałam szybko i przeniosłam na nią nieprzytomne spojrzenie.
-Jest w porządku. Wzięło mnie na wspominki- zaśmiałam się bez krzty radości.
Pochyliłam się i zaczęłam ponownie wycierać stolik, przy którym przed chwilą siedziała trójka licealistek.
-Będziesz dzisiaj na domówce u Bradleya?- zapytała, co wywołało u mnie automatyczne wywrócenie oczami.
Philip Bradley- nienawidziałam typa.
Chłopak, który sam dał sobie prawo do tego, aby decydować o życiu i czynach każdego. Doradzał każdemu kto tego nie potrzebował i głosił swoje mądrości, które nie były ani trochę mądre. Był okropnie irytujący i gdyby istniał dzień bez konsekwencji- byłby pierwszą osobą, którą zepchnęłabym z klifu.No..może nie pierwszą, ale z całą pewnością plasował się na podium.
-Ależ oczywiście, przecież obecność jest obowiązkowa. Nie mam prawa tam nie być- uśmiechnęłam się sztucznie i wróciłam za ladę, w akompaniamencie cichego chichotu Lucy.
-Nie jest taki zły- broniła go.
-Uważam inaczej, ale nie będę się z tobą kłócić- puściłam jej oczko.
-Wystarczy z nim nie rozmawiać i tyle- poradziła.
-To nie takie łatwe, mam do niego wyjątkowego pecha, zawsze podchodzi- pożaliłam się, ładując brudne naczynia do zmywarki.
-Ignoruj go najbardziej, jak możesz. W końcu się znudzi i odpuści- poklepała mnie pokrzepiająco po plecach, co o dziwo faktycznie dodało mi odwagi.
-Może masz rację- westchnęłam przeciągle, uśmiechając się do dziewczyny- Pójdę do łazienki- powiedziałam i poszłam na zaplecze.
Usiadłam na jednej z ławek, znajdujących się w szatni i wyciągnęłam telefon z kieszeni, odblokowując go.
CZYTASZ
Back To Me
Novela JuvenilRozpadałam się bez ciebie i również bez ciebie próbowałam poskładać na nowo. Trochę czasu minęło zanim zrozumiałam, że naprawdę nie wrócisz. I kiedy już całkiem straciłam wiarę... Los zesłał mi to na co długo liczyła...