ROZDZIAŁ TRZYNASTY

431 34 40
                                    

•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°

Gdy ze śladami uśmiechu wchodziła po drabinie czuła jak Billy wpatruje się w jej tyłek, przez co wywróciła mocno oczyma, a następnie wyszła na dach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Gdy ze śladami uśmiechu wchodziła po drabinie czuła jak Billy wpatruje się w jej tyłek, przez co wywróciła mocno oczyma, a następnie wyszła na dach. Przeraziła się momentalnie. Choć nie wiedziała jak tutaj wysoko, wiatr muskający jej policzki i włosy nie wydawał się być zachęcający. Chciała od razu wracać, ale ciepła, duża dłoń na dole jej pleców skutecznie jej przeszkodziła. Stanęła w miejscu nie chcąc się bardziej ruszać. Kurcze, dlaczego pozwoliła się zaciągnąć na ten dach. Nie miała pojęcia jakie zamiary miał siedemnastolatek. Na jej szczęście nie brzmiał na psychopatę, ale jak właściwie brzmi psychopata?

— Zrób dwa kroki do przodu i będziesz na miejscu — szepnął, czym musnął ustami płatek jej ucha. Zadrżała, biorąc głęboki wdech. Na chwilę zapomniała, że jest na dachu.

— Nic mi się nie stanie? — spytała niepewnie.

— Przy mnie? Nigdy — powiedział uspokajająco, co zadziałało na Ręę i postanowiła zrobić te dwa te dwa kroki.

Następnie kazał jej się usiąść, co tym razem zrobiła od razu. Czując pod pupą koc, poczuła się pewniej. Nie miała jednak pojęcia co chłopak kombinuje, dlatego też nie potrafiła rozluźnić się całkowice.

— Po co tutaj jesteśmy? — spytała ciekawsko. Nie chciała wyjść na niegrzeczną. Była prawie pewna, że powiedziałaby jej o tym prędzej czy później, ale bardzo chciała wiedzieć.

— Chciałem pokazać ci część siebie. Wiem, że nie widzisz, ale widać stąd jest piękny. Bardzo lubię tutaj przychodzić, gdy akurat nie ma żadnych imprez i chętnych dziewczyn. Gapię się wtedy godzinami na niebo — wyjaśnił z delikatnym uśmiechem, wpatrując się w pomarańczowe niebo. Wyglądało jakby jakiś utalentowany malarz przekazał swą duszę pędzlowi i pozwolił mu działać samodzielnie.

— I tak na dachu budynku? — spytała szybko, bawiąc się rąbkiem koca. — Równie dobrze możesz podziwiając niebo z ziemi, skąd nie grozi spadniecie i skończenie w szpitalu — dodała po chwili.

Billy zaśmiał się cicho, a następnie szybko wstał. Wyciągnął w jej stronę dłoń, po czym zdał sobie sprawę, że nie widzi, więc bez żadnego uprzedzenia chwycił ją za nadgarstek. Pociągnął delikatnie w górę. Na szczęście nie stawiła za dużego oporu.  Gdy już stała pewnie na nogach, wziął ją na ręce, zrobił kilka kroków, a następnie postawił ją na ziemi. Rhiannon mocno chywciła się jego szyi.

— Gdzie mnie zaniosłeś? — spytała. Nie potrzebowała jednak odpowiedzi, ponieważ gdy zrobiła krok w tył, straciła poczucie gruntu pod nogami. — Jesteśmy na skraju! — pisnęła cicho, mocniej się go chwytając. Billy powstrzymywał uśmiech, wpływający mu na twarz. Ciężko go to, że dziewczyna jest teraz tak blisko niego i nie chce go puścić.

— Nic ci się nie stanie — szepnął, starając się odsunąć ją od siebie. Była bardzo silna, ale nie tak jak on.

— Jesteśmy na dachu pieprzonego budynku, nawet nie wiem jak wysoko, stoję na krawędzi, a ty mu mówisz, że mam się uspokoić — mówiła szybko na jednym wdechu. Ogrnął ją ogromny stres. Czuła jak cięło pokrywa pit strachu. Billy się zaśmiał. — Nie śmiej się, głupku. Nie wiem jak ty, ale ja chcę żyć — dodała po chwili, czując jak siedemnastolatek robi krok w jej stronę. Rhiannon już czuła, że pod piętami nie ma budynku. Nie zamierzała się dalej cofać.

— Ja też sunshine, ja też — mruknął, kładąc delikatnie dłoń na jej karku. Zbliżył się jeszcze, tak że ich klatki piersiowe znów się stykały. — Ale bez ryzyka nie ma życia — stwierdził, a następnie drugą dłonią pchnął ją gwałtownie.

Rihannon sparaliżowało, ze strachu. Na szczęście była na tyle przytomna, że nie ruszyła nóg i bardzo dobrze, bo jedynym jej oparciem była silna dłoń Billy'ego na jej karku. Mocno chwyciła go za ramię, robiąc czerwone ślady. Nie była w stanie przemówić. Hargrove pochylił się nad nią z szerokim uśmiechem.

— Nie bój się — stwierdził, zjeżdżając dłonią niżej. Rhiannon dalej nie była zdolna przemówić.

Zamknął oczy. Zjechał dłonią niżej, po jej ramieniu, talii, aż na końcu dotknął nagiego uda. Dziewczyna miała na sobie dżinsowe szorty i bluzkę z podobizną Bowie'go. Gdy tylko poczuła tam jego dłoń, przez jej ciało przeszły ciarki, a nogi momentalnie zrobiły się jak z waty.

Straciła równowagę.

Zacisnęła mocno oczy i myślała, że zejdzie na zawał, bo nie czuła przez chwilę gruntu pod nogami.

A gdy dwadzieścia centymetrów niżej,  znów stanęła pewnie na ziemi, wypuściła drążący oddech, odsuwając się jak najdalej od Billy'ego.

Po chwili jednak się do niego zbliżyła.

— Ty psychopato — powiedziała, chwytając go za koszulę. Billy miał na ustach wyraźnie narysowany uśmiech, który znikł na chwilę, gdy zaczęła okładać go pięściami. — Ty samolubny, arogancki...

Nie zdążyła dokończyć, bo właśnie w tym momencie na jej ustach pojawiły się usta chłopaka.

•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°

mam nadzieję, że rozdział się podobał

jeśli dobrze liczę to jakieś pięć rozdziałów do końca

miłego dnia/wieczoru/nocy <3

Stranger Love || BILLY HARGROVE ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz