rozdział 1

314 26 2
                                    

Nienawidziłam także, gdy nie mogłam w spokoju posiedzieć w samotności i poczytać książki.

Uwielbiałam czytać. Nic innego nie poprawiało mi nastroju tak jak to.

- Hej, piękna - usłyszałam zza ramienia. - Co takiego czytasz?

Gdy tylko usłyszałam męski głos, zatrzasnęłam książkę i odwróciłam się w stronę mówcy z naciągniętymi brwiami.

- Nie twój interes - warknęłam.

- Spokojnie, sweetheart. Nie chcesz odpowiadać to nie musisz.

Westchnęłam i przewróciłam do góry oczami. Jak zwykle. Eddie najwyraźniej nie mógł spędzić dnia bez zarywania do mnie.

- Czy mógłbyś mnie łaskawie zostawić? - warknęłam wstając przy okazji z podłogi. - Nie umówię się z tobą - dopowiedziałam i wsadziłam książkę pod pachę. Chciałam się znaleźć jak najdalej od tego pierdolonego psychopaty. Czy on nie mógł mnie zostawić?

- Ale najdroższa... - mruknął za mną Eddie, a ja poczułam, jak buzują we mnie emocje. Najdroższa? Czy on myślał, że polecę na takie przezwisko?

Wybrał sobie złą osobę.

Trzasnęłam go po ramieniu książką - może wtedy w końcu się ode mnie odczepi?

Ale to go wcale nie zniechęciło.

- Zanim odejdziesz i zabierzesz mi jakiekolwiek szanse, muszę cię o coś zapytać.

Podparłam boki rękoma.

- Pójdziesz ze mną na bal?

- Nie - odparłam krótko i odeszłam.

- Dlaczego? - zapytał, a ja poczułam w jego głosie nutę zadziorności. Dlaczego? Śmiać mi się chciało i w sumie tak też postąpiłam. Obróciłam się na pięcie i przystanelam metr od jego sylwetki, a zaraz po tym roześmiałam się mu prosto w twarz.

Niech wie, że go nie chce.

Munson nie wyglądał na rozczarowanego, może dlatego, że zbyt wiele razy go zbywałam, lecz po jego minie wiedziałam, że to jak na razie jest jego ostatnie słowo w tej sprawie.

Może i to lepiej?

❝just let me go❞ eddie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz