Zbliżał się dzień balu.
A ja miałam iść na niego sama.
Czy to dobrze, czy to źle? Ciężko określić, ale raczej to pierwsze. W końcu miałam spokój.
Jednak gdy widziałam te wszystkie szczęśliwe pary na korytarzach szkolnych, chociaż mnie mdliło, coś w głębi mnie im zazdrościło.
Mieć kogoś, kto da ci całego siebie? Przecież miałam taką osobę. Ale co poradzę na to, że nie umiałam tego odwzajemnić? Poza tym to już przeszłość. Nie ma go.
Nigdy go już nie będzie, byłam taką idiotką! Nie umiałam odwzajemnić uczuć, ale mogłam przecież iść na ten jebany bal z nim. Raz dać mu głupia nadzieję, a później zostawić i mieć problem z głowy.
Idiotka.
Usiadłam pod klasą i otworzyłam notatnik. Żadnego gadania, ślęczenia nade mną całą długą przerwę i gwizdania na okrągło. Poza odgłosami z korytarza, błoga cisza. Jednak czegoś mi brakowało i choć ta ostatnia czynność wymieniona przeze mnie i wykonywana przez Munsona mi przeszkadzała, dwie ostatnie mogły się tu znaleźć.
Przewróciłam strony w zeszycie, wyjęłam długopis i powoli zaczęłam pisać.
"Wróć".