Gdy odszedłem w mrok obojętności

87 15 4
                                    


Jedno istnienie za drugim,
Niszczone pożogą ambicji.
Rozsądek zagubiony gdzieś
Na krętej drodze Wszechświata.

Mgławice pośród mroku odrealnienia.
Czarne konie mknące ku
Świateł na końcu tunelu,
Ku cichej, nieuchronnej porażce.

Wszystko to nieistotne,
Gdy umysł otruty
Myślami o zerwaniu
Trującej ciszy w murach zapomnienia.

Nie sposób powstrzymać pragnienia,
Tak zakorzenionego głęboko
W naturze socjopatycznej niemocy.
W tej niezaspokojonej żądzy destrukcji.

W rozpaczy błąkam się.
Miotam się, krzycząc,
Zdzierając ostatnią wolę
I szukając wciąż odkupienia.

Umierałem w beznadziei nieraz,
Kupowałem milczenie bliskich.
Sprzedawałem własną duszę
W zamian za poskromienie własnej chciwości.

Chciałbym już zakończyć swe przewinienia
By umrzeć na zimnej posadzce,
By sczeznąć w piekła pożodze
I więcej już żyć nie kończyć,


Tylko by nadawać sens własnemu.

Wyznania kupca marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz