Epilog

1.2K 61 20
                                    

Dźwięk budzika rozchodził się po całej sypialni, jednak nikt nie był skory do wyłączenia go. Irytujące wibracje sprawiały, że telefon podskakiwał na stojącym przy podwójnym stoliku nocnym. Zmęczony Steve podniósł powoli głowę z poduszki i zaspanym spojrzeniem spoglądając w kierunku uchylonego okna. Zasłona powiewała, a chłodne powietrze wypełniało sypialnię, wymagając nakrycia się kolejną warstwą pierzyny. 
Blondyn powoli podniósł się do siadu, czując jak chłód osiada na jego nagiej klatce piersiowej i smaga ramiona. Przeczesał dłonią włosy, a zaraz jego wzrok spoczął na fotografii stojącej na stoliku ze strony, z  której spał. Oprawione w białą, postarzaną ramkę z kwiatowym motywem zdjęci przedstawiało trzy osoby. Steve oplatał na nim młodą szatynkę w pasie, a ta trzymała na ręka dziecko, które było ich mieszanką. Błękit spojrzenia dziecka był czysty i wesoły, na myśl przypominał niebo nad polaną piknikową. Włosy w identycznym kolorze jak jej mamy, kręcące się na końcach brązowe kosmyki, które niezgrabnie zagarniała za ucho. Cała trójka ubrana elegancko, ale codziennie za razem. Mężczyzna przetarł dłonią zmęczoną twarz i spojrzał na drugie miejsce na łóżku, puste. Wydawać się mogło, że nie zostało nawet tknięte. Nikt tu dziś nie spał, a Steve nie widział potrzeby w spaniu na całej szerokości łóżka. 
Wstające za oknem słońce wypełniło pomieszczenie promieniami, a wtedy na korytarzu rozległ się odgłos stóp. 

Z uśmiechem blondyn podniósł się z łóżka i ruszył w kierunku łazienki, do której wejście było z sypialni. Umył zęby, poprawił brodę tak, by miała tą samą długość co zawsze, przemył twarz i przeczesał włosy. Miał lekkie wory pod oczami, ale oglądanie filmów z Sarah do późnej godziny nocnej miało swoją cenę. Skierował się do garderoby, z której wyjął białą koszulę i granatowy sweter. Dobrał jeszcze dżinsy i przebrał się, by zaraz usłyszeć pukanie do drzwi sypialni. 

- Tato? - Melodyjny dźwięk dotarł do jego uszu, skupiając wzrok na dziewczynce. Była znacznie starsza niż kiedy ją poznał. Ciężko też żeby nie była, skoro za dwa miesiące miała skończyć dwanaście lat. Steve nareszcie wiedział skąd wzięło się nazywanie dziewczynki Śnieżkiem. 

- Cześć Sarah, wyspana? - Spytał poprawiając ostatni raz sweter. Dziewczynka powoli weszła do sypiali i kiedy już miała o coś zapytać, niespodziewanie ziewnęła. - Nie namówisz mnie już więcej na takie wieczory filmowe. Wiesz, że gdyby.. - Nie dokończył, bo przerwała mu śmiechem.

- Tak, tak, Byłaby wściekła, że jesteśmy zaspani, a jest tyle do zrobienia. 

- Pomyślałem raczej, że dlatego, że oglądaliśmy bez niej. - Rzucił lekko, choć zmęczonym głosem. - No dobrze, a co chciałaś? Chyba powinnaś się ubierać? Lub spać. 

- Odwiedzimy ją dzisiaj? - Spytała, a na tej niewinnej i młodej twarzy wypisana była nadzieja i tęsknota. Steve nie był w stanie jej odmówić, a szczerze mówiąc, nawet nie zamierzał. Taki był plan na ten dzień, odwiedzenie Ivy.

- Tak, tylko musisz się ciepło ubrać. Jak Wanda lub Tony cię zobaczą, to mnie zaduszą, że znowu się przeziębisz. - Skomentował, na co dziewczynka zaśmiała się kolejny raz. 

- Tato.. Ale ja wtedy tylko symulowałam, by nie iść na test z matmy. - Słysząc to Steve, ruszył w jej kierunku, na początku powoli, a potem coraz szybciej, nagle dopadając do dziewczynki i zaczynając ją łaskotać. Nie widząc nawet kiedy, wylądowali na łóżku, wspólnie się śmiejąc. Długo zajęło zanim się uspokoili, a razem z tym ich śmiechy przerodziły się w zmęczone łapania oddechu. 

- Dostałaś kare, teraz leć się szykować. Na śniadanie płatki z mlekiem. - Zapowiedział, zaraz otrzymując w zamian bunt. 

- Mama dawała mi jeść wafle ryżowe z dżemem i masłem orzechowym. - Steve jedynie zaśmiał się kręcąc głową, po czym przytaknął, odpuszczając kolejną dyskusję, dlaczego nie powinna jeść tak słodkich rzeczy od rana. 

Po śniadaniu i walce Steve'a ze szczotką do włosów i czesaniem koka Sarah, w końcu wyszli z domu. Obydwoje ubrani w swetry, jesienne płaszcze podszyte polarem, a w przypadku tego dziewczynki także futerkiem. Wysokie buty chroniły ich od kałuż, w które kilka razy wpadli w drodze do motoru. Pomimo wiecznej kłótni z Tony'm o "nierówne warczenie" motocyklu, Rogers zatrzymał swój ukochany sprzęt, a Sarah była ogromnie wdzięczna dziadkowi, że nie zabrał go. Była wielką fanką jazdy motorem, nawet jeżeli Steve nie zawsze mógł ją przewieźć. 
Kilka razy zatrzymali się na światłach, raz przejechali po kałuży, której woda ochlapała im nogawki spodni. Sarah przez całą drogę była podekscytowana myślą o spotkaniu z mamą. Każda chwila bez niej była dla niej okropna, tęskniła za nią jak za nikim innym. Po wydarzeniach sprzed ośmiu lat, kiedy jako dziecko zapłakana wtulała się w Wandę, często miewała koszmary z tego dnia, z porwania prze Loki'ego, a szczególnie na temat śmierci mamy. Ta myśl wywoływała u niej ciarki za każdym razem, gdy tylko się pojawiała. 

- Sarah? Jesteśmy na miejscu. - Odezwał się Steve, zsiadając a motoru. Pomógł córce zejść i zabrał od niej kask, trzymając obydwa w jednej ręce. Uśmiechnął się do dziewczynki, po czym chwycił ją za dłoń i razem ruszyli do przodu. Steve dostrzegł na parkingu samochód Stark'a, ciężko było nie rozpoznać auta z takim przepychem, a także skojarzył to, którym jeździli Vision i Wanda. 

Razem weszli przez obrotowe drzwi do środka, gdzie przywitało ich przyjemne ciepło. Choć wszędzie było biało, a zabrudzone od błota buty pozostawiały ślady na białych płytkach, nikt nie zwracał na to uwagi. Stojąc przed jedną z sali, tuż pod drzwiami, Steve uścisnął mocniej dłoń Sarah, na której twarzy malowała się radość i strach na raz. Rogers zawsze zastanawiał się w jaki sposób tak sprzeczne emocje mogły się ze sobą mieszać i mimo wszystko nie tworzyć grymasu. 

Otworzyli drzwi, dostrzegając za nimi wiele osób. Wanda i Vision odwrócili się w ich kierunku, witając ciepłymi uśmiechami. Tommy i Billy stali tuż obok nich, zafascynowani czymś całkowicie innym niż przybycie kolejnych gości. Tony z Pepper stali z drugiej strony, pochylając się nad łóżkiem szpitalnym i osobą na nim. Mieli wymalowane na twarzach uśmiechy, a na twarzy Stark'a nawet były drobne ślady łez w zagłębieniach zmarszczek przy oczach. Natasha stała w nogach łóżka i z uśmiechem przyglądała się całej scenie. Steve razem z Sarah podeszli bliżej zgromadzonych, w końcu także widząc na własne oczy to, co widzieli wszyscy inni. 

- Cześć skarbie, Śnieżku! - Uradowana szatynka uśmiechnęła się do nich szeroko. Wpuszczono ich obydwoje bliżej kobiety, wymieniając się znaczącymi spojrzeniami. Kilka osób wyszło, dając im więcej przestrzeni. Steve pochylił się nad nią i delikatnie pocałował w czoło, a Sarah przytuliła się do jej szyi, uważając na to co było mimo wszystko najważniejszym punktem programu. 

- Jak się czujecie? - Zapytał blondyn, spoglądając z uśmiechem i szczerą radością wymalowaną na twarzy. 

- Dobrze, James uparł się wczoraj, że nie będzie jadł i pielęgniarka musiała mi pomóc go nakarmić, a Peggy całą noc wszystko oglądała zamiast spać. - Wyjaśniła Ivy, podając blondynowi jedno z bliźniaków. Poklepała miejsce obok siebie, a kiedy Sarah je zajęła, ostrożnie podała jej drugie z dzieci. Podtrzymywała je od dołu, by dziewczynka nie miała takiego obciążenia, a mimo wszystko mogła potrzymać swoje nowe rodzeństwo. 

W końcu bliźniaki były na tyle zmęczone, że gdy tylko wsadzili je do łóżeczek, od razu zasnęły. Sarah wcisnęła się wtedy na łóżko Ivy i wtuliła w mamę jakby nie wdziały się od wieków, nawet jeżeli wczoraj także ją odwiedzili. Steve siedział na skraju łóżka, trzymając żonę na z rękę i delikatnie głaszcząc palcem wierzch jej dłoni. 

Pomimo tak wielu zawirowań, Ivy w końcu mogła to przyznać bez żadnego "ale", była szczęśliwa jak nigdy. Miała kochającą rodzinę, trójkę wspaniałych dzieci i cudownych ludzi wokół siebie, którzy nawet jeżeli nie powiązani z nią krwią, byli najbliższymi krewnymi. Byli bezpieczni i nikt im już nie zagrażał. Projekt Avengers został zakończony, a na jego miejsce rozpoczęto inne, nie angażujące ich w żadnym stopniu. Nareszcie mieli szansę na swoje spokojne i wymarzone życie, z którego zamierzali skorzystać w trzech tysiącach procent.

I'm not your woman | Steve RogersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz