iii. regina

77 6 7
                                    

To nie tak, że Niccolò nie miał pojęcia, jak się postępuje z kobietami albo że nie miał zielonego pojęcia o istnieniu tych emferycznych istot, niczym stereotypowy informatyk. Kiedyś, kiedy jeszcze nie zastanawiał się głębiej nad orientacją (przy określaniu której skłaniał się personalnie ku aseksualności, ale jednak większości ludzi mówił że jest gejem, żeby namolne kobiety dały mu spokój i dla estetyki be gay, do crime), miał dziewczynę. Prawie była jego narzyczoną, dała mu nawet ładny sygnet, ale on nie załapał aluzji. Potem zwyczajowo, zaczęli się kłócić o to, że Paganini jest mrukliwym dupkiem, nie łapie aluzji, bla bla, w ogóle jej nie kocha, bo nie pchał się do jakichś zbliżeń, no i niech lepiej idzie sobie do tych swoich szmat na boku, bo przez coś jednak nie ma dla niej czasu zawsze i wszędzie, bla, bla, bla. Signora Antonia Bianchi nie była brzydka, doceniał jej wygląd i osobowość, ale po pewnym czasie spędzonym w związku z nim zrobiła się jakaś inna. Nie wdając się w szczegóły, po rozstaniu na jakiś czas poświęcił się eksperymentom w materii związkowej, powoli formując konkluzję o tym, że od seksu czy czegoś takiego woli pieczywo czosnkowe, a wygląd kobiet, mężczyzn i wszystkiego innego docenia jedynie w sferze czysto estetycznej. Miał więc niejaką gwarancję, że nie speszy się przez atrakcyjność fana, dziennikarza, przechodnia, kelnera, kogokolwiek, ani że nie zabraknie mu słów z jakiegoś dziwnie pojętego zachwytu.

Nie było więc opcji, że towarzysząca Karolowi istota onieśmieliła go na tyle, że postanowił siedzieć cicho i zachowywać się tak, jakby go tam nie było. Zgadywał jednak, że było to całkiem sensowne wytłumaczenie dla postronnego obserwatora, któremu nie było dane zagłębić się w psychologię skrzypka. A istota, istotnie, nie wyglądała źle. Nie jego typ, ale estetycznie mogła uchodzić za całkiem ładną. Grube, rude warkocze odrzucone na plecy, zdrowa cera z mnóstwem pomniejszych znamion i pieprzyków, śmiejące się miodowe oczy i energia bijąca z wyprostowanej, atletycznej prawie sylwetki. Archetyp słowiańskiej urody, tryskająca młodością i naturalnym urokiem, którego nie niweczyło nawet co najmniej dziesięć kolczyków rozlokowanych na obydwu uszach i tatuaż z roślinnym motywem pnący się po boku opalonej szyi. Pełna życia i radości. Zupełne przeciwieństwo Włocha, który generalnie wyglądał jak upersonifikowana śmierć, albo przynajmniej truchło które jeszcze nie zaczęło gnić, ale droga już była niedaleka.

— Dzień dobry, panie Feliksie! — do diaska, nawet głos miała melodyjny, a Feliks chyba ją lubił, bo uśmiechnął się do niej z sympatią. — Witam pannę Chopin, a to jest Twój współlokator, tak, Karol? Super miło mi poznać, jestem Regina.

Wyciągnęła rękę w rozbrajająco szczerej manierze, a on, chcąc nie chcąc, musiał porzucić na moment swoje zajęcie i kurtuazyjnie ją uścisnąć. Zrobił to co prawda krótko i bez większego ciepła, ale zazwyczaj taki był, a na opryskliwość to raczej nie zakrawało.

— Niccolò Paganini.

— Paganini? Jeju, słyszałam parę Twoich koncertów, głównie na konkursach, czasem oglądam, jak Karol występuje i powiem, że wymiatasz na skrzypcach. Ja nie wiem nawet, jak złapać za to diabelstwo, a jakim cudem udaje się wam na nim grać, to już zupełny kosmos.

— Co chwilę jej proponuję, że nauczę ją chociaż gamy, ale skutecznie unika oświecenia — dorzucił z przekąsem młodszy Lipiński, który notabene stawiał kolejne trzy skrzynki na wadze. — Osiemnaście koma dwadzieścia trzy kilo, Ludwiko.

— Już, notuję. Zostajesz na trochę po pracy, Regina? Ostatnio szybko znikasz.

— Chyba będę musiała zostać, skoro ten tutaj w końcu wrócił na rodzinną ziemię. Panie Feliksie, mogę się przenieść na te żółte do Karola, skoro już zrobiłam tamte trzy czerwone z lewej strony od wejścia?

𝐏𝐑𝐀𝐄𝐃𝐈𝐔𝐌. 𝐥𝐢𝐩𝐢𝐧𝐢𝐧𝐢 𝐬𝐡𝐨𝐫𝐭 𝐧𝐨𝐯𝐞𝐥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz