>1398

114 8 58
                                    


 - 1398

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- 1398

Z królową działo się coś dziwnego. Płakała na myśl o szczęściu Heleny, grymasiła z rana niczym pacholę i nie chciała jeść świeżego pieczywa, za którym tak przepadała. Nie wpuszczała też do swojej prywatnej komnaty nikogo innego oprócz Śmichny i urzędników. Co chwilę mówiła, że czuje się dobrze, po czym narzekała, że nie może ustać na nogach.

- Już nic z tego nie rozumiem... - westchnęła córa Przedbora, kiedy Andegawenka zasnęła po porannym posiłku w swej komnacie. Niewiasta wyszła powoli z pomieszczenia i spotkała się z niepewnym spojrzeniem Gałki.

- Czy pani znów zaniemogła? - spytała, gniotąc swoją suknię smukłymi palcami.

- Nie... - odparła bez problemu Śmichna. - Jest po prostu zmęczona, ponoć takie ułożenie gwiazd... - wymyśliła na poczekaniu, ale zaraz dodała: - Nie gnieć materiału - upomniała ją niczym jakaś stara matrona.

- Chciałam jeno spytać, czy mogłabym wrócić do domu na dwie niedziele - wyjaśniła młodsza po chwili ciszy.

- Spytam o to panią, obiecuję.

- 1398

- Wszystko w porządku? - zaczęła pewnego wieczoru Czochna.

Śmichna spojrzała na nią znad najnowszego listu Mścichny, po czym kiwnęła na potwierdzenie głową. Młodsza poprawiła się nieznacznie na swoim siedzisku, po czym zerknęła na drzwi za jej plecami. Królowa wciąż spędzała wieczory w swojej prywatnej komnacie, modląc się najwyraźniej o dziedzica czy rychły powrót króla z polowania. Czochna westchnęła, słysząc jeno cichy syk dobiegający z pobliskiego kominka. Odłożyła na bok materiał, który szykowała dla swej matki i sięgnęła po kielich wypełniony piwem.

- Co u twej siostry? - spytała po chwili namysłu. Każdy wiedział, że Czochna nie przepadała za ciszą i wszędzie było jej pełno. Teraz, gdy Gałka opuściła ich na kilka niedziel, nie miał kto jej grać w te spokojne noce, nudziła się.

- Dobrze, tak myślę - szepnęła towarzyszka, zwijając papier w rulonik i chowając go do rękawa.

- Jej Jan wciąż nie dał znaku życia?

- Nie. - To mówiąc, oparła się o twarde siedzisko. - Chociaż prawią, że na granicy można spotkać rycerzy wracający spod Nikopolis - przyznała, wystukując znany sobie rytm na podłokietnikach krzesła.

- Czasem się zastanawiam czy małżeństwo ma sens... - przyznała dwórka, spoglądając na nią swoimi roześmianymi oczami.

- Wyjaśnisz?

- Prawię jeno, że mężowie, zaraz po tym wielkim dniu, uciekają od nas... Ma matka musiała czekać na dziecię dobre pięć zim, bo mój ojciec wciąż posłował i bił się z poganami - wyjaśniła. - Tak dużo mówi się o miłowaniu, ale wystarczy powiedzieć im o honorze i bogactwie, a już ich nie ma...

Rycerz i jego gwiazdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz