Rozdział I Apartament na Lemon Tree Road

149 17 5
                                    


Gdy Donald Russo przychodzi do apartamentu numer dziesięć przy Lemon Tree Road, nie zastaje tam nikogo. Tylko drzwi są otwarte na oścież, a kartki z drukarki, która wciąż pracowicie wypluwa z siebie kolejne strony pracy magisterskiej fruwają po przeszklonym biurze i nowoczesnym salonie, wpadając nawet do elektrycznej imitacji kominka.

Mężczyzna stoi przez moment oniemiały i rozgląda się na boki, nie potrafiąc dobyć głosu ani właściwie zareagować. Dopiero chwilę później jego trzydzieści pięć lat oraz doświadczenie w pracy pod presją czasu dają o sobie znać.

Sięga do kieszeni garnituru po telefon i wystukuje numer alarmowy.

‒ Policja, dzień dobry. Donald Russo, dzwonię z Lemon Tree Road pięć, apartament dziesiąty. Chciałbym zgłosić włamanie. Tak, możliwe że porwano moją narzeczoną.

***

Podczas przesłuchania jest już spokojny, rzeczowy. Tylko dłonie, w których ściska kubek z kawą, trzęsą mu się lekko. Ociera chusteczką spocone czoło. Przecież jest cholerny lipiec i żar leje się z nieba, a on zamiast w klimatyzowanym gabinecie, siedzi teraz w dusznym wnętrzu jednego z wielu policyjnych komisariatów w mieście.

Hermiona na pewno się znajdzie.

Na pewno ‒ tak sobie powtarza.

Jest rozsądna, zaradna, zawsze przygotowana. Pewnie uciekła i teraz błąka się po ulicach, zbyt przerażona, żeby wrócić do domu.

Wysłano patrole, szukają jej.

Oczywiście podał jej rysopis: wysoka, szczupła, bujne, związane w kok włosy, okulary i dłuższe górne jedynki.

Policjanci kręcą głową na jej imię.

Donald trochę się na to zżyma, ale udaje mu się nie zareagować. Nie chce przecież, żeby funkcjonariusze się wobec niego uprzedzili albo mniej chętnie podchodzili do śledztwa.

Tak, apartament jest jego. Tak, mieszkają tam oboje.

Od dwóch lat.

On ma trzydzieści pięć lat.

Ona dokładnie dekadę mniej.

Policjanci znów wydają się trochę rozbawieni.

Kim jest z zawodu? Chirurgiem szczękowym.

Pracuje? W prywatnej klinice.

Rodzice Hermiony? Żyją. Mieszkają na przedmieściach. Prowadzą zakład dentystyczny.

Tak. Mają dobre relacje.

Czy dziewczyna mogła tam pojechać?

Nie dziewczyna. Narzeczona. Są zaręczeni, prosi żeby to zapisać.

I nie, nie dzwonił do państwa Granger. Nie chciał ich martwić.

Dlaczego nie pomyślał?

Bo gdyby pojechała, dałaby znać.

Nie nie znika często.

Więc znika?

Nie, nie znika, wcale tego nie powiedział.

„Często" było w pytaniu, więc go użył.

Cholera, nie czepiajcie się słówek tylko szukajcie jej, bo może jednak coś się stało.

Nie, nie miała kochanka.

Skąd wie?

Nie wie.

Ale nie mieli większych problemów.

Zasada FlamelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz