Z początku nic się nie dzieje. Snape jest nawet rozczarowany, bo spodziewał się fajerwerków. Według Dumbledore'a, gdy dziewczyna dotknie, choćby przelotnie jakiejkolwiek różdżki, zabłysną fajerwerki. W najlepszym wypadku. Snape teoretyzował bardziej o wybuchu mini bomby jądrowej.
Jednak, jak się okazuje, panna Granger jest znacznie bardziej pełna niespodzianek. Tym razem mylili się oboje i stary dureń i on.
Snape stoi i czeka, Granger najpierw spogląda na drewniany przedmiot, obraca go w milczeniu w dłoniach, podnosi...
– Do cholery, Granger nie celuj tym sobie w łeb!
Dziewczyna podnosi głowę, patrzy na niego jak na wariata.
Snape ponownie klnie. Tak, teraz będzie go miała za pomyleńca.
– Czy ja pana skądś nie znam? – pyta wreszcie. – Wie pan, że biorę leki, zabrał je pan nawet z Donalda... naszego mieszkania. Pracuje pan w klinice? A może się tam leczy? – Ostatnie dwa zdania wypowiada z wyraźną kpiną.
Jej moriatyczny nastrój drażni go, uwiera gdzieś głęboko w rozlubowaną w ciszy psychikę.
Może to nie ona? Może Dumbledore się mylił? Może ten pieprzony przyrząd był tylko podstawioną podróbką? Cholera wie, czy ludzie z Departamentu Tajemnic nie trzymali oryginału w jakimś dobrze zabezpieczonym magazynie a to było jedynie kopią, ich nieudolnym prototypem...
– Nie sądzę, Granger, żebyśmy się dotąd znali – kłamie, bo on przecież zna ją całkiem dobrze. – Weź to do jednej ręki, prawej, tak, właśnie tak. Nie skupiaj się na tym jak głupie ci się to wydaje, bo zaraz zmażę ten idiotyczny uśmieszek z twojej twarzy...– Mógłby jej pokazać sam jak rzuca zaklęcia. A jednak Dumbledore twierdził, że to był bezpieczniejszy sposób.
Z oddali słyszy krzyk nocnego ptaka. Odruchowo spogląda w tamtą stronę. Wtedy słyszy piskliwy krzyk zupełnie blisko siebie.
Zanim jeszcze odwraca głowę, kątem oka dostrzega błysk. Granger krzyczy w niebogłosy. Jej ubranie płonie najprawdziwszym ogniem. Snape klnie, celuje różdżką i donośnym głosem mówi:
– Aguamenti!
Kobieta krzyczy dalej, Snape nie ma pojęcia czy z bólu, czy w panice. Nie bardzo go to nawet interesuje. Cokolwiek się z nią dzieje, pożar, który na sobie roznieciła trzeba ugasić w pierwszej kolejności.
Wreszcie ogień gaśnie, jej ubranie paruje.
– Co się właśnie stało?! – krzyczy na niego ochryple. – Co się do cholery stało?!
Snape uśmiecha się krzywo, splata ramiona na piersi i przekrzywia głowę.
– Nie wiem jak wielkim imbecylem trzeba być, Granger, żeby podpalić samego siebie, a uczę podobnych tobie idiotów już od ćwierć wieku.
Snape widzi nawet w szczątkowym świetle zachodu, że po jej policzkach płyną łzy. Zapewne jego szyderstwo tylko dolało oliwy do ognia. Klnie jeszcze raz, zaciska szczęki.
– Poparzyłaś się? – cedzi.
– N-nie wiem... – Granger drży, a on nie do końca wie, co ma zrobić. Krzywi się więc tylko i gestem zaprasza ją do środka.
– Rozbierz się – poleca, na co jej usta otwierają się, w oczach pojawia się automatyczny bunt.
Snape przewraca oczami.
– Primo, nie masz tam żadnych cudów, których kiedyś już nie widziałem. Secundo, nie mam zamiaru cię tknąć, dziewczyno. Muszę sprawdzić, jak bardzo się poparzyłaś.
CZYTASZ
Zasada Flamela
Fantasíasevmione, au, postcanon Nikolas Flamel, podczas swojego trwającego ponad pół tysiąca lat życia, dzięki stworzeniu Kamienia Filozofów, miał mnóstwo czasu na badanie wszelkich dziedzin magii. Kamień ten nie był bowiem celem samym w sobie dla maga, sta...