Kennedy
Obudziłam się tylko dlatego, że moja kołdra podciągnięta pod sam nos nie była już w stanie mnie ogrzać. W pokoju było równie ciemno jak za oknem.
Zapaliłam lampkę nocną, która oświetliła mój pokój w domu rodziców. Niechętnie wyszłam spod kołdry i udałam się do okna, które zapomniałam zamknąć. Za oknem padał śnieg. Pierwszy śnieg w tym roku. W sam raz na Święta Bożego Narodzenia, na które pierwszy raz odkąd pamiętam nie czekałam z niecierpliwością.
Zamknęłam okno i zasłoniłam zasłonę, chciałam z powrotem wrócić do łóżka. Stanęłam przed nim na chwilę. Przez ostatnich kilka miesięcy moje łóżko było moim schronieniem, z którego prawie wcale nie wychodziłam. Gdyby nie moi rodzice i rodzina, którzy przychodzili sprawdzać, czy żyję, nie miałabym kontaktu z ludźmi.
W tym oto łóżku przeszłam wszystkie etapy żałoby: od wyparcia po akceptację. Postanowiłam zostać w nim i opłakiwać stratę mojego nienarodzonego dziecka oraz Seana, który mimo wszystko nie zasłużył na taki los. Hero, Jamie, Sebastian i Nina wrócili do akademika. Ja nie dałam rady.
Akceptacja.
Częścią akceptacji było wyjście z łóżka i powrót do normalnego funkcjonowania. W tej chwili postanowiłam, że zacznę od opuszczenia łóżka. Co do normalnego funkcjonowania... To mogło potrwać.
Udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w jedyną parę czystych dresów jakie mi zostały. Nie suszyłam włosów. Nie miałam na tyle energii. Po raz pierwszy od miesięcy odważyłam się unieść bluzkę w górę i spojrzeć w odbiciu lustrzanym na moją ranę na brzuchu, ranę od ciosu nożem, przez który straciłam dziecko. Patrzyłam tylko przez chwilę, potem opuściłam bluzkę i wyszłam z łazienki.
Schodami poszłam na dół. Mama i tata dekorowali salon.
- Krzywo jest - powiedziała mama, gdy tata wieszał gwiazdę na czubek choinki.
- A teraz? - spytał z wyraźną irytacją w głosie.
- Dalej krzywo - odparła mama. - Możesz dziabnąć lekko w prawo?
- Dziabnąć to mogę ciebie. Zdecyduj się w końcu, w prawo czy w lewo.
- Jest bardzo ładnie - wtrąciłam, ramieniem opierając się o próg wejścia.
Oboje wzdrygnęli się i spojrzeli na mnie tak, jakby zobaczyli ducha. Wcale im się nie dziwię, pewnie wyglądałam jak duch.
- Kenny - mama rzuciła we mnie swoim współczującym spojrzeniem, którego bardzo się obawiałam. Potrafiła mnie nim złamać, a ja już nie miałam czym płakać.
- Hej - uśmiechnęłam się nikle i weszłam do salonu.
Tata zszedł z drabiny i oboje spojrzeli na siebie, nie wiedząc jak zareagować. Postanowiłam im to ułatwić.
- Pomyślałam, że moglibyśmy razem zjeść kolację. Taką, jak wtedy, gdy wracałam z obozu, a wy wywieszaliście baner z napisem "Witaj w domu, Kennedy" i siedzieliśmy przy stole do późna - zaproponowałam. - Chyba, że jest już za późno. Nie wiem nawet która jest godzina.
- Jest osiemnasta. Nie jest za późno, kochanie - mama odparła i już widać było łzy w jej oczach. - Ja wszystko przygotuję - dodała i szybkim krokiem udała się do kuchni, którą od nas dzieliła tylko jedna nośna ściana, ale chociaż miała gdzie się schować aby ukryć przed nami swoje łzy.
Tata nadal podejrzliwie na mnie patrzył.
- Nie musicie chodzić wokół mnie na szpilkach, tato. Nic mi nie jest.
CZYTASZ
Vendetta
RomansaII część trylogii Whispers of Vengeance • Po utracie dziecka i brata, Kennedy i Hero będą musieli od nowa odnaleźć się w swoim świecie i związku. Jabłko nie pada daleko od jabłoni... Kiedy w Kennedy obudzi się gen po ojcu i chęć zemsty, młodzi staną...