➍ "𝑶𝒉, 𝑰 𝒂𝒎 𝒇𝒐𝒓𝒕𝒖𝒏𝒆'𝒔 𝒇𝒐𝒐𝒍!"

77 14 4
                                    

Obudziłam się o dziesiątej zadowolona z faktu, że nie musiałam dzisiaj iść do pracy. Nie chcąc marnować czasu po śniadaniu od razu zasiadłam do pisania. Owinęłam się kocem, dzisiaj znowu padał deszcz. Przez kolejne kilka godzin udało mi się nakreślić kolejne dwa rozdziały i o czternastej doszłam do wniosku, że to koniec na dzisiaj. Nagle coś sobie przypomniałam.

No tak, przyjęcie u Elian!

Po odgrzaniu pierożków z humusem weszłam pod prysznic i nałożyłam delikatny makijaż. Ubrałam na siebie bluzkę z dzwoniastymi rękawami i pasiaste, biało-czarne spodnie. Dzień wcześniej w mieście udało mi się kupić puzzle z dinozaurami. Pięciolenia córeczka sąsiadki miała na ich punkcie bzika, już w tym wieku określała, że chciałaby zostać archeologiem w przyszłości, a całą obsesję miał zapoczątkować seans Parku Jurajskiego. To niebywałe, jak dzieci potrafią absolutnie w coś wsiąknąć i czerpać z tego taką radość. Niektórzy dorośli w stu procentach zachowują takie tendencje, patrząc na ciocię Titi.

Przejaśniło się, a zza chmur wyszło słońce. Udałam się do sąsiadki trzymając w ręce opakowane pudełko. Przyszłam chwilę przed czasem, więc zaproponowałam Eliannie pomoc przy imprezie. Pomogłam jej kroić składniki do szaszłyków w kuchni, wówczas, gdy jej mąż i starszy syn szykowali grilla na patio.

Po godzinie okolica zaczęła się schodzić. Przyszły głównie młodsze osoby, ale także kilka starszych par. Nie było tutaj wielu moich rówieśników, a jeśli już to rodziny z dzieciakami. Lekko posmutniałam, gdy w tłumie nie dostrzegłam Lysandra.

Ludzie porozchodzili się po ogrodzie, większość dzieci kąpała się w basenie, a ich rodzice gadali między sobą przy piwie. Rozmawiałam z Elian gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

W tym samym momencie jedna z koleżanek jej córki poślizgnęła się, a sąsiadka musiała iść do kuchni po plastry.

-Isaure, czy możesz zawołać Denisa, żeby otworzył? Pewnie gra na komputerze w swoim pokoju, drzwi po lewej u góry. -poprosiła mnie desperacko, patrząc na męża przewracającego kiełbaski.

-Ależ nie ma sprawy, mogę otworzyć. Raczej nikt się nie obrazi. -uśmiechnęłam się pocieszająco i położyłam koleżance dłoń na ramieniu.

Zgodziła się, więc poszłam powitać ostatnich gości. Przekręciłam kluczyk i uchyliłam drzwi.

Zdziwilam się, gdy zobaczyłam kto za nimi stał. To był Wallace, dwudziestoczterolatek z kawiarni, z którym jeszcze nie miałam okazji współpracować. Był ubrany bardzo elegancko i miło mnie przywitał.

Kolejne pół godziny rozmawialiśmy ze sobą, jak starzy kumple. Była to bardzo swobodna dyskusja i cieszyłam się, że będziemy pracować razem.

Nie zauważyłam nawet, że na przyjęciu zjawił się też inny gość.

Nie wiedziałam kiedy ani jak, Lysander opierał się o ścianę i rozmawiał z Julesem. Chwilę na niego patrzyłam, ale ten nawet nie zerknął w moim kierunku. Ciekawiło mnie, czy mnie zauważył.

Lysander wyglądał jak zwykle nonszalancko. Włosy spiął w luźny kucyk. Na czarną koszulę narzucił zieloną, pięknie zrobioną kamizelkę.

Gdy Wallace poszedł wyciągnąć napoje z zamrażarki, podbiegła do mnie Ginny. Jej mąż dalej konwersował z srebrnowłosym.

-Poznałaś już Lysandra? -spytała mnie znienacka.

Zdziwiło mnie jej pytanie. Nie chcialam jej mówić o tym, co kiedyś nas łączyło.

-Miałam okazję. -przełknęłam ślinę. -Dlaczego pytasz?

-No cóż, widząc jak na niego patrzysz zastanawiałam się... -nagle przerwała, zakłopotana. -Wiesz, rzadko widuje się Lysandra na takich imprezach. Nie mówię, że nie jest pomocnym sąsiadem, ale raczej unika takich zgromadzeń.

『𝘗𝘳𝘻𝘦𝘻𝘯𝘢𝘤𝘻𝘦𝘯𝘪𝘦 ◦ 𝗦𝗹𝗼𝗱𝗸𝗶 𝗙𝗹𝗶𝗿𝘁 𝗔𝗟 𝗟𝗬𝗦𝗔𝗡𝗗𝗘𝗥 』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz