Wróciłem do domu dopiero przed północą. Kiedy zostałem sam na dachu galerii, siedziałem tam jeszcze dobrych parę chwil. Drogę powrotną pokonałem w bardzo powolnym tempie. Po przekroczeniu drzwi wejściowych, od razu popędziłem do swojego pokoju. Ku mojemu zadowoleniu, nie tylko ja nie miałem ochoty na rozmowę. Mama zostawiła mnie w spokoju, przynajmniej na ten wieczór. Wiedziałem jednak, że wznowienie tego tematu w najbliżej przyszłości, było nieuniknione.
Padłem bezwładnie na swoje łóżko. Nie miałem siły na prysznic, ani nawet przebranie się w piżamę. Po prostu zatopiłem nos w poduszce. Zamknąłem oczy i od razu straciłem kontakt z rzeczywistością. Chyba nigdy tak szybko nie odpłynąłem.
Obudziłem się jakoś przed jedenastą. Trwał nowy dzień. Sobota. Wydawałoby się, że nadszedł upragniony weekend. Tylko, że w moim przypadku cały dzień pod dachem tego budynku, nie niósł ze sobą niczego dobrego. Oddałbym wszystko, bym mógł wyrwać się z domu. Lepszym rozwiązaniem byłoby nawet pójście do szkoły.
Wtedy coś mi zaświtało. Kara! Przecież dostałem karę od Paige! Zupełnie zapomniałem, że miałem pomóc woźnemu w sprzątaniu placówki. Boże, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że ucieszyłbym się na weekendowy pobyt w szkole i to jeszcze na dodatek latając z miotłą, uznałbym go za wariata.
Widocznie życie lubiło zaskakiwać.
Nabierając większych chęci do życia, umyłem się. Ubrałem T-shirt i krótkie, czarne spodenki z Nike, które były luźne i niesamowicie komfortowe.
Schodząc na dół modliłem się, bym nie wpadł na członków rodziny. Na szczęście nie spotkałem po drodze żadnego domownika. Opuściłem budynek, nikomu o tym nie mówiąc i z nikim się nie żegnając. Gdybym dodatkowo musiał im powiedzieć, że musiałem odpracować "kradzież portfela", z pewnością nie miałbym gdzie wracać.
Nie miałem czasu na naprawienie roweru, więc nadal był niezdatny do użytku. Musiałem iść na nogach, ale nie stanowiło to dla mnie większego problemu. Dzień był ciepły i przyjemny. Taki spacer skutecznie otrzeźwił mój umysł.
Dotarłem do szkoły. Znalezienie woźnego nie było trudne. Mężczyzna przyznał, że słyszał, iż ktoś miał mu pomagać. Moim zadaniem na popołudnie okazało się zatem mycie okien. Mogło być gorzej. Mogłem sprzątać szkolne toalety, albo odklejać gumy spod ławek. Okna były zdecydowanie optymalną opcją.
Udałem się do sali chemicznej, od której miałem zacząć i w której rzekomo czekały na mnie wszystkie potrzebne rzeczy. Musiałem wybrać drogę prowadzącą przez schody, ponieważ pracownia była na drugim piętrze. W końcu jednak znalazłem się pod upragnionymi drzwiami. Otworzyłem je i przekroczyłem próg.
Uderzyła we mnie dawka oślepiającego światła. Promienie południowego słońca bezwstydnie wdzierały się przez wielkie okna. Oświetlały ławki, biurko, tablicę i krzesła, wiadro i ścierki, które zapewne były przygotowane dla mnie. Padały również na osobę, która siedziała pod jedną ze ścian, opierając o nią głowę. Łuna zalewała blaskiem jego twarz sprawiając, że źrenice się zwęziły. Tym samym odsłaniając jasne tęczówki w pełnej okazałości. W czarnych włosach również plątały się kosmyki potraktowane światłością.
Początkowo mnie nie zauważył. Zajęło to kilka chwil, zanim odwrócił się w moją stronę. Trwaliśmy tak, ja w pełnej dezorientacji, a on w spokoju i opanowaniu. Tak, jakby to, że tu siedział było oczywistością. Przez chwilę myślałem, że nawiedzały mnie koszmary na jawie, że wczorajszy dzień zostawił jakiś uraz na mojej psychice i zacząłem widzieć rzeczy niemożliwe.
- Co tutaj robisz? -zapytałem, jakbym chciał się upewnić, że to nie było tylko snem.
- Pomagam ci w sprzątaniu. -odpowiedział Matt, po czym wstał z miejsca.
CZYTASZ
•zachód słońca• /bxb/
RomanceSpokojne, z pozoru idealne miasteczko Hillsview wydawało się być miejscem, które kochali wszyscy. Jednak kto mógł wiedzieć co kryło się w głowach każdego z mieszkańców? Codzienność i ustalona odgórnie rutyna legła w gruzach, gdy losy dwóch dawnych p...