- Słyszałem, że panienka zabiła morską bestię? – zaczął, nie mając pomysłu, co lepszego mógłby powiedzieć.
- Owszem. I może pan nazywać mnie Veri – odpowiedziała Verilla uśmiechając się czarująco.
- Mów mi Geralt. Jestem wiedźminem, i przybyłem do Roggeveen w celu zabicia potwora i zdobycia obiecanej przez króla nagrody. Nie ukrywam, byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że ze straszną bestią poradziła sobie młoda dziewczyna, jak widzę nie wojowniczka, lecz wysoko urodzona panna.
- Ależ jedno nie zaprzecza drugiemu. Wiem, że jesteś wiedźminem, i to całkiem sławnym – Veri zalotnie poprawiła włosy. - Miałam nadzieję, że ktoś z was przybędzie do miasta zachęcony wieścią o potworze. Musisz wiedzieć, że od dzieciństwa marzę o zostaniu wiedźminką. Wszyscy mówią, że to niemożliwe. Tylko mój ojciec i brat od zawsze mnie wspierają. Jako żołnierze umieją władać mieczem, czego uczą mnie od najmłodszych lat.
- Mów dalej – zachęcił żywo zainteresowany Geralt.
- Na szczęście nigdy nie zabiłam człowieka, za to cztery lata temu zabiłam pierwszego potwora. Była to wyjątkowo wyrośnięta płaskwa – Verilla uśmiechnęła się do wspomnień, zupełnie jakby nie mówiła o paskudnym, śmierdzącym stworze żyjącym w ściekach i kanałach. – Od tamtej pory zabiłam już sporo płaskiew, pseudoszczurów, zeugli, pryskirników, delichonów i wszelkiego innego paskudztwa, które można spotkać w brudnych zaułkach czy starych piwnicach. Stwór, o którym wspomniałeś, był zdecydowanie moim najtrudniejszym jak dotąd przeciwnikiem. Swoją drogą, wiesz może, jak się nazywał?
- Według rysopisów, które słyszałem, nie przypomina absolutnie niczego, co zostało opisane w wiedźmińskich księgach. Jednak deskrypcje te były dość sprzeczne. Mogłabyś opisać, jak naprawdę wyglądał?
- Oczywiście. Pamiętam go doskonale, i myślę, że do końca życia nie zapomnę – wyraz twarzy dziewczyny zmienił się, gdy przypomniała sobie straszliwą walkę. – Miał około ośmiu stóp wzrostu, z sylwetki przypominał wyjątkowo umięśnionego mężczyznę. Był pokryty ciemnoniebieską łuską, a między długimi palcami miał błonę pławną. Na masywnej szyi znajdowały się skrzela, falujące przy każdym oddechu. Łeb miał podobny do dziwnoryby, ale trzy razy większy, z płetwami po bokach i ogromnymi, szklistymi ślepiami bez powiek. W paszczy miał kilka rzędów ostrych, rekinich kłów.
Mówiąc o potworze, z którym niedawno przyszło jej stoczyć walkę na śmierć i życie, Verilla zachowała niezmącony spokój. Ton jej głosu dalej był tak samo pogodny, tylko jej wielkie oczy nieco przygasły, jakby przysłonięte strasznym wspomnieniem.
- Wciąż nie potrafię go utożsamić z żadnym znanym mi stworzeniem. Nic dziwnego, morze wciąż jest najsłabiej poznanym przez nas terenem.
- Nie odniosłaś żadnych obrażeń? – zapytał Geralt po krótkiej przerwie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie widzi żadnych bandaży ani opatrunków na ciele Veri.
- Owszem, odniosłam. Jednak mamy sprawdzone środki na wszelkie rany i choroby. Coś w rodzaju wiedźmińskich eliksirów – dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.
Dalszą pogawędkę przerwał dźwięk otwieranych drzwi i wołający z korytarza głos:
- Veri, wróciliśmy!
CZYTASZ
Wiedźminka
FanfictionGeralta ściąga do Cidaris wieść o tajemniczym, nieznanym stworze zamieszkującym morskie głębiny. Jednak na miejscu czeka go niemałe zaskoczenie. Czy to możliwe, że on, "bezduszna machina do zabijania", pozna swoją bratnią duszę? Przekonajmy się.