V

334 10 3
                                    

Do salonu weszli dwaj mężczyźni. Pierwszy, wysoki i barczysty, z twarzą poważną i surową, która natychmiast złagodniała na widok córki. Drugi był niesamowicie podobny do pierwszego, tylko jego włosy nie były przyprószone siwizną, na twarzy nie było widać zmarszczek, a spojrzenie nie było tak mądre i poważne jak u starszego mężczyzny.

- To wiedźmin Geralt z Rivii – Verilla zwróciła się do mężczyzn. – A to mój ojciec Delorad oraz brat Hervan.

Krewni Veri byli zaskoczeni niespodziewanym spotkaniem, jednak szybko zaczęli zagadywać Geralta.

- Wiele o panu słyszałem – mówił Hervan z wyraźnym podziwem.

- Czym zawdzięczamy sobie pańską wizytę? – spytał rzeczowo komendant Delorad.

- Przybyłem do Roggeveen w celu zabicia morskiej bestii. Jednak na miejscu dowiedziałem się, że pańska córka mnie ubiegła, i zapałałem chęcią poznania tej niezwykłej kobiety.

Veri delikatnie się zarumieniła, jednak nie opuściła wzroku i wciąż patrzyła wprost na wiedźmina, jakby próbowała kolejny raz zahipnotyzować go spojrzeniem.

- Cóż, trzeba przyznać, że córkę mam dzielną – odparł nie bez dumy Delorad.

- Słyszałem, że jest w tym spora zasługa pańska oraz pana Hervana.

- Ćwiczymy z nią czasem walkę mieczem i łukiem. Kiedyś Hervan trenował ją w jeździectwie, ale potem role się odwróciły – powiedział, patrząc z uśmiechem na dzieci. – Ale teraz wybaczcie, obowiązki czekają.

- Na mnie również – dodał Hervan, po czym oboje wyszli z pomieszczenia.

- Aż tak dobrze jeździsz konno? – zapytał Geralt.

- Cóż, wychodzi mi to nienajgorzej, głównie dzięki mojemu wyjątkowemu wierzchowcowi – odparła skromnie Veri.

- Jakiej jest rasy?

- To jednorożec.

WiedźminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz