III

449 16 1
                                    

Wiedźmin, nie chcąc niepokoić komendanta i Verilli o tak późnej porze, postanowił zanocować w karczmie. Udał się do wskazanej przez gospodarza izby – małego kącika na poddaszu, którego jedynym wyposażeniem był leżący na gołej ziemi siennik i stolik. Geralt postanowił zadowolić się skromnym lokum, nie chcąc wydawać wszystkich zarobionych w Wyzimie pieniędzy.

Następnego dnia, po skromnym lecz smacznym śniadaniu wiedźmin wyruszył w miasto. Zapytał przechodnia o drogę do domu komendanta straży, gdzie dotarł po około godzinie przeciskania się przez uliczki – akurat był dzień targowy.

Posesja komendanta była położona na obrzeżach miasta. Ogromny dom oraz zadbany ogród świadczyły o zamożności mieszkańców. Gdy wiedźmin zbliżył się do bramy, ujrzał stojących przed nią dwóch strażników. Jeden z nich zapytał:

- Mogę prosić o pańskie nazwisko?

- Geralt z Rivii.

- Nie był pan umówiony na dziś – stwierdził wartownik.

- Nie byłem. Chciałbym widziec się z panną Verillą.

- Proszę poczekać.

Strażnik oddalił się pospiesznie w stronę domu. Po chwili wrócił i bez słowa otworzył bramę przed wiedźminem. Geralt podążył żwirową alejką do drzwi, które otworzył przed nim lokaj.

- Panienka Verilla czeka w salonie – powiedział, kłaniając się grzecznie i wskazując gościowi drogę. Geralt czuł się odrobinę nieswojo wśród gustownie urządzonych wnętrz, prowadzony przez lokaja, jakby odwiedzał samego króla. Służący wprowadził wiedźmina do obszernego salonu, po czym ponownie ukłonił się i odszedł.

Geralt spotykał się już z kobietami, którym miecz, łuk a nawet walka wręcz nie były obce. Jednak tym razem, zamiast wysokiej, masywnej postaci w męskim stroju ujrzał widok zupełnie niespodziewany.

Na bogato zdobionym fotelu siedziała dziewczyna lat najwyżej dwudziestu, średniego wzrostu, w białej sukience podkreślającej kobiecą sylwetkę. Miała czarne, jedwabiście gładkie włosy, kontrastujące z jasną cerą, a na szyi nosiła czarną aksamitkę. Geralta uderzył bijący od niej zapach bzu, który sprawił, że na chwilę oniemiał. Jednak szybko powrócił do rzeczywistości, podszedł do dziewczyny i ucałował jej dłoń.

- Geralt z Rivii – przedstawił się, po czym spojrzał w jej oczy.

I zatonął w tych dużych jak u rusałki oczach, których tęczówki były prawie tak czarne jak źrenice, i patrzyły na niego z nieskrywanym zainteresowaniem. Zdawało mu się, że w tych oczach widzi swoje odbicie, że tajemnicza Verilla przejrzała na wylot jego duszę, że zna go i rozumie jak nikt inny. Dopiero wypowiedziana aksamitnym głosem odpowiedź „Verilla z Roggeveen" wyrwała go z transu. Usiadł na wskazanym przez dziewczynę miejscu na kanapie, i zdał sobie sprawę, że w tym momencie powinien przedstawić cel swojej wizyty.

WiedźminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz