VI

346 13 4
                                    

Geralt nie wiedział, co powiedzieć. W jednej chwili przypomniał sobie wszystko, co wiedział o jednorożcach: występują niezwykle rzadko, mają wrodzoną zdolność posługiwania się magią, potrafią porozumiewać się za pomocą telepatii, mogą być śmiertelnie niebezpieczne a ich rogi mają niesamowite właściwości magiczne i lecznicze. Według legend podchodzą tylko do dziewic, ale wiedźmin z doświadczenia wiedział, że to nieprawda – jednorożce mogły zaprzyjaźnić się tylko z osobą o dobrym sercu, a Verilla bez wątpienia na taką wyglądała. Pozostawało tylko pytanie: skąd u licha ona wzięła jednorożca w Roggeveen?

- Skąd wzięłaś jednorożca w Roggeveen?

Veri uśmiechnęła się.

- To on mnie znalazł, nie ja jego. Spotkaliśmy się cztery lata temu na plaży, w czasie zachodu słońca, dokładnie w ten sam dzień, w którym zabiłam mojego pierwszego potwora. Wtedy był jeszcze małym źrebakiem, ale od tamtego czasu sporo urósł. Chcesz go zobaczyć?

- Oczywiście – odpowiedział Geralt, który właśnie miał zapytać o taką możliwość.

Wyszli z domu i udali się na tył posesji. Szli żwirową alejką wzdłuż starannie przystrzyżonych krzewów, strzelistych drzew i klombów kolorowych kwiatów. Gdy doszli do oczka wodnego z fontanną wyglądającą jak naturalny wodospad, wiedźmin zobaczył go – ogromny, wyjątkowo duży nawet jak na jednorożca, śnieżnobiały, z długą, aksamitną grzywą i takim samym ogonem. Jego róg połyskiwał delikatnie, odbijając promienie słońca prześwitujące przez gałęzie rosnących wokół jeziorka wierzb.

Jednorożec spojrzał na Geralta. Jego oczy wyrażały mądrość – bardziej przypominały oczy człowieka niż zwierzęcia, bo też jednorożcom bliżej było do ludzi niż do zwierząt.

Jednorożec powoli podszedł do Geralta. Znając ich obyczaje, wiedźmin delikatnie wyciągnął przed siebie dłoń, i czekał. Stworzenie nie ruszało się przez dłuższą chwilę, świdrując Geralta wzrokiem, jakby chciało do głębi przeniknąć i poznać jego duszę. Było to nawet całkiem możliwe, bo jednorożce słynęły ze swojej umiejętności oceniania usposobienia i zamiarów ludzi.

Widocznie ocena wypadła korzystnie, bo jednorożec poruszył łbem, muskając wyciągniętą rękę Geralta.

Witaj Geralcie z Rivii - usłyszał wiedźmin w swojej głowie. – Nazywam się Veloëvall.

- Polubił cię! – zawołała ucieszona Verilla. – Wiedziałam, że tak będzie, od początku widziałam w tobie dobre serce.

Geralt zmieszał się. Jako wiedźmin rzadko słyszał tego typu komplementy. Zazwyczaj ludzie nazywali go potworem bez serca, bezduszną maszyną do zabijania et cetera.

- Dziękuję – rzekł nieco zmieszany, a Verilla odpowiedziała czarującym uśmiechem.

Geralt zdążył już pokochać ten uśmiech, pełen słodyczy i życzliwości, to tajemnicze, niezgłębione spojrzenie czarnych jak nocne niebo oczu. Szczerze polubił Veri za jej odwagę i otwartość. Widok tanecznych ruchów dziewczyny i dźwięk jej śpiewnego głosu sprawiały mu nieopisaną przyjemność, tak samo jak odurzający zapach bzu. Pragnął poczuć ten zapach bardziej, dotknąć jej aksamitnych włosów, smukłej talii, i raz na zawsze zatonąć w bezdennych, czarnych oczach.

WiedźminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz