VII

332 13 1
                                    

Gałązki wierzb kołysały się na wietrze, Veloëvall majestatycznie spacerował po alejkach, a Geralt i Verilla rozmawiali – o przeszłości, teraźniejszości i planach na przyszłość. Dziewczyna nalegała, by wiedźmin zabrał ją do Kaer Morhen, a on nie mógł oprzeć się jej prośbie i obiecał ją spełnić.

- Nie gwarantuję, że Vesemir się na to zgodzi – zaznaczył. – I mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że mało kto przechodzi Wybór, nie wspominając o Próbie Traw i Zmianach.

- Wiem o tym – powiedziała spokojnie Verilla. – Ale dopóki nie spróbuję, dopóty nie dowiem się, czy przeżyję.

- Żadna kobieta nie przechodziła jeszcze mutacji.

- Tym bardziej chcę spróbować.

Geralta wprawiała w podziw i jednocześnie przerażała determinacja dziewczyny. Wierzył, że byłaby dobrą wiedźminką, jednak zdążył ją polubić i nie chciał jej śmierci, która była najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Dlatego wciąż starał się ją przekonac do zmiany decyzji.

- Veri, Próba Traw i Zmiany powodują nieuleczalną bezpłodność – Geralt postanowił przytoczyć ostatni argument, który przychodził mu do głowy.

- Wiem – dopiero teraz w głosie dziewczyny dało się wychwycić nutkę niepewności. – Wiem, Geralt. Ale przecież da się z tym żyć, prawda?

- Da się – odpowiedział zrezygnowany. Brakowało mu już argumentów.

- Więc kiedy wyruszamy do Kaer Morhen? – zapytała wesoło dziewczyna, widząc, że wiedźmin milczy.

- Jeśli o mnie chodzi, możemy choćby dziś. A, jeszcze jedno – czy ojciec ci pozwoli?

- Żartujesz? Tata o tym marzy, tak samo jak ja. Możemy wyruszyć jutro rano?

- Oczywiście. Ale najpierw chciałbym osobiście przekonać się, jak władasz mieczem.

- Dobrze. Poczekaj chwilę.

Veri odeszła szybkim krokiem w stronę domu, a po chwili wróciła trzymając w dłoni piękną, ozdobioną runami srebrną klingę.

- Mogę zobaczyć? – zapytał Geralt, który nigdy nie przegapił okazji do podziwiania dobrej broni.

Dziewczyna podała mu miecz, a wiedźmin rozpoznał wspaniałe dzieło gnomów, najlepszych płatnerzy.

- Skąd go masz? – spytał zaciekawiony.

- Po mamie.

Twarz Geralta nie mogła wyrażać zdumienia, które w tej chwili odczuł, jednak Veri jakby je odgadła, bo powiedziała:

- Moja mama też lubiła walczyć. Chciała zostać wiedźminką, ale w jej czasach było to jeszcze bardziej nie do pomyślenia niż obecnie. Postanowiła zabijać potwory mino wszystko, jednak bez szkolenia, którego nikt nie chciał jej udzielić, to nie mogło się dobrze skończyć. Zginęła zabita przez bazyliszka kilka miesięcy po moich narodzinach. Nawet nie zdążyłam jej zapamiętać.

Oczy Verilli nagle stały się wilgotne, a głos zaczął delikatnie się łamać. Geralt chciał ją pocieszyć, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić, dziewczyna otrząsnęła się ze smutku i powiedziała:

- Miałeś ocenić moje umiejętności.

- Racja.

Stanęli naprzeciw siebie, on – wiedźmin, mutant, maszyna do zabijania, wysoki i barczysty, ona – młoda dziewczyna, smukła, w białej sukience, z rozwianymi włosami i płomieniami, które nagle pojawiły się w jej oczach.

Przez chwilę mierzyli się czujnym spojrzeniem.

Uderzyła pierwsza.

Geralt od razu zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z nie lada przeciwnikiem. Naturalnie mógłby ją pokonać ze średnim wysiłkiem, jednak jak na tak młodą kobietę jej umiejętności były wprost nadzwyczajne, co też powiedział jej, przerywając walkę.

- Wystarczy – rzekł, zafascynowany – Vesemir byłby skończonym idiotą, gdyby cię nie przyjął.

Czarne oczy Veri błysnęły wesoło.

WiedźminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz