Rozdział III

2K 54 3
                                    

- A ja was słyszę - powiedział zrezygnowany już książę i odwrócił się w stronę idących za nami zwierząt

Borsuk i karzeł wyszli niepewnie za krzaków i spojrzeli w naszą stronę.

- Moim zdaniem trzeba zaczekać na dawnych władców - odezwał się Tfulgon i podszedł nie i bliżej

- Rodzeństwo Pevensie przybędzie to fakt - powiedziałam spokojnym głosem zamiast Księcia - Ale my też musimy coś zrobić

- Zwłaszcza że mamy przy boku prawdziwą legędę, której Narnijczycy mogą posłuchać - poparł mnie chłopak na co spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem w oczach - Wybacz głupio zabrzmiało

- Po pierwsze nie legenda czy jakoś tam inaczej, właściwie to chyba jestem od ciebie młodsza - wyjaśniłam patrząc się mu w oczy po czym wyciągnęłam do niego dłoń - Nazywam się Lorene, chociaż wolę Lora

- Co do wieku to nie wiem jak to interpretować - zaśmiał się chłopak - Kaspian i wolę Kaspian

Westchnęłam z uśmiechem i już miałam coś powiedzieć kiedy gdzieś kątem oka w paprociach zobaczyłam skrawek czarnej zbori, nie odrywając wzroku od tamtego miejsca powiedziałam.

- Nie jesteśmy sami

- Tak - poparł mnie zwierzak i spojrzał w tą samą stronę co ja

- Hodu - powiedziałam do pozostałych a sama zrzuciłam z ramienia łuk, który o dziwo też był mój, przywiązany wcześniej do końskiego siodła, tak samo jak czarny płaszcz, który miałam na sobie.

Stanęłam centralnie przed biegnącym chłopakiem i zwinnie naciągnęłam łuk, by za chwilę wystrzelić szybkie trzy strzały, a trzech przeciwników padło na ziemię. Jednak inni wcale nie byli mi dłużni i sami wystrzelili w moją stronę kilka strzał, którym zwinnie umknęłam.

Po chwili w zaroślach coś zaczęło szurać, a kolejni przeciwnicy zaczęli padać na ziemię, uśmiechnęłam się pod nosem kiedy naciągnęłam ponownie łuk i dwoma szybkimi strzałami pozbyłam się kolejnych dwóch przeciwków i połowicznie przeze mnie a połowicznie dzięki temu komuś w zaroślach, pozostał tylko jeden będący w bliskiej odległości odemnie, wyciągną miecz co zrobiłam i ja, ale nie zdążył do mnie dobiec, tylko padł bezwładnie na ziemię, a to co go zabiło, zaczęło przybliżać się w moją stronę.

Kiedy dzieliła nas już niewielka odległość stworzenie wyskoczyło, chyba z zamiarem przewrócenia mnie na plecy, ale ja przewidziawszy to, w porę odchyliłam się w bok, aby jak się okazało mysz ze szpadą wpadła na stojącego w niedalekiej odległości odemnie, chłopaka.

- Nie nauczono cię że nie staje się między myszą a jej ofiarą? - zapytał lekko poddenerwowanym tonem

- Gadająca mysz ze szpadą - powiedziała jedynie ofiara jego stratowania, zwierzę pokręciło że zrezygnowaniem łepkiem a ja uśmiechnęłam się pod nosem, opierając się na mieczu.

- Mnie nauczono że nie można stawać między mieczem a jego celem - powiedziałam dalej się uśmiechając i zwracając przy tym uwagę myszy, której źrenice się lekko rozszerzyły - Ale też tego że nigdy nie można bagatelizować przeciwnika

- Czuję się zaszczycony mogąc spotkać legendarną generał wojsk Narnijskich - powiedział i sknią mi głową na co odpowiedziałam mu tym samym

- Mógłbyś go zostawić? - zapytałam zwierzę, które spojrzało na mnie nieco zdziwione - To on zadął w róg

- To prawda Ryczypisku - poparł mnie borsuk, który razem z jego towarzusem zdążył do nas podejść

- A kim on jest? - zapytała podejrzliwie mysz, by za chwilę zejść z klatki piersiowej księcia, a ja wyciągnęłam rękę do niego pomagając mu wstać

- Nazywam się Książę Kaspian X - powiedział zwykłym tonem i uśmiechną się do mnie w podzięce

- Zadą w róg, który mnie tu sprowadził - wyjaśniłam a za sobą usłyszałam kroki, odwróciłam się by za chwilę zobaczyć kolejne magiczne stworzenia, przyznam się że stęskniłam się bardzo za widokiem centaurów.

- W takim razie niech nam go ukaże - powiedział donośnym głosem prawdopodobnie ich przywódca i zwrócił się do mnie - Nas przyzwał tak samo jak ciebie, pani

Skinęłam mu głową i spojrzałam na Kaspiana, który wydał się nieco zestresowany, ale mimo wszystko wszyscy poszliśmy za niewielką grupką mitycznych stworzeń.

***

- Dlaczego on ma nami rządzić!?

- To telmar!

- To morderca!

- Telmarzy nie potrafią robić nic innego od zabijania!

Nie zdziwiłabym się jakby nasi wrogiwie usłyszeli krzyki roznoszące się echem po całym lesie. Już od jakiś piętnastu minut Narnijczycy kłócili się o to czy powinni zaufać Telmarskiemu chłopakowi, jak dla mnie o piętnaście minut za dużo, zoriętowalm się że mieszkańcy tych lasów strasznie się zmienili, mieli ogromną urazę o to co się im stało, a to zaczynało grać mi na nerwach. Nagle chłopak przeją głos a ja zwróciłam wzrok w jego stronę.

- Naprawdę będziecie obwiniać mnie za czyny i błędy moich pobratymcow?!

- Obwinimy i ukarzemy - powiedział karzeł wychodząc w stronę księcia

- Ukarzemy? - zapytał z niedowierzaniem Ryczypisk - A to nie Twoi pobratymcy walczyli u boku białej czarownicy?

- I chętnie walczyli by znów ażeby wypełnić tę zarazę - powiedział wskazując na chłopaka ale za chwilę dodał - Może powiecmy mu co nam odebrali Telmarwie?

- Nasze domy!

- Naszą wolność!

- Nasze rodziny!

Nie mogłam już wytrzymać, nie mogłam patrzeć jak chłopak bezradnie patrzy na tych wszystkich, których chciał uratować. Mnie jak narazie nikt nie zauważył, przez to że stałam w cieniu drzew i nieco bardzej z tyłu, jednak wszystko doskonale słyszałam przez co moja krew się mocno zagotowała.

- A czas odebrał wam waszą Narnijską godność i szacunek dla wszystkich napotkanych istot! - krzyknęłam wychodząc z cienia i rzucając kaptur z głowy.



Opowieści z Narnii  : Biała GenerałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz