x3

565 19 4
                                    

Od incydentu z Wilsonem minęły trzy dni. Przez ten czas nie chodziłam do szkoły. Nawet poza pokojem ledwo co mnie widziano. Rodzice pozwolili mi nie iść do szkoły ze względu na to, że zmyśliłam im o moim złym samopoczuciu i chorobie. Chociaż o tym pierwszym to prawda. Z Liamem kontaktu nie miałam, z resztą z Davisem lepiej nie było. Nikt poza bratem mnie nie odwiedzał. No może czasem mama, ale tylko w momencie, gdy był obiad albo jakikolwiek wspólny posiłek, który i tak spławiałam mówiąc, że ‚nie' jestem głodna.

Całe sobotnie południe leżałam w łóżku oglądając mój serial, ale niestety przerwał mi go mój brat, który wparował do mojego pokoju, jakby ktoś miał wypadek.

Intuicja mnie nie zawiodła.

- Siora, zbieraj się szybko!

- Co się stało? Nie widzisz, że źle się czuje i nie mam ochoty nigdzie iść?- zironizowałam.

- Masz dziesięć minut na ogarnięcie się, jedziemy do szpitala.- syknął.

Oho.

- Na jaką cholere?!

- Nathaniel.- odparł.

Tyle mi wystarczyło, żebym wstała szybko z łóżka i nie oglądając się czy rozwalam, przy moim ogarnianiu się, pokój, wyrobiła się w siedem minut. Na szczęście miałam już ubrany komplet moich ulubionych dresów. Zapięłam włosy w kucyk i wzięłam szybko telefon do ręki zbiegając na dół, aby ubrać moje białe air force'y. Prędko pobiegłam do samochodu Noah wsiadając na miejsce pasażera. W połowie drogi dopiero zorientowałam się, że nie jesteśmy jedyni w pojeździe. Byli też Wilsonowie. Brat z siostra. Tylko po co oni jechali? Liam z Nathanielem nie miał żadnego kontaktu o ile w ogóle go lubił, a Rebecca nawet go nie znała.

- A wy co po jedziecie?- prychnęłam.

- Ja ze względu..- zaczęła Becc.

- Nikt nie musi ci się tłumaczyć Miller.- syknął Wilson przerywając swojej siostrze zdanie.

Reszta drogi minęła niezręcznie. Na szczęście leciała w radiu moja ulubiona piosenka Summertimes sadness, chociaż nawet to nie poprawiło mojego humoru wiedząc, że mój przyjaciel był w szpital. Mógł się na mnie wydzierać i być zły nie wiadomo o co, ale ja i tak bede przy nim zawsze jak to, że bede go wspierać.

Parkując auto od razu wybiegłam prosto do szpitala. Recepcjonistka po paru próbach przekonania, że jestem „siostrą" poszkodowanego podała mi sale w której był Nate. Po części jej nie skłamałam, bo mimo iż nie jesteśmy rodzeństwem z krwi i kości to traktujemy się jak rodzine. Bynajmniej ja go tak traktuje. Migiem pobiegłam pod sale 232 w której był.

Trafiliśmy na ostatnią godzinę odwiedzin, a z racji, że ja przyszłam pierwsza miałam chwile tylko dla nas. Nikogo nie było w sali. Plus dla mnie.

- Hej Nate. Jak się czujesz?- spytałam.

- A jak mam się czuć?- prychnął.

Zaczynam się powoli przyzwyczajać do tego nowego Nate'a. A to źle wróży.

- O co ci chodzi? Proszę wytłumacz mi to, źle się czuję z tym, że nasza relacja jest tak chujowa i tak bardzo się pogorszyła przez nie wiadomo jakie gówno.

- Rozwód rodziców to jest dla ciebie kurwa gówno problem?!- warknął.

Okej. Nie spodziewałam się tego.

- Co? Nie! Nate... Nie wiedziałam. Skąd miałam?- zapytałam lekko zdenerwowana. No halo przecież nie jestem jasnowidzką.

- Ta wiem. Wybacz. Po prostu ciężki okres mam ostatnio i zaczynam sobie nie radzić z tym wszystkim.

Only time is the solutionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz