Rozdział 2

349 28 10
                                    

          Następnego dnia Lan Xichen wstał wcześnie rano, gdy to słońce dopiero wschodziło, mimo to czuł się wyspany i pełen sił. Od razu po ogarnięciu się, wyszedł na miasto. Szedł spokojnie miasteczkiem, które to dopiero zaczynało ożywać i się zapełniać. Nagle coś na niego wpadło. Było to małe, sięgało mu ledwo do kolana, Lan Xichen spojrzał zaskoczony w dół, i ku jego zaskoczeniu owa osoba to był Jin Ling.

          -Taki maluch, a już próbuje chodzić. W takim razie będziesz silny. Tak tzrmaj - zaśmiał się, po czym ukląkł przy maluszku, po chwili doszedł do nich Jiang Cheng.

          -Witam, liderze Jiang Cheng - przywitał się wesoło, kłaniając się mu, natomiast chłopak wziął malucha na ręce.

          -Witaj, Zewu-Jun - mruknął cicho, bez emocji, po czym dodał ostrzej do siostrzeńca  - Jin Ling, mówiłem żebyś się nie oddalał - młody lider wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego, czy aż tak przesadził z alkoholem czy to może niesforny siostrzeniec dawał mu w kość w nocy.

         -Liderze! Liderze! - rozległ się płaczliwy krzyk kobiety, obydwoje zaskoczeni spojrzeli w stronę głosu, gdzie po chwili wyłoniła się sylwetka biegnącej kobiety.

       -Czemu tak krzyczysz? - zapytał Jiang Wanyin ciężko wzdychając.

       -Demon! - wystarczyło tylko to słowo, by zaspany młodzieniec od razu się wybudził, natychmiast zaczął wypytywać kobietę o szczegóły, po czym zawrócił do posiadłości odstawić siostrzeńca. Był tak skupiony na celu, że nawet nie zauważył, że Lan Xichen za nim podąża.

        Kiedy liderzy zbliżali się do miejsca, gdzie kobieta im wskazała, czuć było złowrogą aurę. Żadnego śladu nie było widać, która by świadczyła o obecności demona, jednak oni szli coraz dalej, w ciszy i napięciu nasłuchując najmniejszego szelestu. Cisza była głucha i tak mroczna, że dało się słyszeć ich oddechy, jak i najmniejszy szelest. Nasłuchiwali i wypatrywali, lecz żadnej żywej duszy tam nie było, nawet jakiegoś małego ptaszka czy innego zwierzaczka. Dlatego było to podejrzane, to świadczyć musiało, że coś się tu dzieje niepowołanego. Szli dalej, zagłębiając się coraz głębiej.

       Nagle obydwoje ustali, zatrzymując się w miejscu, Jiang Cheng stanął przodem do strony gdzie mieli by dalej iść, natomiast Lan Xichen przodem w stronę skąd szli. Coś się zbliżało lub stało i oczekiwało na ich ruch, cokolwiek to było na pewno było złe i całkiem bystre. Obydwoje to czuli, czuli czyjąś obecność. To coś widziało ich i wiedziało gdzie są, tak jak oni, jednak nikt nie chciał zrobić pierwszego ruchu. Jiang Cheng się niecierpliwił był zmęczony i śpiący, chciał to zakończyć jak najszybciej, zaczął się nawet cały gotować, chciał by ten potwór wreszcie wyszedł. Lan Huan cierpliwie oczekiwał, miał możliwość obserwowania młodego lidera i widział, że może zadziałać pochopnie, gdy straci swoją cierpliwość, ale starał się wierzyć, że tym kto pierwszy tą cierpliwość straci będzie to demon. I tak właśnie się stało.....

        Nagle rozległ się głośny ryk, gdy ucichł zza krzaków wybiegł na nich wyciekły demon. Wygląda jak niedźwiedź stojący na dwóch łapach, był czarny, a ślepia miał żółte i zakrwawione. Jego łapy były uzbrojone w ostre jak brzytwa pazury, natomiast pysk w szereg białych zębisk.

Jiang Cheng nie czekał, od razu w ruch poszedł Zidian.

      -Czekaj! - krzyknął jedynie lider sekty Gusu, ale chłopak wystrzelił jak petarda w pędzącego na niego demona i zaatakował. Lan Xichen czuł, że to źle skończy, wyczuwał podstęp, ale nie mógł zatrzymać wściekłego Jiang Chenga. Młodzieniec był nie wyspany, przez co był w nie sosie.

        Nagle stwór się rozdwoił, po czym tam gdzie stał znikł i wcielił się w swojego "klona". Zidian uderzył w drzewo jego losy, po chwili posmakował też Jiang Wanyin.

~Jak dotrzeć do Twego serca-XiCheng~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz