Irena napisała do Andrzeja już tydzień temu, ale on wciąż jej nie odpisywał. Martwiła się tym strasznie, bo odpowiedzi od narzeczonego przychodziły zawsze z ogromną regularnością. Wiedziała przecież, że Andrzej nie mógł się doczekać, aż dostanie list od ukochanej. Ale ostatnio milczał. Czyżby coś mu się stało? Może ich wszystkich ktoś wyzabijał? Wszak ani matka Jaśka, ani pani Sobolewska, ani nikt z rodziny Gienka nie dostał listu od żadnego z chłopców. W okolicach, w których według jej informacji powinni stacjonować, również nic się nie działo, nie mogli więc wymówić się brakiem czasu czy przerwaniem łączności z powstańczą pocztą.
Podniosła się z łóżka i zrzuciła z siebie koszulę nocną. Owionął ją nieprzyjemny chłód. Ciało miała napięte, zgłodniałe bliskości — szerokich ramion otaczających jej wąską kibić, szorstkiego, nieogolonego policzka tuż obok jej gładkiego, dużych, silnych dłoni trzymających jej drobne ręce. Przymknęła oczy i wydobyła ze skarbczyka pamięci jego lico. Roziskrzone oczy, gdy na nią patrzył. Natarczywe usta, gdy nie chciała pozwolić mu się pocałować. Zdawało się jej, że czuje jego zapach.
Drzwi skrzypnęły, a wszystkie wspomnienia uleciały. Irena zerwała się z miejsca, podbiegła do fotela i chwyciła leżącą na nim halkę. Zarzuciła ją na siebie prędko i stanęła oko w oko z matką.
— Coś taka przerażona, dziecko? — zapytała pani Zawilecka, pokasłując w chusteczkę.
— Nic, mamusiu, nie spodziewałam się ciebie. Jak się czujesz?
— Dziś jest dobrze. Idziesz do Wysockich?
— Tak, ale tylko na chwilę. Potem cały dzień spędzimy razem. Już dawno nie miałyśmy takiego dnia tylko dla siebie. Pójdę zobaczyć, czy może Jędruś nie napisał do swojej mamy i tu do ciebie przyjdę.
— Dobrze, dziecko — rzekła spokojnie i wyszła.
Irena miała wrażenie, że słyszała w głosie matki swego rodzaju dezaprobatę. Wiedziała, że matce nie podoba się jej ciągłe chodzenie do Wysockich, że była nawet zazdrosna o panią Lidię, ale nie potrafiła nic poradzić na to, że dużo bardziej ciągnęło ją do radosnej atmosfery w domu Wysockich niż do grobowego milczenia matki.
Ubrała się szybko i popędziła do Wysockich. Już w progu powitała ją zaniepokojona pani Lidia. Jej zielone oczy patrzyły na Irkę z niepokojem.
— Dzień dobry, Ireczko, chodź, musisz mi pomóc. Celusia się rozpłakała, ale mi nie chce powiedzieć, co się stało!
— O matko! — wykrzyknęła Irena i pełna najgorszych przeczuć pobiegła do pokoju przyjaciółki.
Zastała Celę rozłożoną na łóżku. Jej ciemne włosy rozlały się na poduszkę, tworząc kaskady niby fale wodospadu. Biała suknia rozpłaszczona na łóżku jakby unosiła się na wodzie upodabniała Celinkę do topielicy. Irena wzdrygnęła się na taką myśl. Cóż to za makabra przyszła jej do głowy?
Podeszła do dziewczyny i położyła jej dłoń na ramieniu. Celina nawet nie zareagowała. Jej ciche, spazmatyczne łkanie wwiercało się w mózg Ireny, przyprawiając ją o ból serca. Coś strasznego musiało się stać. W jej głowie pojawiła się przerażająca myśl, że Celina dostała list z zawiadomieniem o śmierci Andrzeja, ale zepchnęła ją w najczarniejszy kraniec umysłu. Gdyby Andrzej zginął, w pierwszej kolejności powiadomiono by jego matkę, nie siostrę.
— Celu, co się stało? — Pogładziła włosy dziewczyny.
W odpowiedzi usłyszała pochlipywanie. W ręku dziewczyny dostrzegła zmiętą kartkę. Wyciągnęła ją ostrożnie pomimo nieprzychylnych spojrzeń pani Wysockiej i zaczęła czytać:
CZYTASZ
Tragedia roku pańskiego 1863
Historical FictionŻycie rodziny Wysockich mieszkającej w małym dworku pod Grochowem płynie spokojnie. Wszystko zmienia wybuch powstania, które porywa w swój wir jedynego syna rodziny. Naiwny, zapalczywy młodzieniec nie wie, jakich okrucieństw przyjdzie mu być świadki...