Everytime We Touch

138 7 2
                                    

- You mind if i stop to take a piss?

- Go ahead - uśmiecha się Kacper zerkając na Marcina.

/M/ no pewnie! zostaw nas samych! nie ma problemu! pogawędzimy sobie!

Murad wychodzi i staje na poboczu w celu oddania moczu, ale po chwili coś zwraca jego uwagę i wchodzi głębiej w las. Nasi bohaterowie pozostają we dwójkę w samochodzie.

- A ty nie powinieneś iść? - pyta Kacper.

- Nie? dlaczego bym miał?

- Wyglądasz jakbyś się miał posikać, po co ściskasz tak te nogi?

- A w czym ci niby to przeszkadza?

/M/ kurwa mać tylko nie teraz.

/K/ czy jemu właśnie...

Nagle słychać krzyk.

- Start the car! START THE CAR! - Manu wybiega z gęstwiny a zaraz za nim stado wrogo nastawionych kangurów. Dopiero w tym momencie pies śpiący na siedzeniu wreszcie się budzi i skacząc chwyta do pyska kluczyki, uruchamiając auto. No tego jeszcze świat nie widział. Kierowca wskakuje do samochodu i rusza z piskiem opon do przodu. Piesek ląduje na kolanach u Marcina.

- Did you see that? I trained her to do that!

- Man, what the actual fuck was that? - Kacpra po raz kolejny wybiło w powietrze przez nagłą zmianę prędkości.

- Oh, I'm used to it. Don't worry, everyone need a rush of adrenaline sometimes.

- You did this on purpouse? - pyta Marcin głaszcząc Pixie.

- Well, i saw an opportunity and took it. It prevents me from falling asleep, but now I won't be scaring you anymore. Let's just keep goinn'.

Nie był to koniec przejażdżki, ale dalsza jej część przebiegła już bez ataków dzikich zwierząt. W końcu gdy dojechali na miejsce, wszyscy poza kierowcą i Pixie byli poobijani przez twarde wnętrze samochodu.

Nie ciężko stwierdzić, że po ciągłych podróżach i Marcin, i Kacper mieli dość ciągłego przemieszczania się i mimo swojego towarzystwa chcieli po prostu potocznie usiąść na dupie. Już mieli dość samochodów, samolotów, statków, do tego wszystkiego jeszcze brakowało łodzi podwodnej, chociaż, nigdy nie mów nigdy.

Manu zabiera Pixie i odjeżdża w przeciwną stronę, zostawiając naszych chłopaków samym sobie. Dom jest położony nad sztucznym jeziorem, pośród drzew, z daleka widać góry, a także kolejne zbiorniki wodne. Widok jest wręcz oszałamiający, zresztą posiadłość również jest niczego sobie.

- I... i co teraz? - pyta Marcin patrząc na swojego towarzysza.

- Muszę się napić. I usiąść. I się umyć. I zjeść.

Wewnątrz jest równie pięknie, jak na zewnątrz, w holu jest pełno roślin i abstrakcyjnych obrazów, na prawo znajduję wielki salon, z równie wielkim telewizorem, a na lewo kuchnia i schody w górę. Na górze natomiast znajduje się ogromny taras i, nie zgadniecie co jeszcze, tylko jedna sypialnia, z tylko jednym łóżkiem.

Dom jest na tyle duży, że nie muszą wreszcie siedzieć ciągle obok siebie! To chyba dobrze, prawda?

Kacper od razu poszedł na poszukiwanie łazienki. Gdy nareszcie mógł stanąć pod prysznicem poczuł niewyobrażalną ulgę. Ciągłe podróże wymęczyły jego organizm i właśnie takiego relaksu potrzebował. Gdy wyszedł wydawało się że Marcin rozpłynął się w powietrzu. Czyżby znowu gdzieś się zgubił? Ale gdzie? W dżungli? Tam go raczej Kacper nie miał ochoty szukać, zwłaszcza że robiło się powoli ciemno.

W oddali było słychać muzykę, Marcin odpoczywał w wodach jeziora, z drinkiem w ręku.
- Co pijesz?
- Po trochę wszystkiego co znalazłem w barku. Smakuje jak syrop na kaszel, ale ja potrzebuje alkoholu we krwi po tym wszystkim.
- Ta.. chyba również skorzystam.

Marcin wyglądał inaczej. Albo to może Kacper spojrzał na niego w inny sposób? Stojąc zanurzony aż po klatkę piersiową było widać jedynie zarys jego ciała, włosy miał lekko wilgotne, krople wody spływały po jego czole, a on sam miał opanowany wyraz twarzy. Kacper zwrócił uwagę jeszcze na jedną rzecz. Na dłonie. Nigdy wcześniej nie przywiązywał do tego żadnej uwagi, właściwie w ogóle nie zwracał uwagi na Marcina. Teraz jednak coś wodziło jego oczy w stronę Dubiela. Nalewając sobie ginu do szklanki kątem oka ciągle zerkał na swojego towarzysza. Jednak gdy sam zorientował się, co właściwie robi, natychmiast się otrząsnął. Przecież on nigdy na żadnego innego mężczyznę nie spojrzał w taki sposób.  Bez dłuższego zastanowienia wskoczył do wody i zanurkował, musiał się otrząsnąć.

Słońce już zaszło, na niebie powoli zaczynały pojawiać się gwiazdy. Powietrze było rześkie, ale nadal było ciepło. Marcin wreszcie mógł odpocząć po tym wszystkim. Po kilku opróżnionych szklankach miał już dość alkoholu. Nie podobało mu się w jakie strony zmierzają jego myśli i był przekonany że to wszystko wina trunków. Gdyby tylko wiedział że nie on jeden ma taki problem. Powoli wyszedł z wody i zaczął kierować się do tylniego wejścia prowadzącego do środka. Nacisnął klamkę, zamknięte. Spróbował jeszcze raz, dalej nic. Po kilku próbach wreszcie sie poddał.
- Kacper! Mamy problem.
- Co znowu?
- Drzwi nie ruszą.
- Jak nie ruszą? Co ty mówisz? - Kacper również wyszedł z wody i próbował swoich sił w walce z drzwiami.
- Zatrzasnęły się. Ty wychodziłeś ostatni, to ty je zatrzasnąłeś, kurwa!
- Skąd miałem wiedzieć że to działa w ten sposób? Czemu się drzesz?
- Czemu? Zastanów się! Jest noc, jesteśmy kurwa w dżungli.
- Uspokój się, przecież wejdziemy przodem.
- Pewnie próbuj sobie, klucze są w środku. A tamte drzwi są jeszcze potężniejsze. Ja pierdole.
- I co, kurwa, będziesz się na mnie wyżywać teraz?
- Gdybyś nie był we wszystkim taki porywczy nie byłoby żadnego problemu.
- Dobra ogarnij się. Nie możemy tu zostać, już nic ci nie poradzę.
- Kurwa człowieku, mam się ogarnąć? Co to jest w ogóle za sytuacja? Dlaczego my tu jesteśmy? Dlaczego jestem tu z tobą... - Marcin kiwał się na nogach, jego organizm był zmęczony, a w jego krwi płynęły zdecydowanie za duże ilości alkoholu.

Opierając się o zamknięte drzwi spojrzał na Kacpra, który dalej był w wodzie. Czuł, że jego myśli zaraz rozsadzą jego głowę.

- Dlaczego jestem tu z tobą... - powtórzył już ciszej.

Kacper podniósł głowę i spojrzał na swojego upitego kompana. Marcin wyglądał całkowicie bezbronnie, wręcz...uroczo? Nie spuszczając oczu z pijanego kolegi, powoli wyszedł z wody i zaczął zmierzać w stronę Marcina.

- Marcin. - powiedział spokojnie - Wyglądasz jakbyś miał zemdleć.
- Co? Nie...po prostu... - jego wzrok zaczął zjeżdżać niżej po ciele Kacpra, a jego ręka jakimś cudem znalazła się niebezpiecznie blisko.
- Marcin. Co ty...


—————————-

WITAM SERDECZNIE WYBACZCIE ŻE PO TAKIEJ PRZERWIE ALE CZŁOWIEK ZABIEGANY!! MIŁEJ ZABAWY KOCHANI !

Jetlag /Marcin Dubiel x Kacper BłońskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz