0. Prolog

64 3 1
                                    

Fiach miał dziś szczęśliwy dzień. Wszystko zaczęło rankiem, gdy wedle swojego zwyczaju grał przy Dębowej Bramie miasta Chón Chlais, czyli Conclais w języku Hercji. Jego repertuar nie różnił się niczym od tego, co grał w poprzednich dniach – kilka lekkich historii miłosnych i parę zasłyszanych niegdyś pieśni o bohaterach z dawnych czasów, nic odkrywczego, nic oryginalnego, nic nowego. Po prostu bard jakich wielu.

Fiach miał dwadzieścia trzy lata – wystarczająco dużo, by stworzyć coś własnego. Póki co opierał się na melodiach i motywach, które znał od innych wędrownych śpiewaków, którzy często pojawiali się w Chón Chlais i innych miastach, które odwiedzał. Każdy znał opowieści o dzielnym południowym wojowniku, który zabił dzikiego Vargarona czy o tym, jak Hegewald, książę hercki, zjednoczył księstwa azalorskie pod swoim panowaniem. Mniej znane były historie z ojczyzny Fiacha, prawdziwe aiscae. Gdy Dachalan stał się jednym ze zjednoczonych księstw, kultura bardów rozprzestrzeniła się poza granice kraju. Wtedy zaczęto śpiewać już nie o dawnych bogach i ich półboskich potomkach lub dzielnych wojownikach z gór, lecz o rycerzach oddających cześć gwieździe południa. Pieśni stały się raczej powszechną rozrywką znaną na dworach od wybrzeży Morza Zielonego aż po najwyższe góry Dachalanu. Stały się tak popularne i powstało ich tak wiele, że wyparły swoje pierwowzory. Nie można też ich było nazywać już starym słowem aiscae – było ono zarezerwowane dla śpiewu o charakterze niemal sakralnym. Bardowie dachalańscy śpiewali swoje historie, nie tylko przypominając ludziom wielkie wydarzenia dawnych czasów, lecz także prorokując i zapowiadając, co dopiero ma się wydarzyć. Do dziś znano imiona aiscascea sprzed czterystu lat, których pieśni po jakimś czasie się sprawdziły. Bhoest hóCaryghan, Nieznany Świt, przewidział podbój Dachalanu przez Hegewalda sto lat przed narodzeniem tego władcy.

Oczywiście Fiach nie śpiewał prawdziwych aiscae i wątpił, by ktokolwiek to robił. Czasy dawnych pieśni nieodwracalnie minęły. Dziś nie można już było pozwolić sobie na zawiłą symbolikę i niejasne odniesienia. Ludzie słuchający pieśni oczekiwali rycerzy, pięknych dam do uratowania oraz obrzydliwych potworów do zabicia. A to ludzie byli najważniejsi – to oni rzucali Fiachowi monety pod stopy, to oni pozwalali mu dożyć kolejnego dnia. Gdyby zaczął śpiewać coś, co by się im nie podobało, po prostu byłby skazany na śmierć z głodu. Odkąd opuścił dom mając siedemnaście lat chodził od miasta do miasta ze swoimi pieśniami. Większość była mniej lub bardziej oparta na znanych wzorcach, historiach i motywach. Trochę mu to przeszkadzało. Czuł, że byłby w stanie ułożyć własną pieśń, lecz zawsze, gdy się do tego zabierał zaczynało brakować mu słów, a palce błądziły po strunach lutni, nie mogąc trafić na odpowiedni dźwięk.

Siadywał przy Dębowej Bramie codziennie od jakichś trzech miesięcy. Wcześniej grywał w pomniejszych miasteczkach i osadach i zazwyczaj wybierał najbardziej urokliwą z bram. Gdy dotarł do Chón Chlais, stolicy księstwa, przekonał się prędko, że tym razem nie był to najlepszy wybór. Niemal cały ruch skupiał się na południu, przy Żelaznej Bramie – surowej, tłocznej i głośnej, lecz mimo to często uczęszczanej. Dębowa Brama, usytuowana na zachodzie miasta, wychodziła na piękny, choć wąski trakt ozdobiony potężnymi drzewami po obu stronach, lecz nie ściągała zbyt wielu przybyszów. Oczywiście, przy Żelaznej Bramie trudno byłoby uprawiać sztukę – hałas, handel, przepychanki – jednak tam przynajmniej byliby jacyś ludzie. Po paru dniach, gdy Fiach zdał sobie sprawę, że wybrał najgorsze miejsce dla zarobku, postanowił sprawdzić pozostałe wjazdy do grodu. Okazało się jednak, że Żelazna Brama, wolna w dniu jego przybycia do stolicy, została już zajęta przez innego barda. Oczywiście, mógłby ustawić się kawałek dalej ze swoimi pieśniami, lecz nigdy nie patrzono przychylnie na przeszkadzanie sobie nawzajem w śpiewie. Dachalan dalej pamiętał, jak wielką rolę miały niegdyś pieśni. Jeden bard zagłuszający drugiego? To niemal bluźnierstwo!

Cesarz i Król (tom I serii "Królowie końca")Where stories live. Discover now