cztery

849 21 1
                                    

VERONICA POV's

Po powrocie do domu pożegnałam się z Josh' em i udałam się do swojego pokoju. Gdy weszłam i zapaliłam światło moim oczom ukazał się Shane siedzący na łóżku. Widząc go podskoczyłam ze strachu. Boże. Skąd się tu wziął?

— Przeraziłeś mnie. Jak tu wszedłeś? — zdziwiłam się podchodząc do łóżka. Już chciałam usiąść obok niego gdy ten poderwał się na równe nogi.

— Kim był ten gość!? — spytał podniesionym głosem, a ja zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam zbytnio o co mu chodzi.

— Co masz na myśli? — zdziwiłam się zakładając ręce na piersi.

— Nie rób ze mnie idioty. Przyprowadzasz go na mój tor. Każesz mu się ze mną ścigać, a ja daję mu wygrać, przez co wychodzę na idiote. I na końcu przytulasz go jakby coś was łączyło. Co to miało być Veronica!? Przed chwilą powiedziałaś, że dasz mi szansę. — odparł na jednym wydechu, a mnie nieco zamurowało. Poczułam złość. Jak śmiał się wpieprzać w moje sprawy? Faktycznie powiedziałam coś w tym stylu, ale nie jestem jego dziewczyną ani nic takiego. Planowałam dać mu szansę na znajomość.

— Nie rób mi wyrzutów za coś czego nie zrobiłam! Po pierwsze, nie wiedziałam, że ścigasz się w nielegalnych wyścigach, po drugie nie kazałam mu się z tobą ścigać, a po trzecie nie jesteśmy ze sobą w żaden sposób związani, więc nie wpierdalaj się do mojego życia! Jesteś w nim kilka godzin i nic o mnie nie wiesz. W tej chwili doskonale wiem, że się pomyliłam. Nie powinnam była ci ufać ani dawać żadnej cholernej szansy. — wykrzyczałam mu prosto w twarz, a on tylko ze wściekłym wyrazem twarzy skierował się do okna i wyszedł przez balkon. Usiadłam na podłodze opierając się plecami o łóżko. Co on sobie wyobrażał? Śledził mnie. Wkradał się do mojego pokoju nie widząc w tym najmniejszego problemu. I robił mi jakieś sceny zazdrości, choć oficjalnie nic nas nie łączyło. Za kogo on się uważał?

SHANE POV's

Podjechałem pod jej dom dokładnie o północny. Nie czekałem długo, gdyż zjawiła się po kilku minutach. Wyglądała nieziemsko. W tej chwili naprawdę marzyłem o tym, żeby zdjąć z niej te seksowne ciuchy. Jednak musiałem się opamiętać. Byłem w pracy. Za każdym razem gdy była przy mnie.

- Wyglądasz jak milion dolarów. - oznajmiłem, a brunetka się lekko uśmiechnęła. Dosłownie milion.

- To gdzie mnie zabierzesz? - spytała z ekscytacją w głosie.

- Do raju, skarbie. - szepnąłem przyciskając gaz na maksa. Całą drogę spędziliśmy w ciszy. Dopiero gdy dojechaliśmy na miejsce, Ronnie odezwała się.

- Twoja kolej. Pokaż mi co potrafisz. - powiedziała dziewczyna spoglądając na mnie zadziornie. Chwilę później zerknęła na linię startu, a później znów na mnie.

- Dobry pomysł. - stwierdziłem cicho, a ona już chciała wysiąść jednak zablokowałem drzwi. - Ale ty pojedziesz ze mną, kotku. - dodałem zadziornie, a ona spojrzała na mnie niepewnie i z lekkim strachem w oczach. Może tylko mi się zdawało. - No chyba, że się boisz? - spytałem z uśmiechem, a ona tylko zmieniła wyraz twarzy na bardziej zadowolony i spokojniejszy.

- Nie chcę żebyś narobił mi wstydu jak przegrasz. - powiedziała po chwili, a ja się zaśmiałem.

- No więc, spraw żebym nie przegrał. - stwierdziłem po czym spojrzałem jej w oczy. Dziewczyna chyba zrozumiała, bo spojrzała na moje usta i dotknęła ich swoim palcem. Poczułem na nich lekkie mrowienie.

- Wygraj to może jakoś Ci to wynagrodzę. - odparła, a ja znowu poczułem coś dziwnego. Uniosłem jedną brew i się nieco uśmiechnąłem.

- Jak sobie życzysz. - stwierdziłem po czym z piskiem opon podjechałem na start. Spojrzałem na przeciwnika. Facet po trzydziestce, głupkowaty wąsik i czapka z daszkiem. Czuję, że będzie łatwo. Z resztą jak zwykle.

OCALĘ CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz