Pęd

51 2 6
                                    

Przebiegłem przez kolejny ogródek z rzędu blisko stojących małych domków. Nie patrzyłem za siebie. Kolejne drzwi tarasowe były zamknięte, żaluzje w oknach zasłonięte. Przeskoczyłem przez kolejny płot dzielący domostwa czując jak mięśnie zaczynają mnie piec z wysiłku, łapczywie łapałem powietrze zmuszając się by nie przerwać szaleńczej ucieczki. Ten ogród był niemal zupełnie pusty w przeciwieństwie do pozostałych. Żadnych ławeczek, pieprzonych grillów, pustych basenów, minąłem jedynie kilka niemal łysych już drzew. Wpadłem w końcu na tylnie drzwi domu i nacisnąłem klamkę z rosnącą nadzieją. Miałem wrażenie, że nadal słyszę z tyłu głowy wycie policyjnych syren.

Drzwi z hukiem ustąpiły pod moim naciskiem i runąłem jak długi na podłogę. Nieudolnie podniosłem się ignorując ucisk w klatce piersiowej i pulsowanie głowy po niepotrzebnym upadku. Biegłem na oślep, bez planu, szukając schronienia... to było do mnie tak niepodobne... ale ta panika którą poczułem była dla mnie kompletną nowością. Zawsze wszystko szło po mojej myśli, tym razem jednak... pusty wzrok chłopaka zmroził mi krew w żyłach, gdybym tylko...

Potrzasnąłem głową by odrzucić natrętne wspomnienie. Musiałem myśleć logicznie. Wpadłem do otwartego domu, jeśli ktoś tu był to z pewnością mnie usłyszał. Starałem się uspokoić oddech, czoło miałem mokre od potu a krew tak głośno buzowała mi w uszach, że nawet wstrzymując oddech niewiele słyszałem. Postanowiłem czekać aż dojdę do siebie wpatrując się w wąski korytarz przede mną. Była szansa, że ktoś nagle wyłoni się z kuchni, którychś drzwi, lub po prostu zejdzie ze schodów, wszystkie te punkty niewielkiego domku widziałem dokładnie co nieco podniosło mnie na duchu. Możliwe, że dostrzegę przeciwnika nim on zauważy mnie. Sprawdziłem niezdarnie kieszenie. Nadal miałem przy sobie nóż i portfel, telefon zostawiłem na stoliku u... nieważne...zamrugałem skupiając się na obserwacji.

Nikt się nie pojawił... Gdy mój oddech niemal całkiem wrócił do normy oblizałem usta. Byłem tak cholernie spragniony... Usta zaschły mi kompletnie, język wydawał się szorstki, a gardło drapało nieprzyjemnie. Na zewnątrz było może z dziesięć stopni, to były ostatnie dni września, obym tylko się nie przeziębił, ostatnie czego teraz potrzebowałem to osłabienie czy gorączka. 

Podniosłem się i ruszyłem powoli przed siebie starając się, tak w razie "w", by nikt mnie nie usłyszał. Nogą poprawiłem wąski, błękitny dywanik które zagiąłem wywracając się na nim. Dostrzegłem niewielką plamę. To mogłem być ja. Cholera, będę musiał jakoś zmyć tą krew. Spojrzałem na schody i piętro, tylko przelotnie ale nic nie zauważyłem. Wszedłem do kuchni trzymając dłoń na schowanym nożu. Rozejrzałem się i zaskoczyła mnie już po raz kolejny surowość tego miejsca. Gdyby nie fakt, że cała kuchnia była w drewnie, a ściany pomalowane były na ciepły kremowy kolor byłoby tu... niemal szpitalnie. Nie zauważyłem obrazów, ozdobnych zasłon, blaty były prawie puste. Otworzyłem pierwszą z brzegu szafkę. Znajdowały się w niej trzy pudełka, w każdym pudełku kolejne pudełka z posegregowanymi produktami spożywczymi. Ryż z makaronem, puszki z fasolką i zupki chińskie. Mieszkał tutaj niezły pojeb. Otworzyłem kolejną półkę w której tym razem znajdowały się idealnie ułożone szklanki w dziwnej metalowej konstrukcji, a obok tak samo zabezpieczone czarne kubki. Wyjąłem jedną ze szklanek, konstrukcja okazała się wygodnym podajnikiem który zabezpieczył kolejną szklankę przed wypadnięciem z półki. Podkręciłem głową z niezrozumieniem. Nalałem sobie wody z kranu i łapczywie zacząłem pić. Czułem jak woda kapie mi po brodzie. Wypiłem trzy szklanki nim poczułem się nieco lepiej. 

Choć korciło mnie by zaspokoić jeszcze jedną potrzebę nie zamierzałem teraz podgrzewać sobie gotowego obiadu. Gdyby ktoś wszedł do mieszkania od razu wyczułby unoszący się wokół armat przetworzonej żywności. Musiałem natomiast coś zaplanować. Zapoznałem się z układem domu, obszedłem wszystkie pokoje i sprawdziłem każdą możliwą drogę ucieczki. Wreszcie usiadłem na kanapie w salonie, było już ciemno a ja bałem się zapalać jakich kolwiek świateł. Jeśli właściciele wyjechali na wakacje sąsiedzi mogliby szybko poinformować ich o nieproszonym gościu. Dopiero gdy pozwoliłem sobie na chwilę nie myśleć o swojej sytuacji poczułem jak cholernie pieką mnie oczy. Oparłem na chwilę szyję na oparciu kanapy i przymknąłem powieki. Marzyłem o kąpieli... nie o prysznicu, o ogromnej wannie wypełnionej gorącą wodą. 

Mógłbym włączyć sobie jakąś balladę, zapomnieć na chwilę o wszystkim...

...

Trzask drzwi wyrwał mi z ust ciche sapnięcie, moje oczy otworzyły się gwałtownie. Zasnąłem. Do kurwy nędzy. W mojej sytuacji! Nie mogłem dzisiaj popełnić więcej błędów... Siedziałem na kanapie niemal sparaliżowany strachem i wpatrywałem się w otwarte drzwi z których na przestrzał mogłem zobaczyć kuchnię. Słyszałem trzaski i stuknięcia, jednak nikt nie zapalał światła. Wreszcie do kuchni wszedł mężczyzna niosąc coś na rękach. Ledwo dostrzegłem jego sylwetkę. Po chwili usłyszałem rytm soul i niski głos śpiewający z trzeszczącego radia, nie minęła chwila a facet musiał poprawić odbiornik i muzyka wypełniła wnętrze całego mieszkania. Z kuchni słychać było głuche trzaski i nucenie. 

Czułem jak lekka ulga rozlewa się po moim ciele gdy nie byłem w końcu sam z ciszą. Czułem się odrealniony będą tutaj jak cień, nasłuchując nieznajomego w jego własnym domu. Musiałem w końcu wstać. Nie mogłem jednak po prostu wyjść. Na ten chłód? Co miałbym ze sobą zrobić? Ścisnąłem mocno nóż w ręce i bez planu ruszyłem do kuchni. 

W środku panował półmrok rozświetlony jedynie przez włączony piekarnik i odpalone w rogu radio. Tyle jednak wystarczyło byśmy dostrzegli się z mężczyzną. Stałem na przeciwko niego, dzieliła nas tylko nieduża wyspa kuchenna na której teraz powoli rozpakowywał lasagne. Nie wiedziałem czy mnie nie usłyszał, czy nie zauważył. Trzymałem nóż przed sobą, powinien niemal natychmiast zareagować. Wystraszyć się. Spanikować. Błagać bym nie robił mu krzywdy. 

- Please swallow your pride... - zaśpiewał nagle pod nosem wraz z lecącą w tle muzyką. To ja drgnąłem ze strachu. Widziałem, że facet jest psycholem, ale nie tego się spodziewałem. - If I have things you need to borrow. - Odwrócił się i położył dłoń w powietrzu nad świecącym żółtym światłem piekarnika. Zakołysał biodrami i uśmiechnął się do kolejnego tekstu piosenki nucąc pod nosem. Patrzyłem na niego zamurowany nadal ściskając mocno dłoń na rękojeści. Byłem pewien że zaraz, zupełnie jak w kiepskich filmach, powie: "spodziewałem się tutaj Ciebie". Wyciągnie pistolet i strzeli mi między oczy.

Gdy piec zapiszczał chłopak otworzył go i włożył lasagne do środka po czym wrócił do niedużej torby z zakupami. Niezdarnie wyciągnął z niej parę pomidorów i wodę gazowaną. Przyjrzałem mu się uważniej robiąc krok do przodu. Miał dłuższe blond włosy które kręciły mu się nieco wokół uszów, pewnie dawno nie odwiedził fryzjera... Był mojego wzrostu, może ciut niższy, jednak nawet w oversizowej, białej bluzie wydawał się o wiele bardziej krępy. Miał drobną twarz z jasnymi brwiami i rzęsami tak samo jak włosy. Oczy wcale z tym nie kontrastowały, także były jasne... nieruchome. Utkwione w jakimś nieistniejącym punkcie. Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, miał pełne różowe wargi które przy uśmiechu stworzyły dwa urocze dołki w jego policzkach. Tanecznie zakręcił się po kuchni i wyszukał w powietrzu dłonią lodówkę. 

Zamrugałem w niedowierzeniu i opuściłem nóż wstrzymując oddech by przypadkiem nie wydać już ani jednego niechcianego dźwięku. 

Chłopak był niewidomy. 


IntruzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz