Spowiedź

18 1 4
                                    

Leżałem w łóżku dłużej niż powinienem, znowu... moje spóźnienia w pracy stały się niezdrową rutyną. Dzisiaj jednak nawet rozważałem czy nie wziąć urlopu na żądanie i zrobić sobie spacer do pobliskiego kościoła. Wziąłbym szybką spowiedź i zakosił wodę święconą.

Czy to jednak był taki dobry pomysł? Ostatni raz na spowiedzi byłem przed pogrzebem taty, więc dobrych parę lat temu. Nie pamiętałem nawet tej formułki no i byłoby mi trochę głupio zwracać się do kogoś kogo istnienie zostawiam pod znakiem zapytania. Ale w duchy wierzyłem... po śmierci rodziców zawsze zdarzały mi się jakieś niewyjaśnione sytuacje. Kroki po domu, otwarte w środku nocy okno... na piętrze. Już wierzyłem, że takie sytuacje mogą mieć miejsce, choć wiele z tych sytuacji przyjaciele tłumaczyli mi na logikę. Byłem w żałobie, pijany jak nigdy, mogłem zostawić otwarte okno i tego nie pamiętać. Oczywiście, że tak! Ale kroki? Dopiero co straciłem wzrok, moje zmysły mogły świrować. Ja jednak wiedziałem swoje, to musiały być znaki od rodziców, chcieli bym wiedział, że o mnie pamiętają. Dzięki temu było mi nieco łatwiej. Zawdzięczałem im swoje podejście do życia i ten dom, to było o wiele za dużo jak na to jakim niegrzecznym dzieckiem byłem.

Warto jednak przemyśleć drugą możliwość, która wydawała mi się bardziej niż nieprawdopodobna. Ktoś faktycznie jest w tym domu. Wystarczyło zaprosić znajomych żeby się dowiedzieć. Jasne, nie powiem "weź rozejrzyj się, bo chyba ktoś mi po domu chodzi", bo popukają się po głowie... Sam bym się palną w łeb, no nie ma szans. Co, jakiś bezdomny wszedł tutaj pod moją nieobecność? To było jedyne rozwiązanie które mi przychodziło do głowy. Ale po co miałby to robić, jakim cudem znalazł by akurat mój dom, akurat wiedziałby że jestem niewidomy i jakim cudem włamałby się do środka nie zostawiając śladów.

Budzik zadzwonił pojedynczym sygnałem, czyli za piętnaście minut zaczynam pracę... Zwlokłem się z łóżka z jękiem frustracji i podszedłem do szafy by się przebrać. Nawet jeśli ktoś tutaj jest to, choć jest to cholernie creepy, nie ma złych zamiarów. Po prostu szuka schronienia bo zrobiło się zimno. No ale wciąż jednak nawiedzenie przez duchy wydawało mi się dużo bardziej możliwe. Ciche stukanie, skrzypnięcie podłogi, uchylenie szafki w kuchni... wydaje mi się że bezdomny byłby bardziej głośny. Wyobraziłem sobie brudnego staruszka śpiącego gdzieś na podłodze w kuchni i wzdrygnąłem się na samą myśl. Ugh! To na bank duchy!

Pogładziłem T-shirt wchodząc do łazienki. Poczułem podłużny nadruk na piersi i dekolt wycięty w serek, chciałem wiedzieć co mam na sobie. Różowa koszulka z napisem "flower power" kupiona podczas wypadów na zakupy z Ivvi. Wmówiła mi że jest czarna, nie wiem czemu jej wtedy uwierzyłem, tak samo jak jej uwierzyłem gdy stwierdziła że wyglądam w niej słodko. To także mogło nie zgadzać się z prawdą. Wydawała się zbyt opinać moje ciało.

Wziąłem tylko waniliowy jogurt i usiadłem z komputerem w salonie. Jedynie pięć minut spóźnienia, jestem jednak mistrzem spóźniania się.

Nim zacząłem pracować rozejrzałem się na boki i wykonałem trzy razy znak krzyża w powietrzu, w każdą stronę wokół mnie.

-Proszę mi nie przeszkadzać w pracy nadprzyrodzona siło, bo... - rozkazałem grożąc palcem, ale mój głos nadal był zachrypnięty po nocy więc moje ostrzeżenie zabrzmiało raczej zabawnie. Nim usłyszałbym śmiech mojego ducha założyłem na uszy słuchawki i zacząłem odbierać kolejne telefony od rozdrażnionych klientów. Dobrze, że od zawsze miałem świętą cierpliwość.

Na obiad przygotowałem sobie największą możliwą porcję mrożonki, ogromną zapiekankę rybną ze szpinakiem. Tak jak oczekiwałem zjadłem połowę, resztę zwinąłem w papierowy woreczek i włożyłem do śmietnika tak by się nie wywróciła. Jeśli w moim domu gościł duch to po prostu zmarnowałem nieco jedzonka, ale jeśli to był bezdomny to na pewno nie będzie miał problemu z grzebaniem w śmietniku. Mogłoby się to wydawać okrutne, ale przeanalizowałem to w przerwach pomiędzy telefonami. Skoro bezdomny był taki ostrożny musiał się bardzo bać, więc nie zjadłby posiłku zostawionego na wierzchu. Także zrobiłem co należało, mimo że wyobrażenie brudnego dziadka w szmatach nadal nie dawało mi spokoju. Wciąż wracałem w głowie do obrazu łagodnego ducha.

Po pracy zrobiłem sobie dłuższy prysznic i przebrałem się w coś bardziej wyjściowego, wymacałem rozpinaną koszulę i oczywiście musiałem ubierać ją trzy razy by poprawić źle zapięte guziki. Chciałem znowu iść do kawiarni, zastanawiałem się kto ma dzisiaj zmianę. Może już mają w końcu dyniowe ciasto. Najwyższa pora, już prawie listopad. Zbiegłem po schodach i jeszcze ubierając buty dostałem wiadomość. Odsłuchałem ją szybko.

"Masz wolny piątek?" od numeru siedem... dwa... Cholera, musiałem usunąć ten numer, więc musiała to być moja ostatnia nieudana randka. Nie miałem zamiaru się z nim więcej widzieć i nawet szczególnie nie przeszkadzało mi, że mogę jakoś zranić jego uczucia. Grał w golfa, no kurczę, szczerze to musiał być na prawdę dziany, takie spotkanie ze mną to pewnie dla niego nic wielkiego.

***

Dopiero minął czwarty dzień od włamania do tego mieszkania, a miałem wrażenie, że spędziłem tutaj znacznie więcej czasu. Nieustannie kierowałem całą swoją uwagę jedynie na mojego współlokatora i nie mogłem nadziwić się jego kolejnym pomysłom. Gdy tylko wyszedł z mieszkania stanąłem nad koszem na śmieci i pokręciłem głową z dezaprobatą. Pieprzony dzieciak z niemożliwymi pomysłami. Coś musiał sobie pomyśleć na mój temat. Choć rano zaczął robić jakieś modły w salonie, musiał zakładać także drugą opcję.
Jednak... nie był głupi.

Nie był głupi? Kto by zareagował w ten sposób co on? Gdyby mi się to zdarzyło... cholera pierwsze co bym zrobił to wykonał telefon do moich znajomych i szybko zażegnał problem w zarodku, potem poszlibyśmy na piwo do baru żeby zagłuszyć palące wkurwienie, że ktoś naruszył moją prywatność.

Nawet jeśli chłopak postępował zupełnie inaczej niż ja i być może nadal miał mnie za ducha... Mógł w każdej chwili zareagować na sytuację wezwaniem pomocy z zewnątrz. Kto wie, może właśnie po to wyszedł z domu...

Musiałem się stąd zbierać. Ta myśl wypełniła moje ciało mnie falą paniki. Byłem dobry w uciekaniu od tych myśli, od analizowania tego co się tam wydarzyło. Mógłbym posiedzieć tutaj jeszcze dłużej. Moi przyjaciele jednak także musieli teraz coś ze sobą zrobić, gdzieś się ukryć... nie miałem pojęcia co się wydarzyło po mojej ucieczce. Zacząłem ubierać buty, które zostawiłem przy drzwiach wyjściowych z tyłu mieszkania. Moje dłonie mocno się trzęsły. Byłem przerażony i nadal nie miałem pomysłu gdzie iść.

Czułem jak pot spływa mi po plecach. Musiałem jakoś wziąć się w garść, ale im bliżej byłem wyjścia tym bardziej... brakowało mi tlenu. Otworzyłem drzwi i stanąłem krok za nimi. Przeszył mnie chłód i panika. Nagła potrzeba ucieczki wycisnęła mi całe powietrze z płuc. Stałem trzęsąc się, próbując wziąć oddech, przerażony tym, że teraz ktokolwiek by chciał mógł mnie zobaczyć. Nie mogłem dać sobie z tym rady...

Zrobiłem jeden krok w tył, ale moje mięśnie były w stanie już utrzymać ciała, upadłem na znajomy, granatowy dywanik i podczołgałem się do tyłu czując jak serce tłucze mi się w piersi. Musiałem bardziej przeżyć tą całą sytuację niż początkowo po sobie zauważyłem. Nagły atak paniki nie pozwolił mi wyjść z tego mieszkania. Nie mogłem się ruszyć, schowałem twarz między kolana łapczywie nabierając powietrze, jednak miałem wrażenie, że moje płuca nie potrafią wyciągnąć z niego tlenu. Dusiłem się. Byłem pewny, że to mój koniec. Kara za to co zrobiłem. Umrę tutaj, u nieznajomego na dywaniku na którym wciąż gdzieś widniała pojedyncza plama krwi. Plama która mogła nawet nie być moją własną krwią. Znajdą mnie i połączą ze zbrodnią. Ze zbrodnią... powtórzyłem sobie w głowie, a moje ciało ponownie spazmatycznie się zatrząsnęło.

Wrażenie umieranie jednak trwało dłużej... nie mogłem określić ile czasu siedziałem na podłodze z głową między nogami, przy otwartych na oścież drzwiach, cały trzęsący się ze strachu. Gdy zaczęło mi powoli przechodzić, po raz kolejny odkąd się tutaj zaszyłem marzyłem o papierosie, albo czymś mocniejszym. Zwykle tylko sprzedawałem, ale doskonale wiedziałem co by mnie teraz uspokoiło. Znałem działanie.

Byłem wyprany z energii, z trudnością zamknąłem tylne drzwi i przeniosłem się na czworaka do salonu. Położyłem się w kącie, nadal czując jak moje ciało drży, a oczy pieką. Musiałem w końcu skonfrontować się z tym co się wydarzyło. Nie byłem tak silny jak miałem nadzieję... ale nie dziś. Może nawet nie jutro. Na razie odpocznę. Zaufam, że blondyn mnie nie wyda... poczekam. Może ktoś mnie tutaj znajdzie z moich przyjaciół. Może dopadnie mnie tutaj policja i wtedy nie będę miał już wyboru?

Musiałem przeczekać. Tak, jeszcze parę dni.... Wystarczy poczekać.

IntruzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz