Wchodząc do kawiarni usłyszałem "Hit the Road Jack" oraz głośne rozmowy przy stolikach. Musiał być dzisiaj spory tłum, bo ktoś za barem zgłośnił utwór na pełny regulator. Odłożyłem laskę razem z płaszczem na zapełniony już hak przy wejściu licząc na to, że uda mi się jakoś potem odnaleźć mój własny.
Ostrożnie, bo nie wiedziałem czy ktoś siedział przy barze, podszedłem do lady wyczuwając zapach limonki i ciasta. Dotknąłem ramieniem osoby siedzącej na jednym z krzeseł baru. "Sorki" rzuciłem w stronę gościa i przesunąłem się dalej niby to omyłkowo trącając pozostałych zasiadających tam ludzi. W końcu odnalazłem wolne krzesło.
- To co zawsze słońce? - Usłyszałem przed sobą pogodny, lekko zdyszany głos Ivvi.
- Jestem ciekawy za co uznajesz moje "to co zawsze". - Roześmiałem się, bo faktycznie już zdążyłem zapoznać się ze smakiem całego menu. Zacząłem lekko kołysać się do ulubionej piosenki, która wywoływała przyjemne drżenie podłogi w miarowym rytmie.
- Wyglądasz na podekscytowanego. Zakładam randkę. Mohito? - Zdziwiłem się na jej założenie. Podekscytowany? Pokręciłem głową z zawzięciem. Może faktycznie mój duch-bezdomny nieco wyrwał mnie z rutyny, ale bardziej cieszyłem się po prostu na czas który miałem tutaj dzisiaj spędzić.
- Skąd, na razie pasuje z randkami. Zrób mi jakąś dobrą herbatę z miodem.
- Się robi, daj mi sekundkę. - Wsłuchiwałem się w kolejne utwory czekając na gorący napój. Poczułem zapach krojonej pomarańczy. Uwielbiam aurę jesieni, herbaty z miodem i zapach liści na zewnątrz. Od długiego czasu jesień kojarzyłem głównie z zapachami... cynamonu, ciasta z dynią, liści... ale zauważałem też inne zapachy których inni czasami nie wyczuwali. Czułem jak pachnie chłodny wiatr gdy nadchodzi październik, czułem jak różni się zapach deszczu, jak w kawiarniach zaczynają pachnieć mokre płaszcze, błoto ciężką wonią miesza się z przymrozkami w listopadzie. Czasami martwiłem się, że już nie pamiętam jak wyglądały drzewa, jakie czerwienie potrafiły przybrać liście. Za dziecka uważałem tę porę roku za najpiękniejszą i podczas weekendów miałem na celu znalezienie w parku tego najbardziej krwawo-czerwonego. Teraz już nie chodzę po parku, za dużo używania laski.
- Sam! - usłyszałem nagle obok siebie podekscytowany krzyk przyjaciela. Nie spodziewałem się tutaj Adama, spotykaliśmy się zwykle w ciągu tygodnia jedynie na basen. W dodatku byłem pewien, że będzie teraz planował swoje urodziny. W pierwszej chwili byłem zirytowany, że przerwał mój wieczór. Planowałem po cichu pić herbatę, myśleć o jesieni oraz duchach. Ale skoro już się tutaj pojawił...
Zaczęliśmy rozmawiać o następnym weekendzie. Jakże by inaczej, w końcu zawsze był to dla niego wielki dzień. Wynajął nieduży domek w okolicy. Zgarnie mnie spod domu przed czasem, żebym mógł poznać miejsce nim przyjadą wszyscy goście. Zawsze było mi przyjemnie gdy o mnie myślał, a robił to zawsze. Żartowaliśmy nieco z poprzednich imprez, wspominaliśmy smak najtańszego wina na osiemnastych urodzinach, legendarnego kaca po wymieszaniu piwa z wiśniówką, oraz jak niezdarnie wychodził nam taniec "na rurze", gdy akurat zamiast rury korzystaliśmy z lamp ulicznych.
Gdy z głośników poleciał utwór "These Boots Are Made for Walkin'" położył mi dłoń na tali i pociągnął do siebie. Zachwiałem się na barowym stołku.
- Chodź, musimy do tego zatańczyć. - Powiedział z uśmiechem i mogłem sobie tylko wyobrazić jak już porusza głową w rytm utworu.
- Nie ma mowy - roześmiałem się i chwyciłem mocno lady. - Nie pij już, bo.... ahh...- nie zdążyłem dokończyć bo dosłownie zdjął mnie z siedzenia i przeniósł w powietrzu na podłogę. Nie było tu wiele miejsca do tańczenia, nie było to zdecydowanie miejsce do tego stworzone, ale Adamowi to nigdy nie przeszkadzało. On nie wstydził się niczego i nigdy się nie zastanawiał gdy chciał coś zrobić. Roześmiałem się gdy chwycił mnie za ręce i zaczął tańczyć.
- Wiem, że tego chcesz. - Zaśmiał się i zakręcił mną. Oczywiście, że chciałem, pozwoliłem mu więc prowadzić się w tańcu. Radośnie wczuwałem się w każdą nutę. Refren zaśpiewaliśmy razem obracając się nawzajem, aż zakręciło mi się w głowie. Gdy poleciała kolejna piosenka nie usiedliśmy, Adam mocniej chwycił mnie za dłoń i położył rękę na mojej talii zmuszając mnie żebym oparł swoją własną na jego ramieniu. - If you're looking for trouble, take a look right at my face - zaśpiewał mi w ucho i zaczęliśmy kręcić się w kółko.
Śmiałem się i śpiewałem nasze ulubione słowa piosenki. Tylko jemu potrafiłem na tyle zaufać, że nie wpadnę w coś, nie przewrócę się, nic nie mogło mi się stać gdy tańczyliśmy razem. Gdy usiedliśmy w końcu spoceni zamówiliśmy po piwie i rozmawialiśmy o tym jak przerąbane życie miał Elvis, a potem zamówiliśmy kolejne piwo...
- Niech żyje Elvis! - poniosłem kufel w górę i poczułem jak Adam uderza swoim piwem w moje odpowiadając mi to samo z udawaną powagą. Zatańczyliśmy jeszcze raz, Ivvi wołała na nas zza lady, żebyśmy się nie rozkręcili bo zacznie rzucać w nas dolarami.
Gdy dopijałem piwo czułem jak plącze mi się język, chyba miałem za dużą przerwę, że tak mocno chwycił mnie alkohol. W końcu musieliśmy się zebrać. Szukaliśmy mojego płaszcza wśród innych dłużej niż mogłoby to trwać, bo nie pamiętałem w jakim był kolorze. Kupiłem go trzy lata temu i nosiłem bo był ciepły, skąd mogłem wiedzieć jaki ma kolor.
Powrót do domu także zajął mi nieco dłużej, niezdarnie sprawdzałem laską drogę, robiłem mniejsze kroki. Nie przeszkadzało mi to jednak. Alkohol rozgrzał mi policzki, a puls nadal był szybszy. Nuciłem pod nosem idąc środkiem chodnika i nie przeszkadzało mi to jak na mnie popatrzą przechodnie, słyszałem tylko ich szybkie kroki gdy wymijali mnie szybkim krokiem. Miałem wrażenie, że wszyscy się gdzieś dzisiaj śpieszą.
Dopiero po przekroczeniu progu przypomniał mi się mój duch-bezdomny. Zamknąłem za sobą drzwi i zdjąłem płaszcz, jednak zorientowałem się szybko, że nadal mi było tak samo zimno jak na zewnątrz. Zostawiłem uchylone okno wychodząc? Nie miałem siły dzisiaj tego sprawdzać. Poszedłem po koc do salonu i owinąłem się nim szczelnie. Włączyłem radio które na moje szczęście transmitowało akurat Jazz.
- Just the two of us... - zaśpiewałem kręcąc biodrami i idąc w stronę kuchni. Umierałem z ciekawości czy mój bezdomny zjadł dzisiaj obiad. Sięgnąłem do kosza. Moje zmysły były nieco zaburzone bo dłoń sięgnęła dalej niż powinna i zanurzyła się w zimnej zapiekance. - No nie... - jęknąłem. Słyszałem, że część kapnęła na podłogę gdy podszedłem do zlewu. Umyłem ręce kręcąc się nadal do przyjemnej melodii, myśląc że podłogę umyję jutro. - We can make it if we try...
Wyjąłem szklankę i sięgnąłem do lodówki po kolejne dzisiaj piwo, czasami miałem takie dni jak dzisiaj, że było mi wciąż mało. Nim jednak udało mi się wykonać to jakże trudne zadanie... usłyszałem jak moja szklanka z trzaskiem rozbija się po podłodze. Oparłem czoło na kuchennej wyspie wzdychając głęboko. Kretyn. Mogłem się napić z puszki.
Zabrałem się za zbieranie rozbitego szkła z podłogi, a moje myśli uciekły znowu do zapiekanki. Skąd mi przyszło do głowy, że mam tutaj jakiegoś bezdomnego? Być może nawet nie był to duch? Może wszystko mi się przesłyszało i było tak jak mówił Tomek? Po dzisiejszym wieczorze wszystkie moje niedorzeczne myśli wydawały się mniej realne. Nawet może pomyślałbym nad zaproszeniem tego głupiego golfisty na urodziny Adama?
- Auć! Cholera! - krzyknąłem przykładając rozcięty palec do ust. Szlak. Cholera. Włożyłem dłoń pod kran. Piekł nieprzyjemnie. Zakręciło mi się w głowie na myśl, że nie wiem jaką ranę sobie zadałem. Oparłem głowę obok zlewu czekając aż zawroty przejdą, byłem strasznie rozkojarzony. Gdy woda już zaczynała szczypać po całej dłoni kłującym zimnem, odpowiednio znieczulając palec, owinąłem dłoń w ścierkę i śpiewając do kolejnej piosenki w radiu rzuciłem się zmęczony na kanapę.
Leżałem tak nie wiem jak długo myśląc o zbliżających się urodzinach. Wyobrażałem sobie różne scenariusze jak bawimy się do piosenek które przewijały się na stacji. Wyobrażałem sobie, że całuję się z Michałem, a on nie mówi już nic żenującego, że pierwsza randka okazuje się jakimś żartem. Wyobrażam sobie jakim ideałem jest Michał i już niemal wyobraźnią sięgam czwartej randki gdy dostaję od niego intensywnie pachnący bukiet, już balansuje na granicy snu gdy wydaje mi się, że słyszę otwierane piwo w kuchni. Nieco wybija mnie to z letargu, ale oczy ponownie szybko się zamykają ze zmęczeniem. Wracam do kolejnych wyimagowanych pocałunków. Tylko się przesłyszałem, muzyka jest za głośno. Michał opiera mnie o ścianę i całuje po szyi. Zasypiam z czerwonymi policzkami, w wyobraźni zupełnie już nagi.
CZYTASZ
Intruz
RomanceCi dwaj nie mogli poznać się w bardziej nietypowcych okolicznościach... Wśród jesiennej aury i upiornych pomysłów mężczyzn połączy przypadek i dokonana zbrodnia... ale czy można wierzyć własnym oczom? Niektórzy wcale nie polegali by na tych zmysłach...