W ułamku sekundy zamieniłam stóg siana w kupkę pyłu.
Skierowałam ogień w stronę kolejnej przeszkody, którą także zamieniłam w drobny mak. Płomień unoszący się nad moimi ramionami przybierał dokładnie taką postać, jaką chciałam. Władza nad tak silnym żywiołem sprawiała, że dreszcz ekscytacji rozchodził się po całym moim ciele, zaczynając od łaskotania palców u stóp, kończąc na przyjemnym drapaniu na czubku głowy. Panowanie nad ogniem sprawiało, że czułam się złowieszczo. To była cząstka mnie, która sprawiała, że czułam się wyjątkowa. Nikt nie mógł odebrać mi mojego ognia, mojej mocy, dzięki której niszczyłam wszystko, co stanęło na mojej drodze. Zafascynowana jego blaskiem niszczyłam kolejne słomiane kreatury przygotowane na trening dla żołnierzy.
Obróciłam się w stronę tarcz, do których celowano z łuku. Nie potrafiłam posługiwać się bronią, ale nabrałam ogromnej ochoty wbić coś w sam środek tarczy, jak robili to łucznicy podczas treningów pod okiem Jonasa. Rozejrzałam się na boki. Poza mną na placu treningowym nie było żywej duszy. Żołnierze odpoczywali w karczmie, posilając się podczas pory obiadowej. Był to idealny moment, aby przetestować własne umiejętności.
Przywołałam magię Feniksa i obracając ją w dłoniach, starałam się, by przybrała pożądany przeze mnie kształt. Ogień rósł w moich rękach, ale nie przerażał mnie tym, że stawał się coraz bardziej nieokiełznany. Fascynowało mnie to, że mogę stracić nad nim kontrolę, że zaraz znów poczuję przeszywający ból na dłoniach, który pozostawi po sobie ślad w postaci blizn.
Wycelowałam kulę ognia w sam środek tarczy, przekuwając ją na wylot.
Spoglądając przez dziurę, której boki pokryły się sadzą, uśmiechnęłam się w duchu zadowolona ze swojego dzieła.
— Robisz coraz większe postępy. Przydałby się ktoś taki jak ty w naszym oddziale.
Wzdrygnęłam się, słysząc za plecami znajomy głos. Odwróciłam się zawstydzona w stronę mężczyzny, wiedząc, że przyglądał mi się od dłuższego czasu. Musiał zauważyć jak igrałam z ogniem, nasycając się jego mocą.
— Jonasie, nie słyszałam cię. — Spuściłam głowę i przyjrzałam się piaskowi, który skrzypiał pod naciskiem moich skórzanych butów.
— To dlatego, że nie chciałem, żebyś mnie usłyszała.
— Niezbyt to grzeczne skradać się po cichu.
W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.
— Kiedy zamierzasz wrócić do domu Mio? Nie potrzebujesz już treningów, bo świetnie opanowałaś magię Feniksa.
Uśmiechnęłam się w duchu, że ktoś zauważył moje postępy.
Briana na każdym kroku starała mi się udowodnić, że przede mną było jeszcze wiele pracy. Nie dawała mi pochwał. Wytykała tylko moje błędy, motywując mnie do walki.
Byłam świadoma tego, że radziłam sobie coraz lepiej, ale nie byłam przekonana, czy w pełni udało mi się okiełznać mój żywioł, bo gdy myślałam, że świetnie sobie z nim radzę, zawsze zdarzało się coś, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że moje umiejętności dalekie były od ideału.
— Tak bardzo chcecie się mnie stąd pozbyć?
Podeszłam do stogu siana, który zamieniłam w drobny pył. Chwyciłam za miotłę i zaczęłam sprzątać swój bałagan, szurając zbitymi drutami po piasku.
Za plecami usłyszałam skrzypienie.
— Zawsze przywitamy cię z otwartymi ramionami, niezależnie od twojej decyzji — oznajmił, zatrzymując się obok mnie.
CZYTASZ
Magia kłamstw FENIKS
Фэнтези- Jaki jest najlepszy sposób, żeby kogoś zabić? - zapytałam delikatnie przyciskając sztylet do nagiego ciała. - Wbić ostrze w brzuch. - Zatoczyłam kółko wokół pępka. - W szyję. - Końcówką ostrza uniosłam jego podbródek. - A może w serce? Królestwo z...