Rozdział czwarty "Ogień, który zesłał na mnie samotność"

33 6 0
                                    

Pierwsza noc z dala od domu nie należała do najprzyjemniejszych. Okazało się, że miałam uczulenie na pierze, o czym nie miałam zielonego pojęcia. Kichałam przez całą noc, próbując choćby na chwilę zmrużyć powieki.

Rozglądając się po spowitym w mroku pomieszczeniu, dostrzegłam, że moje kichnięcia nie obudziły moich współlokatorek. Linnea spała jak zabita, mamrocząc coś pod nosem. Przewróciłam się na drugi bok. Briana leżała nieruchowo, co znaczyło, że również spowita była w głębokim śnie.

Podciągnęłam nosem, żałując, że nie pomyślałam o tym, żeby zabrać ze sobą choćby jedną paczkę chusteczek.

Noc była prawdziwą katorgą. Gdy zaczynałam się przebudzać, miałam załzawione oczy, ale nie to było najgorsze. Ze snu wybudziło mnie łaskotanie w nos.

Gdy otworzyłam oczy ujrzałam dmuchawiec i małą rączkę, która trzymała jego łodygę, nachylając się nade mną i łaskocząc w czubek nosa. Przymknęłam oczy, gdy dmuchawiec zaatakował moje powieki.

Para roześmianych oczu, pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Te szare tęczówki wydały mi się znajome.

— Linnea? — zapytałam, przecierając powieki.

Kichnęłam w rękaw bluzy, przez co puszek latawca rozleciał się w powietrzu roznosząc pyłek, który dostał się do moich nozdrzy.

Dziewczynka radośnie zapiszczała, chowając się za ramę łóżka Briany.

Wtedy zrozumiałam, że nie miałam do czynienia z Linneą. Smarkula nie sięgała mi nawet do brzucha. Jej doskonale upięte włosy ozdobione były niezapominajkami i świeżym bukszpanem. Nie miałam żadnych wątpliwości, że była potomkinią mocy Kallisto.

Linnea również chodziła z kwiatami we włosach, więc musiała być to jakaś cecha wspólna wszystkich potomkiń mocy ziemi.

— Kim jesteś?

Położyłam nagie stopy na drewnianej podłodze i niepewnie zaczęłam podążać w stronę dziecka. Dziewczynka czmychnęła, wskakując na posłanie Briany.

— Hej, wracaj tutaj! — Ruszyłam w jej kierunku, ale upadłam na podłogę, potykając się o własne klamoty.

Wbiłam zęby w wargę, aby powstrzymać wiązankę przekleństw, która cisnęła mi się na język. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam w stronę dziecka.

Dziewczynka przyłożyła dłonie do ust, powstrzymując chichot.

A więc to tak? Bawiła ją moja niezdarność.

— Myślisz, że mnie przechytrzyłaś? Ciekawe co powiesz na to.

Chwyciłam za poduszkę z pierzem i rzuciłam ją w stronę dziecka, które opadło pośladkami na materac. Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Podbiegłam do niej wystraszona, aby upewnić się, że w żaden sposób jej nie zraniłam.

Gdy nachyliłam się nad jej twarzą, dziewczynka zamachnęła się, sprzedając mi solidnego liścia puchatą poduszką Briany.

— O ty!

Zaczęłam gonić ją po pokoju, urządzając prawdziwą walkę na poduszki. Pierze z poduszek unosiło się w powietrzu, powodując, że katar zaczął spływać z nosa do gardła.

Jednak zabawa trwała w najlepsze i nie było szkoda mi tych przeklętych poduszek, które ucierpiały w naszym pojedynku. To w zasadzie przyniosło mi to ulgę, gdy po całej nocy kichania mogłam się na nich wyżyć, bo to właśnie one były powodem mojego cieknącego nosa.

Drzwi do pokoju otworzyły się na oścież. Linnea zamarła, widząc, jak wymierzam poduszkę w stronę małej dziewczynki.

— Mio. Co ty wyrabiasz?

Magia kłamstw FENIKSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz