Rozdział drugi "Ogień, nad którym straciłam kontrolę"

62 7 2
                                    

Z uśmiechem na twarzy wkroczyłam na teren uczelni. Na dziale chemicznym tego dnia dyżur miał profesor Barlow, u którego razem z Cindy miałam oddać nasz konkursowy projekt. Do moich nozdrzy niemal od razu dotarł uciążliwy zapach siarki. Odwróciłam głowę w stronę pomieszczenia, z którego unosiła się ta nieprzyjemna woń. Przez otwartą szparę w drzwiach dostrzegłam dwóch mężczyzn w białych kitlach, którzy w popłochu otwierali okna.

Zachichotałam, widząc załamanych studentów, których eksperyment najwyraźniej okazał się niewypałem.

Ruszyłam dalej. Wspięłam się po schodach na drugie piętro. Kierowałam się w stronę sali, w której miałam oddać projekt przygotowany razem z Cindy. Zerkałam co chwila na plik kartek, powtarzając pod nosem argumenty, dzięki którym miałyśmy wybronić nasz projekt.

Wszystko szło po mojej myśli do czasu, aż seria dziwnych zdarzeń po raz kolejny dała o sobie znać.

— To ona! — Usłyszałam za plecami chropowaty głos.

Nim zdążyłam obrócić się na pięcie, ktoś pociągnął mnie za ramię, przez co na chwilę straciłam równowagę. Ujrzałam dobrze znaną pomarszczoną twarz, która patrzyła na mnie z wrogim spojrzeniem.

Pierwsze pomyślałam, że woźna musiała mnie z kimś pomylić, dlatego wyszarpnęłam się z jej uścisku.

— Co pani wyprawia? Proszę mnie puścić.

— Ani mi się śni. Odpowiesz za to, co zrobiłaś.

Osłupiałam ze zdziwienia.

— O czym pani mówi?

— Nie wstyd ci dziewczyno palić na terenie uczelni? Będziesz musiała słono wytłumaczyć się dziekanowi. – Pociągnęła mnie za rękaw. Nie przejmowała się tym, że stawiałam opór.

— Przecież ja nawet nie palę.

— Monitoring cię nagrał. Z niczego się nie wykręcisz.

Wszystkie słowa wyleciały mi z głowy.

Zrozumiałam, że stałyśmy dokładnie w tym samym miejscu, w którym wczoraj z mojej ręki uniósł się płomień ognia. Wyjrzałam ponad głowę staruszki, a po przeciwnej stronie ujrzałam kamerę skierowaną dokładnie na moją twarz.

Kurwa.

Byłam na uczelni ostatnią osobą, która złamałaby przepisy, ale jak mogłam wytłumaczyć tej kobiecie, że prześladuje mnie seria niefortunnych zdarzeń, których sama nie potrafiłam zrozumieć.

— Pani Robinson ja się nią zajmę.

Zadrżałam na dźwięk tego głosu.

Głosu, którego się bałam i którego nienawidziłam.

— Miałam przyprowadzić ją do dziekana — odpowiedziała staruszka.

Do tej pory lubiłam panią Robinson. Zawsze witałam się z nią z uśmiechem na twarzy, gdy mijałam ją na uczelni, dlatego tak bardzo bolał mnie fakt, że nie chciała wysłuchać moich wyjaśnień. Zobaczyła na monitoringu coś, co nigdy się nie wydarzyło. Wysnuła własne wnioski i miała zamiar ukarać mnie za coś, co nigdy nie miało miejsca, a to nie było w porządku.

— Rozmawiałam na ten temat z dziekanem, który musiał pilnie wyjść z uczelni z powodu nagłego spotkania i polecił, bym ja zajęła się tą sprawą.

Woźna z niechęcią w mozolnym tempie uwolniła mnie z uścisku, a krew znowu mogła dopłynąć do palców mojej prawej dłoni. Ta staruszka miała w sobie więcej siły niż niejeden osiłek z siłowni.

— Porozmawiamy w moim gabinecie — powiedziała miłym tonem pani Foster. Tak miłym, że aż przerażająco fałszywym.

Pokiwałam głową, kierując się za profesorką.

Magia kłamstw FENIKSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz