Rozdział szósty "Ogień, który zmienił mnie w potwora"

47 4 0
                                    

Opanowanie ognia, który tlił się wewnątrz mnie, wymagało ode mnie pełnego skupienia. Zrozumiałam, jak ważne w posługiwaniu się magią było to, aby poczuć się rozluźnionym i pogodzonym z własnym ciałem. Każdy najmniejszy ruch nadgarstkiem mógł wzniecić ogień, o rozmiarze przewyższającym moje najśmielsze oczekiwania. Każda emocja, radość, gniew, czy płacz mogła doprowadzić mnie do burzy uczuć, która przerodziłaby się w jedno. Przerodziłaby się w ogień.

Briana okazała się na tyle łaskawa, że już kolejnego dnia zezwoliła Linnei, by ta uleczyła moje oparzenia. Przyjemnie było odczuć ulgę, gdy już nie swędziała mnie skóra.

Rankami dostawałam w kość od Briany, a popołudniami trenowałam razem z Lennym. Na treningach dawałam z siebie wszystko. Walczyłam z ogniem aż do upadłego i pomimo wycieńczenia walczyłam do końca, bo chciałam jak najszybciej zrealizować swój cel i powrócić do domu.

Przy Brianie nie potrafiłam się skupić. Inaczej sprawa miała się, gdy trenowałam z Lennym. Przy nim łatwiej było mi trzymać swoje emocje na wodzy. W przeciwieństwie do potomkini Zefiru był cierpliwy. Czasami zdarzyło się mu na mnie nawrzeszczeć, ale z reguły starał się, żebym zjednała się z moim żywiołem i okiełznała drzemiącą we mnie moc.

Gdy światło księżyca oplatało swoim blaskiem ciemny pokój, przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. Dzień był wyczerpujący, ale gdy nadeszła pora na sen, nie potrafiłam zmusić się, aby oddać się zmęczeniu i odpłynąć do krainy snów.

Przywołałam delikatny płomień i obserwowałam, jak przechodził pomiędzy moimi palcami. Przywołanie delikatnego ognia opanowałam do perfekcji. Nie parzył mnie i łatwo było mi go kontrolować. Gorzej radziłam sobie z przywołaniem większego płomienia, który za każdym razem wymykał mi się spod kontroli.

Przyglądałam się płomieniowi, zafascynowana jego żywą barwą. Oświetlał moją twarz, odbijając się w moich oczach. Nie szeleścił jak wiatr, który przywoływała Briana. Nie pachniał tak jak kwiaty, które przywracała do życia Iskierka, nie szumiał jak odgłos fal, które wywoływał Lenny. Jednak było w nim coś niezwykłego. Fascynował mnie jego blask i ciepło, które rozgrzewało moją skórę. To jak płomienie wiły się wokół mojej skóry i skrzeczały jak ogień palony w kominku.

— Idź spać, James — wymamrotała sennym głosem Briana.

Odwróciłam się w jej stronę. Nawet nie podniosła się ze swojego łóżka. Wolałam z nią nie zadzierać, więc posłusznie zgasiłam płomień i zatopiłam głowę w poduszce.

***

Poranek miał być wyjątkowy. Miałam udowodnić Brianie, że wcale nie byłam takim nieudacznikiem, za jakiego mnie miała. Nie powinnam przejmować się tym, co sobie o mnie myślała, ale im bardziej starałam się o tym nie myśleć, tym bardziej pragnęłam, by zobaczyła, że byłam równie silna i zdeterminowana jak ona.

Na każdym treningu zaciskałam zęby i pozwalałam jej bawić się w grę, którą prowadziła. Każde upokorzenie z jej strony, każdy upadek i każdy jej wścibski komentarz bolał jak diabli, ale była to także motywacja do tego, żeby udowodnić jej, że się myliła i Mia James, którą poznała nie była tylko bękartem, który nie jest godzien odziedziczenia mocy Feniksa.

Obudziłam się na długo, zanim zaczęło świtać. Przechodząc na palcach przez pokój, zebrałam buty i zamieniłam piżamę na ubranie żołnierza. Sunąc po drewnianej podłodze, uważnie stawiałam każdy krok, modląc się w duchu, żeby drewniana podłoga nie zaskrzypiała pod ciężarem mojego ciała. Delikatnie zamknęłam drzwi, nie chcąc obudzić moich współlokatorek.

Zeszłam po skrzypiących schodach. W jadalni przywitałam się z rodzicami Linnei. Eileen przygotowywała posiłek dla żołnierzy, którzy mieli niedługo wstać. W pomieszczeniu roznosił się cudowny aromat wanilii, który połaskotał moje nozdrza.

Magia kłamstw FENIKSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz