Rozdział ósmy "Ogień, którego zabrakło"

28 3 0
                                    

Z upływem dni atmosfera w Zakątku zaczęła wracać do normalności. Żołnierze powrócili do treningów, oczekując kolejnego ataku, który nie nadchodził. Wyczekiwanie na kolejny atak stało się dla nich bardziej nieznośne niż sama bitwa, podczas której narażali własne życie dla wyzwolenia swojego królestwa. Bezczynność była dla nich gorsza niż działanie, gdy mogli się wykazać i zawalczyć o los królestwa. Pomimo wielkiej tragedii, która miała miejsce podczas ostatniej potyczki, ludzie wciąż mieli siłę do walki. Niektórzy wciąż opłakiwali swoich bliskich, a inni zdążyli pogodzić się z ich stratą. Wszyscy jednak pragnęli tylko jednego. Pomścić swoich bliskich. Stąd zebrał nich się zapał do kolejnej potyczki.

Czarne chmury spowite nad królestwem zaczęły odpływać, pozwalając słońcu wyjść na wierzch i na nowo oślepiać swoim blaskiem mieszkańców Veltei. Życie ukryte pod fasadą smutku i żalu przemijało, ustępując miejsca radości, jednak kolce wyrośniętej w ich sercach róży zagnieździły się głęboko, pozostawiając ciernie na ich ranach. Należało żyć dalej. Żadna magia Feniksa, Hydry, Zefiru czy Kallisto nie była w stanie przywrócić do życia umarłych, ani wynagrodzić ich bliskim straty.

Nastroje w Zakątku były dość uroczyste. Zbliżało się wielkie święto i każdy na chwilę zapomniał o bólu i cierpieniu, który ranił ich dusze. Atmosfera w wiosce również uległa poprawie. Mieszkańcy przygotowali się na jarmark, który miał odbyć się już za kilka dni. Dzięki temu na chwilę mogli zapomnieć o trwającej na wzgórzach wojnie.

Był to szczególny dzień dla mojej przyjaciółki. Linnea miała poznać wybranka, którego wybrali dla niej jej rodzice. Przez całą noc przewracała się z boku na bok, przeszkadzając mi i Branie we śnie. Zaproponowałam jej spacer, ale odmówiła. Wtedy też pogrążyłam się w upragnionym spoczynku.

Wstałam o świcie razem z razem całym Zakątkiem. Przywykłam do wczesnego wstawiania, co stało się moją codziennością. Matka Linnei już od rana przygotowała potrawy dla gości, które kusiły mnie swym zapachem. Z żalem pomyślałam, że muszę poczekać do wieczora, żeby spróbować jej wypieków, bo kobieta wyganiała każdą osobę, która zjawiała się w progu niewielkiej kuchni.

Z pomocą Iskierki zabrałam się za dekorację schodów, które ozdobiłyśmy wiązanką kwiatów. Chciałam się na coś przydać, a pomaganie potomkini Kallisto było czystą przyjemnością, bo dziewczynka potrafiła przywrócić do życia zgniłe kwiaty, które zebrałyśmy o poranku i nadała im drugą świetność.

Rozsunęłam liście bzu, odsłaniając zwiędły kokon.

— Iskierko jeszcze tutaj.

Dziewczynka zeskoczyła ze schodka i włożyła dłonie pomiędzy zielone liście. Gdy opuszki jej palców dotknęły fioletowego kwiatu, ten powoli podniósł swoją łodygę, a kwiecisty zapach połaskotał nasze nozdrza.

— Linnea uwielbia zapach bzu — oznajmiła dziewczynka, przyglądając się płatkom kwiatów.

— Z pewnością spodoba się jej nasza dekoracja.

— Myślisz, że wybranek Linnei też lubi kwiaty?

— Z całą pewnością. — Pogłaskałam ją po głowie, zanurzając palce w złotych lokach. — Inaczej nie zgodziłby się na zaręczyny z potomkinią Kallisto.

Zmarszczyła swój nosek, mocno się nad czymś zastanawiając.

— Nasz papa nie lubi kwiatów.

— Naprawdę?

Energicznie pokiwała głową.

— Ma na nie uczulenie. Spójrz tylko. — Pociągnęła mnie za rękaw i wskazała na Jonasa, który siedział w kącie, wycierając nos w chusteczkę. — On jako jedyny nie jest zadowolony z naszej dekoracji.

Magia kłamstw FENIKSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz