— „Panie! Weź Balladynę, piękna jak dziewanna". — Tobie się także, Alino, dostanie
Rycerz za męża... ale starsza panna Powinna prędze zostać panną młodą.
„Balladyna" Juliusz Słowacki
Bella leży na podłodze, skulona w pozycji embrionalnej i wpatruje się tępo przed siebie. Nie ma siły wstać, nie ma siły nawet sfokusować wzroku. Nie płacze, znajduje się w stanie na pograniczu dysocjacji i katatonii.
Przyciska do piersi dwa lśniące, grube warkocze.
Warkocze ucięte przy samej skórze przez starą wiedźmę.
-Kiedy w końcu mnie nauczysz eliksiru miłości?
-Jeszcze nie teraz.
-Jutro diuk przyjeżdża polować w lasach, do jutra mam go znać.
Starucha wybucha śmiechem.
-Dobrze, chodź - sadza ją na krześle w zielarni i obwiązuje oczy. Wiedźma odgarnia jej włosy, a dziewczyna czuje zimne ostrze przy twarzy, domyśla się, że będzie upuszczała jej krew. Nie czuje jednak nawet ukucia, a gdy na jej kolanach coś ląduje, nie wie nawet, co to. Przecież nie ucięła jej ucha... Prawda dociera do niej dopiero po chwili.
-Nie będzie żadnego księcia. Zapomnij o tym. Wioska sobie bez wiedźmy nie poradzi, a ty nigdy stąd nie odejdziesz.
"Wszystkie marzenia zniszczone" - myśli Bella, skulona na podłodze.
-Już tak nie histeryzuj nad tymi włosami - prycha starucha widząc, że od rana dziewczyna nie ruszyła się nawet z miejsca. - Z twoim brakiem cycków to i do ziemi byś je mogła mieć, a by cię żaden książę nie zechciał.
Dziewczyna powoli wstaje i spogląda na wiedźmę zamglonymi oczyma. Podchodzi do stołu i zgarnia z niego sierp używany do ucinania ziół.
-O, bardzo dobrze. Nawłoć byś poszła zerwać, pełnia niedługo - gdera niczego nie spodziewająca się wiedźma.
Kilka lat temu Bella popełniła straszny błąd. Powinna pozwolić inkwizytorowi zabić wiedźmę i jej siostrę. Ale dziś może ten błąd naprawić...
Nagle do chatki wpada zdyszana Luiza.
-O, mamy komplet. Jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło... - szczerzy się maniakalnie Bella.
-Siostrzyczko, błagam, pomóż - Luiza łapie ją za ręce. Po tym, jak siostry dorosły, jeszcze bardziej widać różnicę między nimi. Luiza jest krępa i niska, sięga Belli ledwo do ramienia, a obfity biust nadaje jej sylwetce wygląd litery P. Bella, ku swej rozpaczy, przejęła za to wysoki wzrost i muskularną sylwetkę matki z północy. - Diuka zranił dzik, leży w karczmie umierający...
Bella, nagle otrzeźwiona, chwyta za poręczną torbę z lekarstwami.
-No leć do niego - prycha kpiąco stara wiedźma. -Zobaczymy, jak się zakocha w takim czupiradle...
Bella narzuca tempo biegu, torba obija się jej boleśnie o udo, ale w dziewczynie aktywowały się pradawne wspomnienia z czasów, gdy jaskiniowcy kilometrami ścigali zdobycz. Luiza ledwo za nią nadąża, zaplątuje się w sukienkę, a cycki boleśnie obijają się o jej klatkę piersiową.
-Jeśli... uratujemy... księcia... to... może... się... zgodzi... posłać... mnie... na... nauki -dyszy Luiza.
-Dziewczynom nie wolno - syczy przez zęby Bella.
-Ale... przepowiednia... jeśli... jeśli powiesz, że pomagam... przy... eliksirach...
Bella zatrzymuje się nagle, tak, że starsza siostra prawie na nią wpada. Przepowiednia... w takim razie ją książę poślubi. Przygładza roztrzepane włosy. „Prawdziwa miłość" myśli i przypomina sobie wszystkie opowieści, w których król rozpoznawał swoją ukochaną w przebraniu żebraczki, czy nawet zmienioną w ropuchę.
Wchodzą do karczmy. Rozłożony na ławie diuk jest brzydszy, niż wyobrażała to sobie Bella. Ma okrągła twarz i o wiele zbyt miękką linię szczęki, ogólnie całe jego ciało przypomina niewypieczone ciasto. Dziewczyna przyłapuje się na tym, że zastanawia się, czy miałaby szansę pokonać go w pojedynku.
Bella podchodzi bliżej i jej skojarzenie z ciastem przybiera makabryczny kształt - dzik rozharatał brzuch mężczyzny i wylewające się flaki wyglądają zupełnie jak owocowy farsz z drożdżówki.
W księcia wlano chyba całe zapasy smoczejkrwi i laudanum dostępne w karczmie, nie czuje więc już bólu. W ogóle nie czuje nawet swojego ciała, czuje się bardziej, jakby powoli nad nim wirował albo unosił się na jakiś falach, a ciało co najwyżej czuje, tak, jak zdrowi ludzie czują zdrętwiałe kończyny.
Spogląda na dziewczyny i uśmiecha się lubieżnie.
Podnosi tułów, a robiąc to, otulony alkoholem i laudanum, czuje, jakby powietrze stawiało zacięty opór - jak w śnie, kiedy człowiek czuje się, jak gdyby biegł w wodzie.
-Mój anioł przyszedł - mamrocze i wyciąga w ich stronę serdelkowate palce. Bella instynktownie robi krok w tył.
-Przyprowadziłam ci kogoś, razem robimy lekarstwa i... - mówi nieśmiało Luiza. Diuk gwałtownie, z siłą niespodziewaną dla kogoś tak poważnie rannego, przyciąga ją do siebie.
-Ależ nie trzeba - mamrocze, wtulając swoją twarz w dekolt karczmarki. -Z taką ślicznotką u boku to ja mogę umierać... - przenosi wzrok na Bellę. - Jak Ci na imię, chłopcze?
Bella dopiero teraz zauważa, że nadal trzyma w ręku sierp, którym chciała zabić staruchę. Z jakiejś niewiadomej przyczyny, bo przecież jest jeszcze lato, ostrze sierpa pokrywa cienka warstewka szronu. Podnosi wzrok i wpatruje się prosto w oczy diuka.
-Iz... - zaczyna Izabella, z rozpędu chcąc podać swoje prawdziwe imię. - Izydor - dokańcza.
CZYTASZ
Iz Smoczakrew. Część pierwsza
FantezieObdarzona niezwykłą mocą Iz Smoczakrew żyje w świecie, gdzie kobiety za naukę magii mogą trafić na stos. Nie przeszkadza jej to jednak zupełnie - dziewczyna jest leniwa, próżna i pozbawiona wszelkich ambicji, a jej jedynym celem życiowym jest poślub...