Część 4 - Młodzi Pradawni

6 2 0
                                    

Kreatorzy zostali. Bardzo długo. Przez ten czas, pod czujnym okiem Alathora stworzyli prawdziwe cuda. Piękne pałace. Lasy składające się z niespotykanych srebrzystych drzew i krzewów o wielkich owocach. Nauczył ich tworzyć muzykę, a samemu udało mu się odtworzyć wiele utworów, które zginęły wraz z jego światem.

- Piękne melodie - stwierdziła Maidel, po wysłuchaniu Holding Out For a Hero Bonnie Tyler.

- Tak, czy sam ją stworzyłeś? - spytała Tiatha. Alathor zawahał się z odpowiedzią. W zasadzie, co mu szkodzi, przecież nikt go nie sprawdzi - pomyślał.

- Tak - odpowiedział, patrząc pięknej Kreatorce prosto w oczy. Widział w nich pasję, chęć poznania i fascynacje. I to chyba właśnie te oczy sprawiały, że czuł się przy niej jak nastolatek. Karcił się za to w myślach. Miał na karku niezliczone ilości lat. Był starszy niż cały wszechświat, a jednak...

Zaczynając od Selcora wszyscy stworzyli dla siebie wielkie wille, które dość szybko przyćmiły siedzibę Nieznanego. Ten jednak wcale się tym nie przejmował. Towarzystwo Kreatorów działało na niego pobudzająco. W końcu nie był sam, a młodzi i pełni energii towarzysze sprawili, że znów poczuł się tak jakby miał dwadzieścia lat.

Althor siedział właśnie na łące niebieskiej trawy, a obok niego znajdowała się Tiatha.

- Naprawdę? Ale jak to? - spytała, kiedy ten opowiadał jej o swoim życiu na Ziemi. Nie mówił o tym nikomu innemu, tylko jej. Nie dbał o to czy powie to któremuś z Kreatorów, z resztą... nie dawał jej zbyt wiele czasu na przebywanie z pobratymcami. Chciał ją mieć dla siebie, tylko dla siebie. Była tylko jego...

- Wiesz, jak się miało piętnaście lat to była najlepsza rzecz na świecie. Dawało to poczucie wolności i wiesz, namiastki dorosłości.

- Byliście wspaniałym gatunkiem - przyznała kobieta. - Żałuję, że nie urodziłam się na Ziemi.

- Nie masz czego żałować. Nie zawsze było tak wspaniale. Właściwie... częściej było źle niż dobrze.

- Ale czy w życiu nie liczą się tylko chwile? - spytała. Na twarzy Alathora pojawił się uśmiech. Zupełnie szczery.

- Przy tobie - wymamrotał - ... czuję, że każda chwila jest przyjemnością.

- Dziiiiękuję - odpowiedziała niepewnie Kreatorka. Alathor skrzywił się. Zdał sobie sprawę, że popełnił głupotę. Przecież kobieta nie znała pojęcia miłości, a przynajmniej nigdy w życiu jej nie posmakowała. Musiał obchodzić się z nią jak dzieckiem, nauczyć ją pewnych uczuć. Może będzie potrzebował więcej czasu. Trudno. Czekał tyle biliardów lat, poczeka jeszcze chwilę. Nie, nie poczeka...

Chwilę później sięgnął dłonią i ułożył ją na szyi Tiathy. Kobieta nie popierała się, prawdopodobnie w ogóle nie zdawała sobie sprawy jakie były intencje Alathora. Czuła jednak przyjemność, kiedy ich usta się połączyły.

- Hugo, spieprzaj! - wrzasnął jeszcze do golema, który bez emocji wykonał polecenie.

***

Pallier machał wszystkimi czterema ramionami formując kolejną rzeźbę. Trudność polegała na tym, że nie odtwarzał niczego z pamięci, a tworzył coś z wyobraźni, coś co ciężko było mu sobie uświadomić, a o czym opowiadał mu Nieznany, któregoś dnia, kiedy przechadzali się ogrodami.

Rzeźba miała przedstawiać dwie osoby, dwóch płci, które są połączone. Sam Kreator nie do końca rozumiał po co tworzyć coś podobnego, jednak Alathor twierdził, że ludzkość tworzyła podobne rzeczy w złotym okresie swojego rozwoju. Pallier stwierdził, że jeżeli dawna cywilizacja pradawnych tworzyła coś tak wspaniałego to jego obowiązkiem było kultywować te tradycje, a przynajmniej tak czuł.

NieznanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz