Część 6 FINAŁ - Efekt zniszczenia

4 2 0
                                    

Selcor zniknął, a z nim wszelkie próby Kreatorów stworzenia życia. Alathor cieszył się, ze pozbył się najbardziej buntowniczego z Kreatorów. Sprawiło to, że żadne z nich nie kwestionowało już jego przywódczej pozycji, w której czuł się teraz dobrze jak nigdy do tej pory.

Pallier również nie mógł aspirować do tej roli. Po oszpeceniu i odkryciu własnych ograniczeń zaszył się w swoim pałacu i praktycznie z niego nie wychodził.

Tiatha była całkowicie zakochana w Nieznanym i to bardzo mu odpowiadało. Mężczyzna w końcu miał wszystko. Piękną kobietę, władzę i... nie, brakowało mu jeszcze jednego, czegoś, czego obsesyjnie teraz pragnął, a o czym dowiedział się dopiero kiedy nieopatrznie zrobił to Selcor.

Chciał tworzyć życie. Nie rozumiał czemu Kreatorzy to potrafili a on nie. Może po prostu sam kosmos nie chciał by on, anomalia, tworzył kolejne anomalie, coś ze starego kosmosu.

- O czym myślisz? - spytała Tiatha, wtulona w ciało swojego kochanka.

- O niczym - skłamał mężczyzna. Po chwili jednak spojrzał jej prosto w oczy. - O tobie - skłamał znowu. Chociaż właściwie nie.

- Gdzie byłeś wczoraj? - spytała nagle. Alathor nie odpowiedział. Szczerze powiedziawszy miał nadzieję, że kobieta o to nie spyta. Nagle poczuł, jak jej noga ociera się o jego ciało.

- No przepraszam - dodała i uśmiechnęła się. Była teraz tak piękna, że był gotowy zrobić dla niej wszystko. Pogładził ją po włosach.

- Byłem na Nowej Ziemi - odpowiedział.

- Gdzie?

- To taki mój nowy projekt, na boku, pokażę ci go kiedyś - stwierdził mężczyzna.

- Czy Ziemia to nie była planeta z której pochodzisz? - spytała.

Przytaknął.

- Chcesz ją odbudować?

- Nie, nie dam rady - przyznał mężczyzna.

- Dlaczego?

- Ziemia została zniszczona tak dawno temu, dawniej niż jestem to w stanie określić, a ja... jestem tylko człowiekiem. Moje wspomnienia zaczęły się zacierać. Jak zdjęcia, które zaczynają blakniąć... cholera, przecież nie wiesz o czym mówię prawda?

- Po części wiem, chociaż ja pamiętam wszystko - odpowiedziała. - Czy... chciałbyś ich ożywić?

- Kogo?

- Ludzi - powiedziała, a Nieznany zacisnął zęby. Tak, marzył o tym, zrobił nawet formy, zwierząt, ludzi, posadził drzewa, wyhodował krzewy. Zrobił to z całą swoją mocą i całym swoim kunsztem, ale nic z tego nie żyło, nic z tego nie było prawdziwe. Wszystko to była jedynie marna imitacja, atrapa, a Nowa Ziemia, podobnie jak obecnie stara, była martwa.

- Alathorze... - zwróciła się do niego Tiatha.

- John - przerwał jej.

- Słucham?

- Tak mam naprawdę na imię, takie imię nadała mi matka i takie nosiłem, kiedy żyłem na Ziemi, John - wyjaśnił Nieznany, używając tego imienia po raz pierwszy w tym wszechświecie.

- To bardzo ładne imię - oznajmiła.

- Bardzo pospolite.

- Może kiedyś, ale nie tutaj. Miałeś kiedyś... kogoś już?

- Tak, moja dziewczyna nazywała się... chyba, tak, Ava, tak, tak się nazywała.

Nastała chwila milczenia. John, Nieznany, Alathor patrzył w sufit, nie myśląc o niczym konkretnym. Po chwili wrócił myślami do pokoju. Spojrzał na ukochaną i nakrył ich oboje kołdrą.

NieznanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz