Część 8

55 2 0
                                    

Carlos pov*
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Co za ustrojstwo. Gdy spojrzałem, która jest godzina to okazało się, że mam takie dwadzieścia minut do rozpoczęcia lekcji, więc mogłem sobie jeszcze pospać, ale oczywiście mi nie dano.
- Carlos... - po chwili usłyszałem głos koło mojego ucha.
- Zostaw mnie Mal - mruknąłem i bardziej się nakryłem kołdrą.
- Wstawaj szczeniaku - powiedziała uderzając mnie poduszką w głowę, a ja tylko zwróciłem na nią wzrok.
- Już drugi tydzień... Już drugi tydzień mi to robisz - powiedziałem z pretensjami.
- Wstawaj - tylko powiedziała stanowczo i zbliżyła się do wyjścia - No już.
No i jak powiedziała to tak zrobiłem. Masakra jak marudzi. Po pewnym czasie dotarliśmy już do szkoły i poszliśmy na tą lekcję. Nie ma to jak kolejne przynudzanie przez Dobrą Wróżke.
- Carlos - powiedział do mnie Jay jak wychodziliśmy z klasy.
- No co jest?
- Chcesz batona? - zapytał i wskazał na jakiś automat z przekąskami.
- Jeszcze się pytasz? - powiedziałem podbiegając do automatu - Kasa - po chwili powiedziałem do znajomego i wysunąłem w jego stronę rękę.
- Sam se weź z swoich pieniędzy - mruknął.
- Jak zaproponowałeś to chyba też możesz postawić dla dobrego kolegi - powiedziałem z uśmieszkiem.
- Chyba śnisz.
- Dobra... - powiedziałem i zacząłem gwałtownie uderzać w ten automat i tam nim trząść.
- Carlos - nagle usłyszałem głos i po chwili zobaczyłem Mal, Evie i batona, który wypada.
- I oto drogie dzieci tak się to robi - powiedziałem zadowolony, biorąc tego batonika i go zaczynając.
- Właśnie, że tak się nie robi - powiedziała Mal i położyła swoje ręce na moich ramionach.
- Już bez przesady - powiedziałem, biorąc pierwszy kęs batona i po chwili zrobiłem wielkie oczy i spojrzałem na tą przekąskę - Ja nie mogę... Jakie to dobre.
- Tak... A może ty też byś mógł być taki dobry i innym razem no użyć pieniędzy jak będziesz chciał batonika czy coś - powiedziała moja dziewczyna.
Rany... Znowu zaczyna. Odkąd tutaj przyjechałem i jak zostaliśmy parą to tylko wstawaj bo spóźnisz się do szkoły, lub tak nie wolno robić i takie inne... I uwierzyć w to, że ona jest córką Diaboliny. Strasznie po prostu się zmieniła.
- Rany Mal... - zacząłem i nagle przerwał mi Jay.
- To może my was zostawimy... Chodź Evie - powiedział no i se poszli.
- No wiesz co?! - krzyknąłem za nim, ale już tam se poszli.
- Carlos... - po chwili usłyszałem głos córki Diaboliny.
- Rany Mal już nie przesadzaj - powiedziałem i wziąłem kolejny kęs batona - Przecież to nic takiego.
- Ale to jest Auradon, a nie Wyspa potępionych - powiedziała dziewczyna, dotykając mojego policzka.
- No tak inne tutaj zasady są bla bla bla trzeba się do nich dostosować bla bla bla trzeba tutaj być grzecznym bla bla bla - powiedziałem, a dziewczyna westchnęła.
- Możesz chociaż raz się po prostu powstrzymać?
- Ale...
- Zrób to dla mnie.
Umm... No i co teraz powiedzieć... Nie chcę jej denerwować, ale.... Może tak uciec? No ale i tak potem się spotkamy i też trochę tym mogę ją zdenerwować, a tego nie chcę, ale jeszcze jest jedną wyjście.
- Niczego nie obiecuję - powiedziałem i wysłałem dla niej mały uśmiech, a ona znowu westchnęła.
- Dobra... Chodź - powiedziała Mal i pociągnęła mnie za rękę i poszliśmy do klasy.
- Co chcesz? - zapytał mnie Jay jak byliśmy w stołówce.
- Nie wiem...
- To się zdecyduj.
- Nie pośpieszaj mnie.
- Możecie trochę szybciej? - usłyszeliśmy nagle czyiś głos i był to Chad.
Syn Jafara powiedział dla niego, że jeszcze chwila, a Chad po chwili znowu zaczął swoje, aż w końcu wziąłem w rękę mąkę i trochę w tej mące pobrudziłem jego koszulę.
- Oszalałeś?! - nagle krzyknął.
- Już bez przesady - powiedziałem i po chwili jego twarz była w mące.
- Przestań! - krzyknął już zdenerwowany chłopak i wziął mąkę w rękę i po chwili ta mąka wylądowała na mojej koszulce.
No i zaczęła się wojna. No i tak się to ciągnie i ciągnie, aż nagle Mal dostała w głowę.
- No i co zrobiłeś? - zapytałem Chad'a.
- To ty to rzuciłeś i zacząłeś!
Po chwili zobaczyłem wzrok Mal i... Może troszeczkę była zła... Tak troszeczkę...
- Carlos! - krzyknęła i podeszła do mnie - Co ty wyrabiasz?!
- Umm... Przepraszam - powiedziałem, wziąłem chusteczkę i trochę wytarłem jej twarz - Trochę masz mąki...
- Nie denerwuj mnie - powiedziała dość ostro i wyrwała ode mnie tą chusteczkę, a potem wyszła z stołówki.
No świetnie... Smok się zdenerwował.
- Idź do niej - po chwili usłyszałem głos Evie no i też tak zrobiłem.
- Mal - powiedziałem, doganiając ją i łapiąc ją za rękę - No przecież nie ma z czego się denerwować... No już nie denerwuj się.
- Carlos była mowa, że masz się powstrzymywać od swoich wybryków - powiedziała i zaczęła mi delikatnie wycierać tą mąkę z mojej koszulki.
- Przecież to nic takiego nie było.
- Carlos...
- Rany no przecież nikogo nie pobiłem, nikomu nic się nie stało.
- Carlos...
- Niczego nie zniszczyłem, nie było żadnej krwi.
- Carlos...
- Nikt nie został ranny, nikt nie wylądował w szpitalu.
- Carlos...
- Więc po co się czepiać? - zapytałem krzyżując ręce - Nie rozumiem.
- Bo to Auradon. Ile razy można ci tłumaczyć?
- Słuchaj jak chciałaś to się zmieniłaś i to nawet bardzo, ale to nie znaczy, że ja muszę - powiedziałem i miałem już iść, ale Mal złapała mnie za rękę.
- Nie każe ci się zmieniać tylko po prostu... Nie rozrabiaj tak.
- Mhm... Kocham cię - powiedziałem i poszłem w swoim kierunku.

Następcy - Marlos Nigdy mnie nie zmienisz... Może Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz